Wychodzę bez telefonu
Nie ma już bym go trzymał przy sobie powodu
Nie słyszę miłego dnia
Pusta codzienność trwa
"Napisz jak dojedziesz"
Teraz tylko że w nic nie przyjebałeś się zawiedziesz
Nie wiem jak długo w sufit się gapie
Każdej możliwości by na chwile nie myśleć się łapie
Cudze problemy mnie zajmują
Moje w zakątkach umysłu sobie koczują
"Jak możesz mówić o tym z takim spokojem"
Bo odcięciem emocjonalnym radzę sobie z psychicznym znojem
Zatraciłem się w apatii
W odczuwaniu do siebie przeciwieństwa sympatii
Jeśli możesz robić co chcesz i kiedy chcesz nazwiesz to wolnością czy samotnością?
Wolnością a samotność jest ceną za tą na ciebie obojętność
"Po co dałaś mi spróbować teraz muszę dostać więcej"
A wiem że będzie tego tylko i wyłącznie coraz mniej
Cudze szczęście i postępy obserwuje
Szczerze się nimi raduje
Jestem tak bardzo nikim że mogę być każdym
Najgorsze że to ja odpowiadam za postępy w życiu mym
"Jesteś serio świetnym facetem"
Dlaczego zatem jestem sam z każdym w bani bzdetem
Tyle możliwości by się odezwać a wybieram milczenie
Sam buduje własne potępienie
Jestem swoim wrogiem najgorszym
I to takim co tkwi w umyśle mym
"Człowiek płacze dopóki ma nadzieje gdy ją traci rozpacz przybiera postać strasznego spokoju"
I tak obojętny na ten świat pisze kolejny wiersz w ciemnym pokoju