Nelie
Gdy popołudniu padłam plecami na łóżko, miałam wrażenie, że po raz pierwszy tego dnia udało mi się wziąć głęboki oddech. Sesja zdjęciowa może nie była aż takim wrzodem na dupie, jakiego się spodziewałam, ale nie byłam również spacerkiem po parku. Przez większość czasu Hunter zachowywał się poprawnie, ale udało mu się kilkukrotnie znaleźć wymówkę, abym musiała do niego podejść. Najczęściej twierdził, że czuje, że za chwilę zacznie się świecić na twarzy, ponieważ lampy są mocne. Były, ale nie aż tak. Zaliczyłam więc kilkukrotną poprawę „makijażu", a jemu nawet udało się raz uszczypnąć mnie w tyłek, bo akurat wszyscy skupili się na zdjęciach, które zrobił Myron. Poprzysięgłam mu, że urwę mu jaja, gdy tylko znajdziemy się poza miejscem mojej pracy, na co ochoczo przystał. Na poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy kolesiowi nie brakuje którejś klepki. Całkowicie utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy w którymś momencie zamruczał coś o tym, że bardzo żałuje, że miał w weekend tak dużo papierkowej roboty i nie udało mu się wpaść na kilka chwil na osobności ze mną. Co ciekawe, mówił to takim tonem, jakby naprawdę planował wyprawę do An Arbor i ktoś mu pokrzyżował plany w ostatniej chwili.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, zmarszczyłam czoło. Darrena nie było, ponieważ na parkingu nie było jego samochodu, a w całym mieszkaniu panowała zupełna cisza. Poza tym którekolwiek z moich znajomych najpierw zadzwoniłoby, zamiast pojawiać się bez zapowiedzi. Przez chwilę pomyślałam, że to Hunter, ale on posiadał klucze, więc najprawdopodobniej po prostu wszedłby do środka. W końcu uznałam, że to pewnie jacyś świadkowie Jehowy czy coś. Pewnie ktoś wpuścił ich do klatki przez przypadek, więc postanowiłam nawet nie podchodzić do drzwi. Zerknęłam jedynie na telefon, żeby się upewnić, że nikt do mnie nie dzwonił.
Pukanie się nie powtórzyło, więc wstałam z materaca, po czym otwarłam komodę w poszukiwaniu czegoś wygodnego na dzisiejsze popołudnie. Nie planowałam już więcej wychodzić. Chciałam odpocząć przed jutrzejszymi zajęciami na uczelni i popołudniową zmianą w studiu fotograficznym. Udałam się do łazienki i wzięłam prysznic, a gdy z niej wyszłam usłyszałam dźwięk telewizora dobiegający z salonu. Poszłam się upewnić, że to Darren wrócił, choć przecież nie mógł to być nikt inny. Mój brat siedział wygodnie rozparty na sofie i oglądał kanał sportowy.
– Cześć – rzuciłam i weszłam do kuchni, żeby sprawdzić, co mogłabym zjeść na późny obiad, bądź wczesną kolację, w zależności od tego, jak chciałabym to zinterpretować. – Jestem zaskoczona, że jesteś już w domu.
– Mamy problem, Nelie – oznajmił takim tonem, że zamarłam, a po chwili weszłam do salonu i spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Problem? – ponagliłam go.
Nie miałam ochoty na taką zabawę, wolałabym, aby od razu powiedział, o co mu chodzi.
– Rodzice są w mieście – oznajmił, a ja poczułam, jak żołądek wywraca mi się na drugą stronę. – Byli tu, ale najwyraźniej nie było cię jeszcze w domu.
Pojedyncze zapukanie w drzwi. To pewnie byli oni. Miałam wrażenie, że robi mi się słabo, kiedy dotarło do mnie, jak mało brakowało, abym wpadła wprost w objęcia matki, całkowicie bez makijażu, w zwykłych ubraniach. Przez kolejne kilka godzin musiałabym słuchać, jak bardzo nie wypada tak wychodzić do ludzi i co się ze mną właściwie dzieje, że przestałam o siebie dbać.
– Co oni tu robią? – zapytałam, gdy udało mi się odzyskać głos.
– Tata miał jakieś załatwienia w Indianapolis i uznali, że przedłużą sobie wycieczkę, skoro żadne z nas nie planuje wrócić do domu tuż po rozpoczęciu wakacji – oznajmił. – Chcą się z nami spotkać jutro na kolacji.
CZYTASZ
No one needs to know [ZAKOŃCZONA]
RomanceNelie jest typową studentką, która w pełni korzysta z uroków studenckiego życia. Mieszka ze starszym bratem Darrenem i pracuje w studiu fotograficznym. Wydaje się, że jej życie to świetna zabawa bez zbędnych dramatów. Do czasu. Niespodziewanie w odw...