Nie potrafiłem zebrać myśli, po wydarzeniem z przedostatniego dnia szkoły. Najpierw to, że przypadkiem miałem znowu szczęście znaleźć Kiyoshiego samego w pracowni, a potem to niespodziewane zaproszenie na lody. Próbowałem go na próbę parę razy zrazić do siebie, ale reagował inaczej niż większość osób. Nie pokazywał, jeśli go coś zabolało, zamiast tego najczęściej odpyskowywał. To samo w sobie było nie podobne do Kupidynków, ale najwyraźniej miał w nosie wypełnianie swoich obowiązków.
Ojciec wyrwał mnie z rozmyślań, wołając, żebym przyszedł do salonu.
- Tatsuo, zobacz co znalazłem – oznajmił wesoło i wskazał na zakurzony karton. – Obiecałem znajomemu, że wpadnę do niego pomóc mu sprzątać garaż, więc będę się zbierał. Przejrzyj to jeśli możesz.
Jak zawsze był rozradowany tym, że ktoś na niego liczył, cały czas zastanawiałem się jakim cudem taki uprzejmy, spokojny człowiek mógł się złapać w pułapkę matki. Podejrzewałbym, że prędzej jej uwagę zwracaliby wszelkiej maści kryminaliści. Nigdy jednak nie żałowałem, że wybrała tego człowieka, ojciec był zwyczajny, ale dla mnie wyjątkowy.
Dlatego ugryzłem się w język, żeby nie palnąć niczego, co sprawiłoby mu przykrość. Pasek na breloku nie był zapełniony nawet w jednym procencie, więc tym trudniej się powstrzymywałem. Uśmiechnąłem się do niego i życzyłem mu miłego dnia, prosząc w duchu by już wyszedł.
Żałowałem tylko, że nie mogę go przed tym uchronić, że moja najbliższa rodzina nie jest wyłączona spod moje mocy i obowiązku. Niemal zapomniałem jakie to uczucie, dopóki nie zacząłem spędzać czasu z okularnikiem. Tęskniłem za uczuciem wolności, podobnie jak za swoim imieniem.
Od kiedy to wszystko się zaczęło nikt z rówieśników się do mnie tak nie zwracał. Mimo że kręcili się wokół, chcieli być zaliczani do kręgu moich znajomych, nikt jednak nie miał na tyle odwagi, by rzeczywiście się do mnie zbliżyć.
Nie sądziłem, że Kiyoshi zgodzi się zrealizować moją prośbę. Po latach moje imię w ustach kogoś innego brzmiało nieco dziwnie, ale od razu spowodowało, że serce szybciej zabiło ze szczęścia. Myślałem jednak, że to będzie pierwszy i ostatni raz, ale padło po raz kolejny i kolejny. Za każdym razem bolało tak samo, bo miałem wrażenie, że to się więcej nie powtórzy, zanim mnie znienawidzi, jak zresztą powinien. Chciałem jednak doświadczać tego, jak długo było to możliwe.
Zastanawiało mnie, dlaczego Kiyoshi był dla mnie miły, nie sądziłem, że krył się za tym jakiś podstęp. Może wyczuł, jak bardzo sam byłem żałosny, lgnąc do niego niczym zraniony pies, pragnący tylko trochę szczerej uwagi.
W międzyczasie przeglądałem karton, o co poprosił mnie ojciec. Zawartość stanowiła mieszankę rzeczy wszelakich, począwszy od pamiątek z okresu przedszkola do randomowych czasopism i dziwnych figurek. Zacząłem segregować na dwie podstawowe grupy, to co uznałem za śmieci i całą resztę, która jeszcze powinien przejrzeć ojciec.
Znalazłem też kilka zdjęć, jedno szczególnie przykuło moja uwagę. Przedstawiało mnie i dwójkę innych dzieci na placu zabaw, ich twarze wydawały mi się znajome, ale nie potrafiłem przypisać ich do konkretnych osób. Odwróciłem je i zobaczyłem, że jest podpisane jako „pierwsi przyjaciele Tatsuo".
Zastanawiałem się jakim cudem mogłem znaleźć przyjaciół, skoro byłem dziwnym dzieciakiem, biegającym po placu zabaw w okropnym upale w stroju rycerza. Miałem wtedy chyba obsesję na punkcie średniowiecznej Europy i chciałem mieszkać w zamku. To przywołało z kolei kolejne wspomnienia o moich marzeniach, które musiałem porzucić.
Biedni uczniowie wystawieni każdego dnia na moją łaskę, bo przecież moje obowiązki oraz umiejętności nigdy nie znikną. Wiedziałem, że wewnętrzny przymus zawsze zwycięży i nie mogłem na to nikogo narażać. Minimum wciąż wydawało mi się za dużym obciążeniem, ale musiałem je wykonać.
Zebrałem się w sobie, powiesiłem to jedno zdjęcie na tablicy nad biurkiem i zapakowałem kilka drobnych rzeczy, które odnawiałem dla antykwariatu. Po drodze trzeba było wziąć się do pracy.
Obraziłem paru ludzi, sprawiłem przykrość kilku kolejnym, uprzykrzyłem życie następnym. Pasek zapełnił się zaledwie do połowy. Nawet doprowadziłem do rozstania pewną parę, która kłóciła się na środku parku, przez który przechodziłem. Oskarżali się wzajemnie o zdradę, ale według informacji dostarczonych mi przez moją umiejętność, tylko ona czuła się winna. Chętnie więc potwierdziłem podejrzenia młodego mężczyzny i z każdym kolejnym słowem widziałem, jak rzednie jej mina. Czasami nie żałowałem, prawda i tak wyszłaby na jaw, a im szybciej się rozstali tym lepiej dla nich. Przynajmniej uwolnili mnie od przykrego obowiązku.
Właściciel antykwariatu, chociaż współpracowaliśmy już kilka lat wciąż zwracał się do mnie per młody człowieku i zastanawiałem się, czy kiedyś się to zmieni. Położyłem przed nim wszystko o czego naprawę mnie poprosił. Przyjrzał się temu fachowym okiem i pokiwał z uznaniem głową.
- Masz do tego smykałkę – powiedział z uśmiechem. – Cieszę się, że udało ci się wyrobić z tym pudełkiem na biżuterię, mam już na nią kupca.
Zazwyczaj jego słowa dodawały mi otuchy i najzwyczajniej w świecie napawały mnie dumą, ale wciąż miałem kiepski humor po porannych przemyśleniach.
- Czym się martwisz młody człowieku? – zapytał z troską staruszek, po czym zerknął na kalendarz. – A pewnie boisz się, że nie trafisz znowu do jednej klas ze swoimi przyjaciółmi. Nie martw się, to nie przeszkoda.
- Jak już to bardziej martwię się tym na kogo nie będę miał szczęścia trafić, a bardzo bym chciał – odpowiedziałem smutno.
- Więc o to chodzi – staruszek zaśmiał się i puścił mi oczko. – Zaczekaj chwilę.
Pobiegł na tyły sklepu, słyszałem tylko dźwięk drobnych przedmiotów spadających na biurko i zastanawiałem się, czego tam szukał. Wrócił po chwili i wręczył mi mały talizman szczęścia, przyjąłem go z wdzięcznością. Taki gest musiał wiele dla niego znaczyć.
- Przyniósł wiele dobrego mnie i mojej zmarłej żonie, mam nadzieję, że przysłuży się też tobie. Wierzę, że ma jeszcze w sobie trochę mocy.
Całą drogę powrotną ściskałem w dłoni magiczny przedmiot i prosiłem w duchu, by mi nieco pomógł. Akurat przechodziłem przez skrzyżowanie, na którym się wtedy rozstaliśmy i poczułem jak mimowolnie na mojej twarzy zakwita delikatny uśmiech. Cały czas musiałem powtarzać sobie, żeby się tym cieszyć, póki mam czas.
Jednak wpatrywałem się intensywnie w tablicę z nazwiskamiprzypisanymi do danej klasy na kolejny rok. Obchodziło mnie tylko jeden ciągznaków, cała reszta się nie liczyła. Kiedy go zobaczyłem, czułem jak serce bojemi coraz szybciej, będzie tak blisko. Nie wiedziałem, co z tego wyniknie, narazie chciałem korzystać z tego, co zaoferował mi los z małą pomocą odtalizmanu.
![](https://img.wattpad.com/cover/372297973-288-k6450.jpg)
CZYTASZ
Cursed Lines | Tom I
RomanceŚwiatem rządzą dwie podstawowe siły, Miłość i Śmierć, toczące nieustanną walkę o dominację. Licealista Sugiyama Kiyoshi miał prosty plan na życie i nie spodziewał się, że zostanie uwikłany w ten odwieczny konflikt. Straszne bóle głowy to zaledwie p...