Rozdział 9

10 2 1
                                    

- Opowiadaj co to za chłopak był. Nawet jego imienia mi nie napisałaś wczoraj. - zaczęła Emily od razu jak usiadłam obok niej w ławce - I nie mów nawet, że nie ma o czym rozmawiać, bo jest.

Położyłam się na ławce zakrywając twarz. Nie chciałam o tym rozmawiać, nie było o czym. Ale wiedziałam, że albo wyjaśnię to Emily, albo nie da mi spokoju. Więc podniosłam się i zaczęłam mówić.

- Jest to Jasper Williams. Syn Jacka Williamsa, z którym współpracuje mój ojciec. Jeśli się nie mylę ma 18 lub 19 lat. Przywiózł do nas swojego konia, bo bogaty tatuś załatwił mu pensjonat. - specjalnie podałam wszystkie znane mi informacje na jego temat, żeby się odczepiła.

- Ale przyznaj, że jest przystojny. - ciągnęła, a ja przewróciłam oczami.

- Z wyglądu może i tak, ale coś mi w nim nie pasuje. Tak jak w jego ojcu.

- Nie zmyślaj. Spróbuj chociaż do niego zagadać.

- Sama spróbuj jak ci się tak podoba. - odgryzłam się jej i widziałam jak już otwiera usta by coś powiedział, ale do klasy wszedł nauczyciel i jej przerwał.

* * *

- A tak w ogóle to jak było wczoraj na treningu - zapytałam Emily na długiej przerwie.

- Słuchaj tragedia. Okazało się, że pan Sanders gdzieś pojechał i ogarną mi zastępstwo z Nathanem. Oszaleje po prostu. - wyżaliłam jej się.

- O kurde. Słabo. Co ci kazał robić?

- Wymyślił sobie jakąś pracę z ziemi, lonże i spacer na koniec. Jeśli Misty będzie odwalać z nadmiaru energii to nie wiem co mu zrobię.

- Jak coś to mów, pomogę ci pozbyć się ciała. - zaśmiała się, a ja podziękowałam w myślach za to, że mam taką przyjaciółkę.

- Okej. Dzięki. - też się zaśmiałam.

* * *

Po lekcjach pojechałam do Sandersów pojeździć na Misty. Nigdzie nie widziałam Nathana więc było dobrze. Ustawiłam sobie parkur składający się z stacjonaty na wprost, oksera na zmianę kierunku, linii z dwóch stacjonat na wprost i oksera na zmianę kierunku. Na początek ustawiłam same krzyżaki, które potem miałam podnosić.

Ogarnęłam klacz, poszłam na plac i wsiadłam. Zaczęłam rozgrzewkę i próbowałam sprawić, żeby się rozluźniła, ale Misty miała dzisiaj bardzo dużo energii i widać było, że wczoraj nie pracowała.

W końcu udało mi się ją w miarę ogarnąć i postanowiłam najechać na przeszkodę. Wybrałam stacjonatę na wprost i ruszyłam galopem.

Na początku szła w miarę git, ale jak tylko zobaczyła przed sobą przeszkodę ruszyła szybkim, niekontrolowanym tempem i skoczyła wysoko nad przeszkodą przez co straciłam równowagę. Na szczęście nie spadłam. Pojechałam na woltę, żeby zatrzymać klacz i na szczęście się udało.

- Piękny skok. - wzdrygnęłam się gdy usłyszałam szyderczy głos.

- Cicho siedź Sanders to twoja wina. - od razu zaczęłam się bronić.

- Niby dlaczego?

- Bo zamiast treningu kazałeś nam wczoraj iść na spacer. I Misty ma za dużo energii. - odpowiedziałam z wyrzutem.

- Przynajmniej dowiedziałem się, że lubi skakać i ciągnie do przeszkód. Będę wiedział jak prowadzić treningi. - powiedział, a ja wpuściłam niezadowolona powietrze.

- Dobra Sanders spadaj. Daj mi dokończyć trening.

- No nie gniewaj się Carli. Ja ci mogę pomóc.

- Niby jak? Wsiądziesz na konia i pokażesz jak jechać. - powiedziałam nie wiedząc, że tego pożałuje.

- Dobry pomysł. Możemy tak zrobić.

- A wal się. - odparłam i postanowiłam poprawić skok

Zagalopowałam i najechałam na przeszkodę. Misty znowu chciała przyśpieszyć, ale byłam już bardziej na to przygotowana i udało mi się ją utrzymać.

Dziwnie się wybiła i znów skoczyła za wysoko. Po wylądowaniu bryknęła dwa razy i za drugim razem nie udało mi się zostać w siodle.

Wyleciałam do przodu i walnęłam plecami o ziemię. Kątem oka widziałam jak Misty dalej galopuje, a Nathan idzie w jej kierunku, by ją złapać.

Zatkało mnie. Podniosłam się na kolana próbując złapać oddech. Udało się po boleśnie długich sekundach. Nie wstawałam na razie z ziemi. Wiedziałam, że ma kto złapać klacz, więc nie bałam się, że ucieknie.

Oddychałam bardzo szybko i płytko. Ale to nic. Spadłam już wiele razy z konia i ten kolejny raz nic nie zmienił. Miałam już poważniejsze upadki. I ten wbrew pozorom nie był taki zły. Nic nie złamałam, nie spadłam na głowę.

- Nic ci nie jest? - zapytał Nathan. Stał nade mną, w ręce trzymał wodze, a w jego oczach zobaczyłam nutę strachu.

- Nie. To nic takiego. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. A on kiwnął głową.

- Wstajesz? - zapytał, a gdy przytaknełam podał mi rękę. Złapałam się go i podniosłam.

Byłam trochę zdziwiona tym gestem. Zawsze po upadku podnosiłam się sama. Nigdy nikt mi jeszcze nie pomógł, chyba że stało mi się coś poważnego i nie dałabym rady sama wstać. Ale nigdy tak po prostu, po niegroźnym upadku.
Nigdy nikt mi nie podał ręki. A on to zrobił. Nathan Sanders zrobił to pierwszy. A po nim najmniej się tego spodziewałam.

- Dzięki. - odpowiedziałam tylko nie dając po sobie poznać, że cokolwiek poczułam przez jego zachowanie. Po czym otrzepałam się z piasku. Chociaż nie dało to za wiele bo nadal byłam brudna. - Potrzymasz mi strzemię?

- A na pewno dasz radę jeździć?

- Oczywiście to tylko upadek. Nic mi nie jest. - odpowiedziałam z sarkazmem, bo nie mogłam wytrzymać tej niecodziennej sytuacji.

- Jak tak sądzisz. - odpowiedział i zrobił to o co prosiłam. - Ale radziłbym dzisiaj dużo od niej nie wymagać jak się tak zachowuje i dać się jej wybiegać.

- Dzięki za radę ale nie wiem czy skorzystam. - odparłam z sarkazmem.

Zakłusowałam i zrobiłam parę ćwiczeń w kłusie. Potem to samo w galopie i najechałam na przeszkodę. Tym razem udało się ją w miarę dobrze pokonać. Chociaż daleko było temu do idealnego skoku.

Najechałam jeszcze raz na okser i zakończyłam trening. Nie zrobiłam tego czego chciałam, ale nie było sensu cisnąc tego na siłę więc odpuściłam.

Rozsiodłałam Misty i posprzątałam po sobie, a potem pojechałam do domu. Dzisiaj miałam do objeżdżenia trzy konie i szczerze miałam nadzieję, że pójdzie bez problemów.

(In)sufficient Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz