Kreska

359 15 86
                                    

Następnego dnia, obudziłam się około 11, czyli dwie godziny po moim budziku, a do tego wstałam dlatego, że zachciało mi się wymiotować. W głowie krążyła mi rozmowa z dziewczynami, ale całą siłą woli starałam się odepchnąć niechciane myśli.

Nie ma mowy, żeby to było to.

Po prostu się zatrułam, tyle.

Oczywiście, nic nie powiedziałam Adrienowi, który jak zwykle wyszedł wcześniej do pracy, by tyrać za nas dwoje. Trochę było mi go szkoda, ale, umówmy się, kiedyś pracował nawet więcej z własnej woli.

Dzisiaj był piątek. W niedzielę cała nasza wesoła rodzinka przyjedzie tutaj by zjeść obiad, jak zwykle to robiliśmy u Vincenta, więc musiałam się wziąć do roboty. Już dzisiaj zaczęłam robić sałatki.

Po skończeniu dwóch potraw i wstawieniu ich do lodówki, nasypałam zwierzętom jedzenia i rozłożyłam się na kanapie. Oglądając Netflixa, czułam coraz mocniejsze mdłości i ból brzucha.

Ponownie nawiedziły mnie słowa dziewczyn.

                                                            ~~~~~~~

Następnego dnia rano było tak samo. Obudziłam się, gdy Adriena nie było już w domu, cała zgrzana i czująca potworne zawroty głowy. Mdłości nie ustawały. Starałam się to zwalczyć. Czytałam trochę w internecie, na temat moich objawów, od razu kasując historię wyszukiwarki, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed kilku lat.

Nie znalazłam nic nowego oprócz innych rzeczy, słyszanych już wcześniej od Martiny i Anji. Dziewczyny dzwoniły do mnie codziennie, pytając jak się czuję.

Dzisiaj w ciągu dnia, nie wytrzymałam. Ciągle męczyły mnie te same objawy i te same czarne  scenariusze. Może Anja miała rację?

Może nie zaszkodzi sprawdzić?

Niechętnie i z wielkim strachem wpakowałam się do samochodu, ruszając do najbliższej apteki.

                                                    ~~~~~~~~

Wpatrywałam się w pudełeczko na stoliku jak zaczarowana. Z niewiadomego powodu nie mogłam się przemóc, zrobić kolejnego kroku.

Nie mogłam poznać odpowiedzi.

Moja głowa i niepotrzebny overthinking zrobiły swoje, bo po chwili odłożyłam test dalej od siebie i znów zabrałam się za gotowanie. Nie musiałam zrobić dzisiaj wszystkiego sama, ponieważ jutro rano dołączy do mnie pomoc domowa.

Gdy w trakcie przygotowywania jedzenia, które może poczekać do jutra, ponownie złapały mnie mdłości, niemal się popłakałam.

Z bezsilności.

Zrezygnowana, zdenerwowana i przerażona złapałam za test i poczłapałam do łazienki.

Serce galopowało mi w piersi, trzęsły mi się ręce. Nie mogłam opisać uczucia, które mi wtedy towarzyszyło. Nie była to złość, nienawiść ani nadzieja na wynik negatywny.

Ku swojemu zaskoczeniu odnalazłam w sobie nadzieję, która gasła, gdy przypominałam sobie nagły panujący we mnie smutek.

Wyszłam z łazienki, nadal drżąc.

Gdy wszystko miałam za mną, pozostało czekanie. ,,Schowałam" test między doniczką, a świeczką na stoliku kawowym i odpaliłam Netflixa.

Co jakiś czas musiałam się zmuszać do niezaśnięcia. Za dużo emocji na raz wpłynęło w moje żyły, przez co stałam się strasznie wyczerpana.

Nie zarejestrowałam momentu, w którym odpłynęłam.

                                                           ~~~~~~~

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Niechętnie się podniosłam, zapominając kiedy zasnęłam. Przetarłam zmęczone oczy i zerknęłam na zegar.

14:47

Przeciągnęłam się i dźwignęłam w stronę drzwi. Nie miałam pojęcia, kto mógłby mnie dzisiaj odwiedzić, dlatego gdy otworzyłam drzwi i zobaczyłam Shane'a, strasznie się zdziwiłam.

-Shane?- zapytałam, od razu się rozbudzając- Co ty tu robisz?

-Wróciłem szybciej, miałem nadzieję że to nie problem, jakbym przenocował u ciebie, co?- oznajmił prosto z mostu i nie czekając na moją reakcję wszedł do środka mijając moją zdezorientowaną postawę.

-Jasne że nie- zareagowałam trochę z opóźnieniem, zamykając drzwi- Co z Tony'm?

Shane i Tony nadal podróżują po świecie, zatrzymując się gdzie popadnie. Czasem nawet śpią pod namiotem. Zwykle przyjeżdżają na jakieś specjalne okazje, na przykład co miesięczne obiady rodzinne, ale tak na ogół cały czas podróżują.

-Wraca jutro rano- odparł, zostawiając walizkę w korytarzu i rozkładając się na kanapie.

W tym samym momencie rzuciły się na niego psy, krążące jak zwykle po domu. Francis i Hamlet wskoczyli na kanapę, obskakując Shane'a z dwóch stron.

-Ej!- warknęłam na psiaki- Na dół, już!

Psy jak na zawołanie od razu zeskoczyły z sofy, nadal witając się z moim bratem, który już dorwał pilota do telewizora.

-Kawy?- spytałam jak zwykle, ponieważ również miałam wielką ochotę na coś do picia.

-Masz może jakieś winko?- spytał Shane, przeglądając Netflixa.

-Mhm, zaraz wracam.

Przyniosłam butelkę czerwonego wina ze spiżarki, nalewając mojemu bratu do kieliszka czerwonego napoju. Sobie zaparzyłam kawę na rozbudzenie, wiedząc, że gdy wezmę choć łyk dorodnego wina, wypiję więcej.

Postawiłam napoje na stoliku i usiadłam obok brata, kładąc moją głowę na jego ramieniu.

-Jak tam u was? Gdzie teraz byliście?- zapytałam, zabierając bratu pilot i wyłączając telewizor, by ze mną porozmawiał.

Shane odwrócił się delikatnie w moją stronę.

-Dobrze. Ostatnio odwiedziliśmy Kanary- powiedział- A jeszcze wcześniej wałęsaliśmy się po Europie w jakimś kamperze

-Brzmi fajnie- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do siebie- Gdzie teraz planujecie pojechać?

-Jeszcze nie wiemy- wzruszył delikatnie ramionami- Możliwe, że przekonam Tony'ego żebyśmy pojechali w mroźniejsze rejony, ale na razie się uparł- zrelacjonował, popijając wino- Masz jakiś chipsy?

Zaśmiałam się cicho.

Podniosłam się powoli, maskując ból i ruszyłam w stronę kuchni. Wygrzebałam z głębokiej szafki ulubione, ostre chipsy Adriena, których nigdy u nas nie brakowało. Podałam paczkę Shane'owi, po czym, czując zbliżające się mdłości, oznajmiłam że idę do toalety.

Starałam się przesiedzieć tam jak najkrócej, i wydawać z siebie jak najmniej dźwięków, co było trudnym zadaniem.

Wreszcie, obmyłam się wodą i wyszłam z toalety, czując się lepiej.

Shane siedział przy włączonym telewizorze, na który nie patrzył, ale mnie to nie zaskoczyło. Przysiadłam obok niego, wyciągając rękę po kubek kawy. Przyłożyłam kubek do ust, popijając gorący napój, wyluzowana i szczęśliwa z obecności brata, gdy nagle ten odezwał się niepewnie.

-Hailie?- jego głos brzmiał nienaturalnie.

-Hm?- zdziwiłam się, zerkając na niego z zaniepokojeniem, biorąc kolejny łyk rozgrzewającej kawy.

-To twój?- spytał mój brat z zmarszczonym czołem, pokazując mi powoli małą rzecz, którą trzymał w dłoni.

Wyplułam picie z powrotem do kubka. Mimowolnie porcelana spadła na ziemię, rozlewając czarny napój po dywanie.

Nie przejmując się wylaną kawą, wyrwałam Shane'owi test.

Zamarłam

Dwie kreski

~Rodzina Santan ~ Diament 3~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz