Rozdział 1

4 1 0
                                    

Maj 2019 rok

Dziś mija rok odkąd rodziców nie ma na tym świecie. Razem z Willem postanowiliśmy pójść na cmentarz, staliśmy przy grobach jakieś 3 godziny, dla niektórych może się to wydawać dziwne, ale opowiadaliśmy im co wydarzyło się w naszym życiu przez ten czas. Kiedyś jak mieszkaliśmy w Rosji razem z rodzicami robiliśmy tak gdy przychodziliśmy odwiedzić dziadków na cmentarzu. Taka tradycja od najmłodszych lat.

Gdy w końcu wróciliśmy do domu Will poszedł do pracy bo miał na popołudnie. Ja natomiast tę fatygę zaczynałam dopiero od godziny osiemnastej. Pracowałam jako kelnerka i było mi z tym dobrze, nigdy nie zdarzyły mi się jakieś nieprzyjemne sytuacje za co dziękowałam Bogu bo słyszałam, że w tym zawodzie często boryka się z takimi incydentami w szczególności kobiety. Mój brat pracował w jakimś warsztacie samochodowym i ze względu na godziny rozpoczęcia mojej pracy bardzo często go odwiedzałam.

****

Przygotowywałam właśnie kolejne zamówienie w międzyczasie rozmawiając z moimi przyjaciółkami Natalie, Charlotte i Cassie, które również tu pracowały. Cassandra zmywała naczynia i ogólnie zajmowała się sprzątaniem, Natalie przyjmowała zamówienia, a Charlotte razem ze mną je robiła. Uznałyśmy, że takie rozdzielenie obowiązków będzie najlepsze i rzeczywiście tak było, każdej z nas pasowały wykonywane czynności.

Ruch stawał się coraz mniejszy więc mogłyśmy pozwolić sobie na odetchnienie.

- dziewczyny ja pójdę, do sklepu dacie radę? - zapytałam

- no, bez problemu możesz iść - odezwała się Natalie - ale pod jednym warunkiem - wymierzyła w moją stronę palcem

Przewróciłam oczami i westchnęłam

- jakim? - spojrzałam na nią czekając na odpowiedź

- kupisz mi żelki - odparła

- okej, a wy chcecie coś? - przeniosłam spojrzenie na Charlotte i Cassie

- mi chipsy możesz wziąć! - krzyknęła z kuchni Charlotte - potem ci oddam! - dodała

- mhm, a ty Cassie?

- nie chce nic

- dobra to idę

Wyszłam tylnymi drzwiami i zmierzałam w stronę sklepu. Nowy Orlean był naprawdę przepiękny, przez te 5 lat kiedy tu mieszkam zdołałam wiele zwiedzić, nauczyć się dobrze języka, jednak akcent rosyjski mi pozostał. Często jak z kimś widziałam się po raz pierwszy to najpierw padało pytanie "skąd jesteś?", czasami zdarzały się wyzwiska na temat mojego pochodzenia, ale zdążyłam do tego przywyknąć choć nie ukrywam na początku było mi przykro, że ktoś ma czelność obrażać drugiego człowieka tylko ze wzglęgu na jego obywatelstwo.

Weszłam do sklepu idąc między alejkami zgarnęłam paczkę chipsów, żelek i coś po co tu przyszłam czyli papierosy, a dokładniej czerwone winstony. Podeszłam do lady, kasjerka zaczęła kasować moje zakupy, a ja cierpliwie czekałam aż skończy, gdy ten moment nastał zapłaciłam kartą, wzięłam zakupione rzeczy z blatu i opuściłam kiosk mówiąc kobiecie "do widzenia". Podążałam chodnikiem do swojego miejsca pracy, na dworze robiło się coraz ciemniej przez co ciężej było mi się zorientować czy na pewno idę dobrą stroną. Nagle poczułam, że na kogoś wpadłam, podniosłam głowę do góry i zmrużyłam oczy aby zobaczyć kto to, jednak moja ślepota nie pozwoliła mi na to.

- wyglądasz jak kret - do moich uszu dotarł męski, niski lekko zachrypnięty głos

- o Boże serio? Dzięki uważam, że to bardzo urocze stworzenia - powiedziałam udając entuzjazm - za to ty wyglądasz jakby ktoś cie wyrzygał - dodałam po chwili

Love in New OrleansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz