Pociąg z Drezna do Berlina, miejsce 55, w drugim, być może trzecim wagonie od przodu. Brunetka siedząca w różowej, oczojebnej kurtce wtyka do uszu różowe słuchawki. Jak najgłębiej, oczywiście. Pociąg jest cichy, towarzyszący jej w przedziale ludzie ~też. A jednak, pośród cichutkiego zgrzytu szyn o koła, pragnie poddać się głębokiej, często prowadzącej do łez zadumie. Nogi okryte czarnymi rurkami wystawia na słońce, w oczekiwaniu, że wyciągnie ją ono z zimnych drgawek spowodowanych lodowatymi powiewami powietrza, wypływającego z klimatyzacji przedziału. Zirytowanym ruchem poprawia szary t-shirt, który co rusz wścibsko podjeżdża do góry, ukazując jej śniadą skórę. Poprawia fikuśne okulary przeciwsłoneczne na głowie, czując jak powoli zaczynają wrzynać się jej w skórę za uszami. Na białym Samsungu, oprawionym w szarą gumą, rysuje palcem symbol i krzywi się lekko, gdy przypadkowo najeżdża kciukiem na nie to miejsce co trzeba, wprawiając telefon w wibracje. Próbuje ponownie, tym razem ze skutkiem. Wchodzi w Spotify'a jak do biblioteki- z ciekawością przegląda wszystkie okładki, tak by wybrać jedną; tę z najciekawszą historią. Jej wzrok zatrzymuje się na pozornie wesołoróżowej okładce Soundracka Hansa Zimmera z filmu Intrestellar. Po chwili wahania decyduje się na lekko smutnawą, otwierającą nowe horyzonty muzykę, jednego z jej ulubionych kompozytorów. Przeszukuje szybko każdy utwór, szukając melodii, którą ma w głowie od chwili opuszczenia hotelu. W końcu udaje jej się, więc przesuwa kółeczko na białym pasku do punktu 0:00 by rozpocząć słuchanie sountracka od ulubionej części. Utwór zaczyna się pozornie spokojnie i cicho. Dźwięki zaczynają stopniowo narastać i głośnieć, tak jak i jej myśli, które rozrastają się i mnożą, niczym natura na wiosnę.
Co parę minut przymyka oczy, tak, by nikt ze współpodróżujących nie dostrzegł jej łez, które co jakiś czas próbują wydostać się spomiędzy jej powiek. W głowie dziewczyny pojawiają się coraz to kolejne, nękające ją od zawsze wątpliwości. Co jeśli nie spotkam przypisanej mi miłości? Co jeśli źle wybiorę? Boi się, czy aby przypadkiem nie zawiesi się na wizji ideału o kruczoczarnych włosach i oczach, głupio dając swojemu jedynemu przejść tuż obok. Martwi się, że może wymanewruje zbyt bardzo w drugą stronę i złapie pierwszego lepszego, myśląc, że to miłość. Przechodzą przez nią ciarki, gdy myśli o tym, że kiedy myśleć będzie, że postępuje mądrze, wtedy zrobi najgłupszą rzecz w swoim życiu. Że dokona złego wyboru, zmieniając nieodwracalnie już swoją przyszłość. Po zaledwie paru minutach wypełnionych zimmerowską rozkoszą dla jej uszu i zbyt wielkim dla jej nerwów jak sie okazuje, natłokiem myśli, bierze głęboki oddech. Nuty uspokajają się, a ona wraz z nimi. Postanawia przechodzić odtąd z jednej myśli do drugiej, wyjaśniając każdą z nich dokładnie, tak by nie mieć wątpliwości co do swojego zdania na dany temat.
Zaczyna pocieszać się myślą, że ona i On będą zawsze siebie szukać. I może nie znajdą się w tym wcieleniu, lecz za to być może w następnym. Że nie ma się czego bać, bo ma wieczność zamkniętą w kręgu ziemskiego życia, by go odszukać. Podąża za podstawami swojej wiary, przypominając sobie urywki Atlasu Chmur, jej biblii, mówiące o tym, że życia wszystkich ludzi powiązane są ze sobą i że nie będzie nigdy sama. Zamyka oczy z ulgą, uspokajając się do końca. Ale ja nie chcę umierać. Nie chcę znów żyć. Chcę zostać w tym ciele, na tym świecie, z tymi ludźmi. Chcę przeżyć to życie, a nie dać mu przegnać przez moje palce, niczym wiatrowi. Nie chcę odżywać na nowo. Ociera łzę, udając, że oko ją swędzi. Chyba jestem jedyną taką osobą na świecie. Ale nie chcę iść do nieba. Wolę zostać wiecznie na Ziemii. Wolę żyć jakimkolwiek życiem, lecz cieszyć się z niego. W niebie musi być przerażająco nudno. A tu? Mogę tu robić co chcę, być kim chcę. Nie chcę umierać i żyć na nowo, ale do nieba też nie chcę. Chcę tu zostać. A jednak, niby przed chwilą wyjechałam z domu, a tu już wracam. I to nie znaczy, że wyjazd był zbyt krótki. Nie. Poprostu czas leci zbyt szybko. Odwrócę na chwilę głowę, na chwilę zasnę, a tu się okaże, że już umieram. Że już wykorzystałam wszystkie szanse. Że już podjęłam wszystkie decyzje. I co wtedy? Boi się. Jej mózg znów wpada na pytanie,
co jest po śmierci? Wzdycha lekko, postanawia to wyjaśnić. Jak?~ pyta się i natychmiast wrzuca najszybszy bieg pracy mózgu. Wyobraża sobie mimowolnie jej egzystencję taplającą się w najniższym poziomie jej psychiki -poziomie filozofii i melancholii. Posługując się przekonaniem, że wszystko działa według lustra i że wszystko na siebie wpływa, próbuje dojść do sedna odpowiedzi na to pytanie i co za tym idzie- sedna siebie.
Wnioskowała w ciszy, że skoro kiedy ona jest dla kogoś dobra, on też jest dobry dla niej. Kiedy jest dla kogoś chamska, on dla niej też. Skoro więc tak to działało, wypadałoby, że dzień jest lustrzanym odbiciem nocy. Odbiciem czego jest więc śmierć? Śmierć to odbicie życia~ bezgłośny szept wyrwał się jej z ust, niby mimo jej woli. Jeśli śmierć więc równała się życiu, życie równało się śmierci.
Co jest po śmierci?
Życie.
Więc jednak. Znów upewnia się jedynie w swoim przekonaniu, że jest buddystką. Jej głowa spada boleśnie na szybę, utwierdzając ją w wierze, że jest w stanie walnąć się we wszystko, co znajduje się w przestrzeni, w której akurat przebywa.
Idąc dalszym tokiem przemyśleń, dociera do niej, że skoro lustro działa w dwie strony, to wszystko jest jednocześnie swoim negatywem i pozytywem. Że jednocześnie ma śniadą i niebieską skórę. Że jej spodnie są tak naprawdę białe, a jej buty czerwone. Że pociąg jedzie do Berlina, ale też do Drezna. Że mieszka na ziemi, a jednocześnie pod nią. Że gdy idzie po chodniku, to chodnik tak naprawdę idzie po niej. Co znaczyłoby, że wszystko co się dzieje, dzieje się w drugą stronę. Że to nie ona żyje życiem, lecz życie żyje nią.
Zaczyna wyliczać kolejne i kolejne przykłady, aż w końcu musi przestać, czując, że jej mózg zaraz rozbije jej czaszkę, czy też czaszka rozbije jej mózg.
Patrzy na fale przechodzące przez złote kłosy. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Wyobraża sobie jakoby grała w pięknym filmie pełnym mądrości. Oczami wyobraźni widzi zbliżenie na swoje usta i nozdrza, które na zmianę filtrują chłodne powietrze pociągu.
Przypomina jej się film o Albercie Einsteinie.
Nędzny aktor klasy F conajmniej, ucharakteryzowany na geniusza, jeszcze za jego młodych lat, wychyla się zza barierki małego statku, by poobserwować fale.
Fale. Wszystko to fale. Czas to fala, która przechodzi przez Ciebie zanim zobaczysz, że istniejesz. Kolejne fale dźwięków wydobywają się ze słuchawek marki Panasonic, emitując tykanie wskazówek zegara, w rytm przyspieszającej muzyki oczywiście. Fale wiatru pędzą przez ocean, wprawiając wodę w ruch. Fale przesyłają bodźce do jej nerwów. Fale wzroku pędzą przez przestrzeń, dzięki czemu widzi i kształty i kolory. Słuch, nie tylko słyszy fale muzyki, ale też za pomocą lustra, wysyła fale dookoła, by słyszeć. Wszystko, wszystko, wszystko. Może ona sama też jest falą?
I jak na zawołanie, ironia losu sprawiła, że przechodzą przez nią dreszcze, od kręgosłupa, do wyciągniętych stóp.
Bierze oddech po raz kolejny, gdy czuje łzy w oczach.
Myśli nareszcie wolno, układa wnioski w głowie, tak żeby je zrozumieć w pełni.
Wszystko jest lustrem.
Nasze życie i śmierć obracają się w kole.
Po śmierci jest życie. Po życiu jest śmierć.
A mi chce się siku i płakać.
Idzie do toalety, przeciskając się przez latające w prawo i lewo przejście. Wielokrotnie uderza się to w szybę, to w drzwi kolejnych przedziałów, zostawiając obolałe miejsca na jej ciele. Ciągnie do siebie drzwi toalety, ale nie drgają. W okienku pod sztywną klamką widzi zielony pasek, tym bardziej nie rozumie co jest nie tak. Po chwili puka się w czoło i popycha drzwi stopą, oczywiście zadając sobie przy tym nie mały ból. Wchodzi do otwartej z trudem kabiny i krzywi się, czując smród godny PKP, choć jedzie DB. Opróżnia pęcherz, ciągle upominając się, żeby w razie nagłego hamowania, postarać się lecieć do przodu, żeby czasem nie wpaść do oślizgłej muszli klozetowej. W końcu, z paroma siniakami na łokciach, od amortyzacji ruchów pociągu, zapina rozporek czarnych jeansów i patrzy w lustro. Jej oczy wydają jej się dziwne. Patrzę na siebie, ale odbicie też patrzy na mnie. A może to ja żyję w odbiciu?
Słyszała kiedyś, że oczy są oknem duszy. Skoro w odbiciu swoich oczu, widzi swoje odbicie, to jej dusza jest odbiciem jej samej. A to potwierdzało tezę, że to ona decyduje o swojej duszy i o tym co z nią zrobi.
Jej oczy wydają się jej bardzo wyjątkowe, choć od zawsze burczy, że są takie zwyczajne, brązowe, nudne. Wraca do przedziału, dziękując szczęściu w duchu, że pociąg ma mały postój i nie musi znów, dosłownie, tłuc się przez wagon. Siada z ulgą na miejsce i patrzy za okno. Berlin rozpoczyna się jak melodia w jej słuchawkach, nieznacznie i cicho. Za oknem widzi dzieci. Uśmiecha się na widok dziewczynki wystrojonej w różową sukienkę w kwiatki. Przypomina jej się młodość, gdy sama tak się kazała ubierać. I wtedy ją olśniewa. Znajduje odpowiedź na pytanie kto tym kieruje? Energia? Bóg? Co?!
To my!
To ludzie. To ludzie wybierają swoje życia, swoje zachowania, swój charakter. To ludzie wybierają czy pójdą do nieba, czy zostaną na Ziemii. To ludzie decydują czy umrą, czy przeżyją. Decydują czy narodzą się nowe dzieci, czy nie. Oni kierują kregiem życia. Oni i wszystkie żywe istoty. To my.
Z tą myślą wstaję z miejsca i wysiadam z pociągu, taszcząc średnio ciężką walizkę, plecak i malutką torebkę. Uśmiecham się do siebie samej, padając na dworcowe krzesło. Czuję, że jestem dziwnym człowiekiem, ale czuję się spełniona. W końcu odpowiedziałam na pytania, które zawsze mnie prześladowały. Dumnie uśmiecham się do świata, wchodząc o poziom wyżej w psychice, do świata marzeń i zabawy. Postanawiam napisać rozdział z moimi myślami niczym scenariusz do własnego filmu. Wyciągam telefon, gdy rodzina ulatnia się po coś do picia, a ja zostaję sama z bagażami. Zaczynam pisać, już nie słuchając Zimmera. Te ta dopiero uświadamiam sobie, że sama utworzyłam koło, które będzie się kręcić w nieskończoność: dziewczyna wyciąga telefon by napisać o czym myśli, a przemyślenia kończy wspominka, że wyciąga telefon. Możecie uznać że jestem dziwna. Ale jestem sobą i chcę wam powiedzieć kim jestem. Jeśli nie chcecie słuchać, nie słuchajcie. Ja mam swój sountrack, swoje słuchawki i aż za bardzo rozbudowane myślenie.
Uśmiecham się do siebie samej, gdy myślę, że ktoś kiedyś przesłucha moją matkę, na temat czy byłam normalnym dzieckiem. A ona odpowie "Czy Pani córka zastanawiała się kiedyś nad sensem życia jadąc pociągiem? "
Tak... to by było na tyle.Jak zawsze z miłością
YS