III

4 1 0
                                    

Zawsze lubił zostawać w Hogwarcie na okres świąt. Zamek był wtedy pięknie przyozdobiony – w powietrzu wirowały świece, z kolumn zwisały świąteczne łańcuchy, a w wielkiej sali stały ślicznie ubrane choinki, których zapach czuło się już na korytarzu. Ponadto na stołach zawsze pojawiały się wyjątkowo apetyczne potrawy. Travis nie zamieniłby tego na nic innego.

Kiedy siedział przy jednym z długich stołów do sali wleciała duża, ciemna sowa. Zanurkowała i, przelatując chłopakowi nad głową, upuściła wprost w jego ręce niewielką kopertę. Zdziwił się odrobinę, otworzył ją, a z wnętrza wyjął ładną, staromodną świąteczną kartkę. Odwrócił ją, by sprawdzić czy sowa aby na pewno się nie pomyliła i uśmiechnął się, widząc u jej dołu podpis Draco.

Jego uwagę przykuł przechodzący nieopodal Ron, pozostawiający Harry'ego samemu sobie. Travis spojrzał to na jednego, to na drugiego, a potem, ignorując dochodzące od stołu nauczycielskiego wycie profesor Trelawney, sam podszedł do Harry'ego.

- Hej, wszystko w porządku? – zapytał, przysiadając na blacie stołu.

Młody Potter zdziwił się obecnością Travisa. Zamrugał, jakby chłopak wyrwał go z zamyślenia i odwrócił głowę w jego stronę.

- Och, cześć, Travis – przywitał się grzecznie. – Tak, w porządku.

Wątpił w prawdziwość jego odpowiedzi, jednak nie miał zamiaru na niego naciskać, jeśli ten nie miał ochoty mu się zwierzać.

- Dlaczego się mną przejmujesz? – zapytał zaraz. Travis zmarszczył brwi i spojrzał pytająco na Pottera. – Myślałem, że przyjaźnisz się z Malfoy'em.

Puchon zaśmiał się pod nosem.

- Przecież nie może mi zabronić rozmawiania z innymi – odpowiedział, rozluźniając się nieco. – Poza tym, może i wy dwaj macie ze sobą problem, ale... Ja tam nic do ciebie nie mam.

Harry uśmiechnął się, na początku niepewnie, a potem szerzej i szerzej. Travis odwzajemnił uśmiech i został z Potterem jeszcze chwilę, by razem pomilczeć.

* * *

Draco siedział po przeciwnej stronie stołu, krzyżując ręce na piersi, naburmuszony, podczas gdy Travis śmiał się, ignorując ryzyko spotkania oko w oko z panią Pince.

- Skończyłeś już? – zapytał oburzony jego zachowaniem Ślizgon, marszcząc brwi w swojej złości.

- Masz za swoje! – Uśmiechnął się szeroko, pochylając się w stronę przyjaciela. – Naprawdę myślałeś, że McGonagall zignoruje to, że ty też złamałeś zasady?

- Masz rację – odpowiedział po chwili namysłu. – Mogłem iść do Snape'a.

Puchon przewrócił oczami i westchnął głośno, opadając znów na swoje krzesło.

- Mówię ci, daj Harry'emu spokój. Wyszedłbyś na tym lepiej niż na ciągłych próbach podłożenia go.

- Ciekawe, jak niby miałbym wyjść na tym lepiej.

Travis spojrzał na chłopaka sponad trzymanego przez siebie kawałka pergaminu i zamrugał powoli.

- Na przykład nie musiałbyś biegać po zakazanym lesie w ramach szlabanu. Naprawdę, Draco, daj Potterowi spokój. Wystarczy, że Snape się nad nim znęca. Nie uważasz, że przeżył już wystarczająco złego?

- Co masz na myśli?

Puchon odłożył pergamin na blat i popatrzył znów na blondyna.

- Swoich rodziców zna tylko ze zdjęć. Mieszka z okropnym wujostwem i paskudnym kuzynem. Kiedy cię nie było, trochę porozmawialiśmy – odpowiedział na nieme pytanie Draco. – Był bardzo szczęśliwy, kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem i że będzie się uczył w Hogwarcie. Naprawdę myślę, że dobrze będzie, jeśli Snape będzie jedyną nieprzyjemnością, jaka go tu spotka. Chociaż uważam, że nie ma żadnych powodów, żeby być aż tak niemiłym akurat dla niego.

Sectumsempra|Draco Malfoy x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz