Rozdział 1

494 52 9
                                    

#gzsNZ

ISADORA

Nie wierzyłam w ckliwe historyjki o utrapionych księżniczkach i książętach, którzy przychodzą im na ratunek. Życie nauczyło mnie, że dla takich jak ja było tkwienie w wieży do końca swojego żywota i wyglądanie przez okno. Chyba że sama zawalczyłabym o swoją wolność. Karmiłabym się jedynie pustymi kłamstwami, wierząc, że pewnego dnia zjawi się ktoś kto wybawi mnie z katuszy i dostanę swoje szczęśliwe zakończenie.

Lot minął mi szybko. Jego znaczną część przespałam. Z lotniska odebrał mnie mężczyzna, który przedstawił się jako szofer pani Morrison. Miał zawieźć mnie na miejsce, bym nie musiała tłuc się taksówkami. Nie miałam nic przeciwko, by odwlec osobiste spotkanie z nią, którego się obawiałam. Nie wiedziałam czego się spodziewać. W końcu nieczęsto ktoś decyduje się na wzięcie pod swój dach zupełnie obcej osoby. Wcale nie musiała się tego podejmować. Zwłaszcza po tym, co zapewne usłyszała o mnie i mojej rodzinie. A jednak mimo wszystko to zrobiła, co jedynie jeszcze bardziej mąciło mi w głowie.

Kilka minut temu przestało padać, ale krople deszczu wciąż osadzały się na szybach auta, a niebo pozostawało zachmurzone. Nieco zaintrygowana wyglądałam przez boczne okno, podziwiając architekturę miasta, przez które przejeżdżaliśmy. Pochmurna pogoda dodawała mu enigmatycznego klimatu. Było w nim coś martwego, a równocześnie tak bardzo żywego. Wiedziałam, że Edynburg nie grzeszył historią.

– Podkręcić ogrzewanie? – Głos kierowcy wyrwał mnie z zamyślenia. W lusterku wyłapałam jego łagodne spojrzenie.

– Nie trzeba. Dziękuję.

Podenerwowanie czułam aż w kościach. Zmieniałam środowisko kilka razy, więc przeprowadzka nie była dla mnie niczym nowym. Pamiętałam, że pierwszy raz wzbudził we mnie sprzeczne emocje, ale każdy kolejny przestawał robić na mnie wrażenie. Nie potrafiłam tego dokładnie wyjaśnić, ale teraz ta niepewność powróciła.

– Pani Morrison może wydawać się oschła i dość oziębła, ale w głębi serca to wrażliwa i życzliwa kobieta. – Odezwał się mężczyzna, ku mojemu zdziwieniu nie zaprzestając na pytaniu odnośnie ogrzewania. – Jeśli będziesz stosować się do jej zasad i nie robić jej na przekór, to sobie tutaj poradzisz.

Wysiliłam się na delikatny uśmiech. Nie spodziewałam się takiego wyznania z jego strony. Niewiele wiedziałam o tej kobiecie, oprócz tego, że dość młodo została wdową, bo niedawno dobiła dopiero pięćdziesiątki. Miałam nadzieję, że mężczyzna nie mylił się co do jej osoby i faktycznie nie miałam się czego obawiać. Nic nie mogłam poradzić na to, że ta rodzina sporo straciła w moich oczach przez Franka. Postawił ją w złym świetle.

– Zobaczymy – mruknęłam pod nosem.

Kierowca nie próbował mnie więcej zagadywać, dlatego wróciłam do oglądania okolicy. Nie zamierzałam przywiązywać się do tego miejsca, ale musiałam przyznać, że miasto było urokliwe.

Mój telefon zaczął wibrować, informując o nadchodzącym połączeniu. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i nacisnęłam odpowiedni przycisk, z ulgą rejestrując, że nie była to moja matka.

– Dwa tygodnie – rzucił chłopak z lekkim rozbawieniem. – Bijesz rekordy, Reyes.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Liam po ukończeniu liceum zaczął pracować u Franka, by zebrać trochę pieniędzy na studia. Nie była to wymagająca praca, a wypłata go satysfakcjonowała. Wpadaliśmy na siebie podczas mojego pobytu u matki. Lubiłam mu dogryzać, a on mi na to pozwalał. Był jedyną osobą w tamtym domu, której obecność nie stanowiła dla mnie większego problemu.

Gdzie zachodzi słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz