4 - Więc zażądałem nagrody

18 5 7
                                    

Nie specjalnie lubiłem się angażować w życie innych ludzi, a tym bardziej bezinteresownie im pomagać. Zwłaszcza gdy na tym traciłem, bo dzięki temu roztaczali wokół siebie aurę szczęścia, w której przebywanie nie sprawiało mi przyjemności. Powinien powiedzieć sobie: „Nie Konya, nie wtrącaj się". Rozpoznałem jednak tego głupiego okularnika, którego niedawno uchroniłem przed rozbiciem głowy i stwierdziłem, że mi go żal. Podszedłem do tych durniów, którzy go bili i dałem sobie kilka sekund na ocenę ich słabości. Jeden z nich miał nadwyrężoną kostkę, więc kopnąłem go na tyle mocno, że się przewrócił.

- Jesteście tak kiepscy w znalezieniu sobie dziewczyn, że zarywacie grupowo do licealistki z zagranicy - powiedziałem, próbując zdecydować się kogo teraz powinienem osaczyć.

Próbowali mnie zaatakować, ale uchyliłem się i uderzyłem kolejnego z nich w słaby punkt, rzuciłem też parę niemiłych snów. Zadziałały wyjątkowo dobrze, bo tego dnia już wyrobiłem normę, więc nawet nie musiałem się wysilać.

Od tamtego wydarzenia minął ponad tydzień i wciąż nie otrzymałem żadnych podziękowań, a uważałem, że jak najbardziej mi się należały. Byłem pewny, że okularnik wiedział, kim jestem, więc żeby ułatwić mu zadanie upewniłem się, w której jest klasie i często przechodziłem obok. Nawet odsyłałem swoje kółko wielbicieli z myślą, że to jest problem, ale wciąż się nie doczekałem.

Czasami go obserwowałem, zastanawiając się, czy znowu gdzieś nie upadnie i pewnie sprawiałby lepsze wrażenie, gdyby nie był taki blady i nie grymasił się co chwila z bólu. Nie określił bym go jako kogoś uroczego, ale mnie intrygował. Poza tym, wydawał mi się dziwnie znajomy, nawet jak na kogoś ze szkoły. Przyglądając mu się widziałem, że ma inne słabości niż te, których się spodziewałem. Często odpływał gdzieś myślami i próbował ogarnąć swoje niesforne, czarne włosy.

Myślałem nad tym, żeby dać mu jeszcze tydzień, a potem bezpośrednio zażądać czegoś w zamian za pomoc. Przecież nie narażałbym się na darmo, coś musiałem z tego mieć. Za taki długi czas oczekiwania powinno to być coś dużego. Przechodziłem akurat obok sali artystycznej, przypominając sobie, że miałem odezwać się do nich, aby mi coś pożyczyli. Nie byłem pewny, czy ktoś jest w środku, ale postanowiłem spróbować szczęścia, skoro mogłem od razu to załatwić.

Najwyraźniej los podpowiadał mi, żebym swój plan zrealizował nieco szybciej, bo gdy przesunąłem drzwi to zza sztalugi wychyliła się głowa okularnika. Kiedy mnie rozpoznał, od razu schował się z powrotem, licząc na to, że sobie pójdę, ale nie miałem takiego zamiaru. Pewnie wkroczyłem do środka, rozglądając się i ciesząc się, że nikogo więcej tam nie ma. Szczęście było po moje stronie i nie mogłem przestać się złośliwie uśmiechać.

- Tak się zastanawiałem - zacząłem, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. - Potrzebuję małego pędzelka do pewnego projektu, może macie jakiś na zbyciu, którego nie musiałbym wam potem oddawać?

O dziwo od razu wstał i podszedł do jednej z szafek, z której wyjął słoik i położył na wolnym stoliku.

- Wybieraj - mruknął i wrócił do przerwanej pracy, dając mi do zrozumienia, że po tym mam zniknąć.

Oczywiście dałem sobie dłuższą chwilę na przyjrzenie się każdemu z potencjalnych narzędzi. Okularnik co jakiś czas zerkał, by się upewnić, że wciąż tu jestem, wzdychał przy tym ciężko. Zrobił sobie przerwę, żeby się czegoś napić i wtedy moje nozdrza uderzył ten charakterystyczny zapach. Wszędzie bym go rozpoznał i zaśmiałem się w duchu, teraz dopiero robiło się ciekawie. Podszedłem zobaczyć nad czym pracuje, nie spodziewałem się realistycznego obrazu drapieżnego ptaka, który atakuje jakiegoś innego, małego, bezbronnego. Na krześle obok leżał tablet z referencyjnymi zdjęciami i telefon ze słuchawkami z zatrzymanym podcastem.

- Dosyć to drastyczne - skomentowałem i zbliżyłem się jeszcze bardziej, by wywrzeć na nim większą presję.

Spojrzał na mnie wściekły, zaciskając usta w wąską kreskę. Ewidentnie nie miał tego dnia humoru. Skorzystałem z okazji, żeby zobaczyć, że ma oliwkowy kolor oczu, ale jego źrenice wciąż nie nabrały odpowiedniego kształtu.

- Nie powiem, bardzo długo każesz mi czekać na podziękowania - oznajmiłem poważnym tonem. - Pomogłem ci już dwa razy, chyba nie zamierzasz tak tego zostawić.

- Zbierałem siły, żeby zmierzyć się z twoim dogryzaniem - odparł niechętnie, bawiąc się w dłoniach pędzelkiem.

- Nie jestem aż taki okropny.

- Powiedziałeś, że jestem żałosny. Jestem tego, aż nazbyt świadomy.

- Mogło mi się to wymsknąć - potwierdziłem niewinnie, przypominając sobie pewne szczegóły.

Okularnik nagle wstał i się skłonił, składając jednocześnie podziękowania. Kiedy się wyprostował jego spojrzenie mówiło tylko 'zadowolony?', popukałem go pędzelkiem po głowie, był niewiele niższy ode mnie.

- To za mało, za moja pomoc żądam większej zapłaty - mruknąłem.

- Czego chcesz?

- Mam ochotę na sernik. - Uśmiechnąłem się niewinnie, gnębienie ludzi było zbyt zajmującym zajęciem.

- Dostaniesz jutro ciasto i będziemy kwita?

- Tak, ale musi być domowej roboty, nie kupione, nawet w najlepszej cukierni - podałem mu swoje warunki, co tylko wywołało kolejne westchnienie.

Zdjął okulary i przetarł je rogiem fartucha, obserwowałem go z zaciekawieniem, czekając na potwierdzenie, że otrzymam swój dziękczynne prezent. W międzyczasie chwyciłem jego telefon, wbiłem swój numer i zadzwoniłem do siebie.

- Sugiyama Kiyoshi - powiedziałem na głos, wpisując jego dane kontaktowe, odrobiłem zadanie domowe, dowiedziałem się wcześniej, jak ma na imię. - Na wypadek, gdybym miał jednak jeszcze jakieś uwagi, co do ciasta. Dzięki za pędzelek - dodałem jeszcze na pożegnanie, zadowolony z tego, co udało mi się ugrać.

Kilka kroków od sali wpadłem na dziewczynę, która wtedy z nim była, musiałem ją przytrzymać, więc zdążyłem dostrzec coś interesującego w jej oczach. Zaśmiałem się w duchu, robiło się jeszcze ciekawiej. Spojrzała na mnie i odsunęła się natychmiast, przyjmując obronną postawę.

- Gdzie się tak śpieszysz? Czyżby jeden Kupidynek szukał drugiego? A może rozglądasz się za swoją drugą połówką, której nigdy nie znajdziesz? - Uśmiechnąłem się, obserwując jej reakcję, ostatnia uwaga zabolała.

- Po prostu daj nam spokój - poprosiła, próbując jednak nie brzmieć zbyt miękko, ale wystarczająco stanowczo.

- Nie mam zamiaru - odpowiedziałem. - Przynajmniej zacznie być ciekawie.

- Nie chcemy walczyć.

- Jaka szkoda, bo wypowiadam wam wojnę. - Zaśmiałem się. - Liczę na dobrą zabawę, nawet nie mam nic przeciwko, że będzie was dwójka na mnie jednego. - Zacząłem iść w swoją stronę. - Lepiej wprowadź braciszka w temat, bo nigdy nie nadrobicie strat.

Oddalając się, czułem na sobie jej wściekłe spojrzenie, a nienawiść, którą już zdążyła do mnie poczuć była niemal namacalna w powietrzu.Wyciągnąłem z kieszeni brelok z małym urządzeniem pomiarowym i zerknąłem na wyświetlacz. Zapomniałem, że negatywne uczucia Kupidynków są o wiele więcej warte. Odwróciłem się i pokazałem dziewczynie, że ma się uśmiechnąć, wskazując na trzymany przeze mnie przedmiot.

Cursed LinesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz