Część 1. Zbrodnia: Rozdział czwarty

22 3 26
                                    

Cecilia wpadła jak burza przez drzwi i wbiegła po schodach, przeskakując naraz po dwa stopnie. Pan Thomas usiłował za nią pobiec, ale dostał zadyszki, zanim jeszcze dotarł do pierwszego półpiętra. Na szczęście zaraz potem nadbiegły służki, zwabione zamieszaniem, i pospieszyły za swoją panią.

- Panienko! - wolała Justine, pędząc co sił w nogach. Grace biegła tuż za nią.

Znalazłszy się na piętrze, Cecilia nie skierowała się do swojego pokoju. Zamiast tego, podwijając suknię niemal do kolan, pobiegła do gabinetu swojego ojca. Choć John Dufrense nie żył od ponad trzech lat, pomieszczenie, w którym zazwyczaj pracował, wciąż wyglądało tak samo. Na rozkaz Cecilii służba utrzymywała je w najlepszym porządku, jakby czekało na powrót swojego właściciela. Dokumenty ułożone w teczkach leżały na biurku, w szufladach kryły się listy, na regałach stały rzędy książek, a w barku trzymano drogie alkohole, których nikomu nie wolno było pić. Tylko panna Dufrense miała klucz do gabinetu, i właśnie teraz użyła go, aby wejść do środka i zamknąć się, zanim służące zdołały ją doścignąć.

Chwilę później Justine i Grace załomotały w drzwi. Ich zmartwione głosy z trudem przebijały się przed grubą warstwę drewna. Cecilia nie zwracała na nie uwagi. Podeszła do okna za biurkiem, o które rozbijały się krople zacinającego deszczu, i oparła dłonie o parapet. Przed nią roztaczał się widok ciemnozielonej dżungli targanej silnymi podmuchami wiatru. Na niebie kłębiły się szare chmury.

Ramiona dziewczyny zatrzęsły się, a z oczu pociekły łzy. Płakała, a niebo płakało razem z nią, zalewając las i tulące się do niego miasto ciepłymi strugami wody. Otwarła okno, wpuszczając do środka wszechobecny szelest wody i liści, a także podmuch wiatru z kilkoma kroplami deszczu, który rozwiał jej włosy. Miała nadzieję, że atak wściekłego żywiołu nieco ukoi jej nerwy, ale zamiast tego czuła się tylko jeszcze bardziej wściekła. Zatrzasnęła okno i wróciła się do pokoju, po czym zaczęła go systematycznie niszczyć.

Nienawidziła swojego ojca. To przez niego i jego głupi romans trafiła do Malezji, zamiast żyć spokojnie w Devonshire, brylować na balach i podążać za najnowszymi krzykami mody. A teraz, gdy wreszcie dostała nową szansę, aby wyrwać się z tego koszmaru, ta szansa umknęła jej dosłownie sprzed nosa. Czy miała już do końca życia płacić za grzechy swojego ojca?

Najpierw pozrzucała z biurka teczki z dokumentami i deptała je zapamiętale, gdy lądowały na podłodze. Potem powyrywała szuflady z listami, wysypała ich zawartość na dywan i rzucała nimi po ścianach. Na koniec zaczęła strącać książki z półek, a gdy tylko w jej ręce trafił miękki papier, targała go na kawałki. Wystraszone odgłosami demolki służące podwoiły wysiłki, aby dostać się do środka.

Gdy zabrakło jej pomysłów na dalsze szerzenie zniszczenia, Cecilia chwyciła jedną z porzuconych szuflad i z całej siły wyrżnęła nią w szybę zasłaniającą barek z alkoholem. Szkło stłukło się z ogłuszającym trzaskiem, a wraz z nim część butelek, których zawartość utworzyła u podnóża barku wielobarwną kałużę. Panna Dufrense złapała za flaszkę whisky, która nie ucierpiała, odkorkowała ją i wypiła duszkiem kilka łyków.

Alkohol palił ją w gardło, a żołądek skręcał się od mdłości. Gdy tylko odsunęła butelkę od ust, zakręciło jej się w głowie i upadła na podłogę, rozchlapując nieco whisky po dywanie.

Odgłosy dobiegające zza drzwi zmieniły się wyraźnie. Do okrzyków i błagam dołączyły rytmiczne uderzenia, od których drżały framugi. Cecilia skierowała w tę stronę swoje zamglone spojrzenie, akurat żeby zobaczyć, jak zamek ustępuje pod uderzeniami. Wyłamane drzwi wpadły do środka, a zaraz za nimi wbiegła Elaine.

- Panienko Cecilio! - Służąca podbiegła do leżącej na podłodze dziewczyny. - Och, co panienka sobie zrobiła...

Próbowała zabrać jej whisky, ale panna Dufrense odtrąciła jej rękę i wypiła kolejny łyk.

Zbrodnia pod PalmamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz