Rozdział 33

1.6K 134 13
                                    


Adrien

List Sary leżał na moich kolanach i ciążył mi niczym kamień, kiedy wracałem spod domu jej matki. Nigdy bym nie pomyślał, że niewielki skrawek papieru zamknięty w śnieżnobiałej kopercie z wizerunkiem zachwycającego owada może wywoływać tak wiele skrajnych emocji. Że może budzić lęk, zanim jeszcze w ogóle zrozumiem co w sobie zawiera. Bo z jednej strony nie mogłem się doczekać, aż w końcu poznam jego treść, a zarazem bałem się tego, co tam zastanę. Drżałem z niepewności i ekscytacji. Tylko czy miałem ku temu powód?

Bez przerwy biłem się z myślami, co zrobię, jeśli poprosi mnie w nim, bym dał jej spokój. Bym zniknął z jej życia, tak jak ona zniknęła spod morskiej latarni w Plymouth. Czy moje serce będzie w ogóle na to gotowe? Czy uszanuje jej prośbę, zgodnie z tym co mówiła pani Montgomery i nauczy się funkcjonować bez niej? I dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiałem? Kochałem Sarę i nie wyobrażałem sobie przyszłości, w której miałoby jej zabraknąć. Dlatego w duchu błagałem o to, by dała mi nadzieję, dzięki niej byłem gotowy to przetrwać.

Gdy zaparkowałem auto na podjeździe, nawet nie zgasiłem silnika. Trzęsącymi się, odrętwiałymi od zaciskania na kierownicy rękoma uniosłem jasną kopertę i obróciłem ją w palcach, bacznie się jej przyglądając. Opuszką powiodłem po złoto-brązowym motylu, wyobrażając sobie, że to jej nadgarstek, jednak nic nie mogło równać się z fakturą jej gładkiej skóry. Śliska koperta w tym zestawieniu zdawała się zamienić w papier ścierny.

Panika w mojej piersi stopniowo narastała, a z każdym kolejnym uderzeniem serca dopadały mnie wątpliwości. Czy byłem gotowy, by to przeczytać?

Kiedy w końcu zdecydowałem się otworzyć przygotowaną dla mnie korespondencję, podchodzące do gardła serce niemal całkowicie zablokowało moją tchawicę.

W równym, lekko pochyłym piśmie od razu rozpoznałem ruchy dłoni Sary, podobnie jak w przypadku jej zeszytów, które zachowałem. Teraz jednak każdy nakreślony znak był staranniejszy, jakby stawiany z namysłem, bez pośpiechu. Jakby dokładnie przeanalizowała to, co chciała mi przekazać.

Zagłębiając się w lekturę nie miałem wątpliwości, że właśnie tak było.

Adrienie,

Kiedy byłam młodsza, sądziłam, że jestem motylem. A raczej chciałam nim być. Owadem przemierzającym dziesiątki kilometrów, w poszukiwaniu przetrwania. Jednym z najpiękniejszych. Najbardziej wyjątkowych...

Pomijana, niewidzialna wyobrażałam sobie czasem, że korzystałam z kamuflażu, który zapewniały mi moje barwne skrzydła. Skrzydła, które chroniły mnie przed złem, bo przecież dzięki nim mogłam odfrunąć. Uciec.

Ale Ty o tym wiesz.

Bo przecież uciekałam tak przez całe życie.

Przed czyimś spojrzeniem, oceną...

I

Uciekałam przed Tobą.

Choć przecież tak bardzo pragnęłam za Tobą podążać.

Ale kiedy ostatnio przysiadłam na Twoim ramieniu, a raczej u Twojego boku, a Ty dostrzegłeś moje prawdziwe oblicze, byłam gotowa zakończyć swoją wędrówkę. Bo mimo obaw, znalazłam to, czego szukałam. Byłeś moim domem, nawet jeśli trwało to tylko kilka pięknych chwil.

Gdy jednak napotkaliśmy przeszkodę, znów zrobiłam to, na czym znałam się najlepiej.

Zniknęłam.

Wtopiłam się w tłum.

Zapadłam się pod ziemię.

I zrozumiałam, że wciąż daleko mi do motyla.

Give me one reason [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz