Dwudziesty czwarty sierpnia dwa tysiące czwartego roku.
Moje całe życie legło w gruzach dowiadując się iż moja mama nie jest wcale moją mamą. Nie wyobrażałam sobie nigdy poczuć tego samego uczucia co postacie z filmów w takich momentach. Było to uczucie zbyt obce dla mojego serca. I zbyt nie realne aby w nie uwierzyć. Dowiadując się tej wiadomości dowiedziałam się też wielu informacji które były kryte przed mną przez tyle lata.
Na łożu śmierci mej przyszywanej mamy leżał list który wyjaśniał całe te zdarzenie. Nie wyobrażam sobie nowego życia bez niej. Napewno nie teraz. Nie w tym momencie.
Przed salą śmierci najcudowniejszej kobiety jaką mi było poznać stałą wysoką kobietą z blond włosami. Uśmiechnęła się do mnie podając mi rękę. Spojrzałam na nią wycierając łzy którymi dusiłam się parę minut temu. Nie miałam ochoty starać się zrobić jakiegoś wielkiego pierwszego wrażenia. Nie po tym wszystkim. Kobieta widząc moją skrzywioną minę zabrała rękę wycierając ją o streczową czarna suknie.
Bez słowa chwyciła moją walizkę ciągnąć ją za sobą. Moje życie miało zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni ale ja nie byłam na to gotowa. Wolałam żyć z wypłaty do wypłaty mamy modląc się aby starczyło mi na leki. Nie potrzebowałam dużo. Cieszyłam się z najmniejszych gestów dzięki którym na mojej twarzy gościł tak często uśmiech.
Przed sobą nagle zobaczyłam czarnego Mercedesa do którego kobieta wpakowała walizkę z moimi ciuchami.
Podróż minęła dość przyjemnie. Żadna z nas nie zamierzała się do sobie odzywać ignorując siebie nawzajem.
Docierając na punk docelowy zobaczyłam wielką willę z dwoma basenami oraz z pięcioma garażami postawionymi niedaleko bramy wjazdowej. Cała posiadłość otaczał las który wydawał się być dość duży.
Podeszłam do bagażnika Mercedesa wyciągając swoją walizkę. Wysoka kobieta podeszła do mnie podając mi cztery duże papierowe torby.
- To dla ciebie - powiedziała zerkając na bramę wiązadłowa. Moim oczą ukazałam się drugi czarny Mercedes z którego wysiadła o wiele wyższa ode mnie brunetka. - A i zapomniałam dodać przywitaj się ze wszystkimi lokatorami w domu najlepiej dziś niektóry nie lubią nowych twarzy ale sprawnością dla ciebie zrobią wyjątek - powiedziała matka zerkając na moją reakcję kontem oka. Ja pierdolę ile można oczekiwać od dziewczyny która przed chwilą straciła matkę. Kobita spojrzała na wysoką dziewczynę po czym dodała znaczącą.
- To ja zostawiam was same za parę dni przyjadę w odwiedziny - po tych słowach kobieta po prostu skierowała się do auta odjeżdżając z parkingu.
Cała ta sytuacja wydawała mi się jak z jakiegoś serialu w którym główna bohaterka odkrywa dopiero swoje pochodzenie.
- Hej jestem Aria miło cię poznać też jesteś...- dziewczyna nie zdarzyła dokończyć ponieważ przerwałam jej w środku zdania nie chcąc słyszeć słów które chciała wypowiedzieć. Oczywiście że jestem z nią spokrewniona nawet blisko ale czy to jakaś zaleta?. Nie sądzę.
- Diana i tak jestem - odpowiedziałam przyglądając jej się uważnie. Dziewczyna wydawała się dość sympatyczna jak na pierwsze wrażenie. Miała mnóstwo tatuaży i kolczyków na twarzy które dodawały jej uroku.
Aria załapała walizkę powoli kierując się w stronę wejścia do budynku.
- Idziemy? - zapytała uśmiechając się do mnie serdecznie. Szczerze nie chciałam tam wchodzić wiedząc że mieszka tam wiele osób których nie znam i którym mogę się nie spodobać podpadając im czymś. Po prostu miałam mnóstwo obaw związanych z rozpoczęciem nowego rozdziału w moim życiu a szczególnie to że czas do niego bardzo szybko się zbliża.