Rozdział 18 - Kochaj mnie mimo wszystko

13 4 0
                                    


Brzęk przekręcanego w zamku klucza niosło echo pustym korytarzem. Już nie zagłuszał go dźwięk wahadła zegara ani jego uderzanie o każdej pełnej godzinie. Cisza. Aż piszczało w uszach Virge, która niepewnym krokiem weszła do środka. Przylgnęła do drzwi i nasłuchiwała uważnie każdego, nawet najmniejszego dźwięku. Cisza. Słyszała jedynie przyspieszone bicie swojego serca. Dudniło jak oszalałe. Spojrzała w stronę schodów prowadzących na piętro i spostrzegła obok nich obuwie należące do Kaspara.

„Jeszcze nie opuścił mojego domu? A może... Ardalion pozbawił go życia w sypialni bądź innym pomieszczeniu?" – pomyślała, przełykając nerwowo ślinę. „Nie, nie zrobiłby mi tego..."

– A... – Nie potrafiła wykrzesać z gardła ani jednego dźwięku. Słowa grzęzły jej w nim ze strachu. Zadrżała, ale zrobiła krok do przodu.

– Nie bój się – usłyszała głos Ardaliona, który zmaterializował się obok niej. Podskoczyła przestraszona. – Kaspar już nie będzie cię nękał.

– Ardalion...

– We własnej osobie. – Uśmiechnął się. Jak na dżentelmena przystało, pomógł Virge zdjąć płaszcz, następnie powiesił go na drewnianym wieszaku. Schlebiał jej szarmanckim zachowaniem. – Chodź, wstawiłem wodę na herbatę. Zagrzejesz się i porozmawiamy.

Oczy Virge zaszkliły się od łez. Pociągnęła nosem, pragnąc zatrzymać nadchodzący płacz. Ardalion natychmiast objął ją ramieniem, przypominając jej, że teraz może go dotykać bez obaw. Odprowadził ją do kuchni, całując w czubek głowy. Nie znała go z tej strony. Wyobrażała go sobie jako raczej zimnego, nieprzystępnego, a może nieco bardziej nastawionego na szybki romans bez zobowiązań. Rozkochał ją w swoim zawadiackim spojrzeniu i słodkim uśmieszku, który tworzył w policzkach urocze dołeczki. Czarował ją słowami i pociągał atrakcyjnością, choć tak naprawdę nic o nim nie wiedziała.

– Te bransoletki – zaczęła niepewnie – czy one są trwałe? – zapytała, siadając przy stole.

– Nic nie jest trwałe na Ziemi, kochanie. Każdy przedmiot, każda istota ma swój początek i koniec, nawet avalońskie bransolety. – Spojrzał na nią zza ramienia, nalewając wrzątku do kubka. Nie pił. Nie miał nawet takiej potrzeby. – Nie o tym chciałaś ze mną rozmawiać, prawda?

– Cóż... mam mały mętlik w głowie...

– Powinnaś ze mną rozmawiać. Dusisz wszystko w sobie, zupełnie niepotrzebnie. – Podał jej kubek, nad którym unosiła się ledwie zauważalna para. Szybko rozpraszała się w powietrzu.

Westchnęła głęboko.

– Jak go zabiłeś? – zapytała bezpośrednio.

– Nareszcie mówisz moim językiem! – Usiadł po drugiej stronie stołu. – Przekonałem go, żeby wszedł pod ostrze tartaku. – Uśmiechnął się zjadliwie. – Zginął boleśnie. Jestem przekonany, że jego krzyk słyszało całe Ceom i okoliczne wioski. Tylko czekać, kiedy policja znajdzie szczątki.

Opowiadając o zagadnieniu śmierci, promieniał. Zauważyła, że z podekscytowania drżała mu lewa brew, a policzki nabrały rumieńców. Zachowywał się tak tylko wtedy, gdy odbierał dusze ludziom o wątpliwej moralności. Podniecała go wizja niszczenia dusz, które na to zasługiwały.

– Bywasz taki... nonszalancki. – Zauważyła, podparłszy głowę na dłoni. Uśmiechnęła się.

– Wiele istot mi to wypominało.

– Kobiety?

– Mhm.

Virge odwróciła wzrok. Zmarszczyła brwi, a twarz natychmiast pociemniała. Zrozumiała, że pomimo avalońskich bransoletek, łączących ich dwa jakże odległe od siebie światy, wciąż była dla niego zwykłą istotą ludzką, z którą nie mogła stworzyć zdrowej, normalnej relacji. Zakochała się w Śmierci i musiała o tym pamiętać.

Oblicza Śmierci Tom 1 [Dark Low Fantasy +18 Dylogia]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz