Sam Wilson i Lina siedzieli w samochodzie, który sunął po autostradzie w stronę najbliższego McDonald's. Z głośników leciała muzyka, ale atmosfera była gęsta – gęstsza niż sos do Big Maca, którego zaraz mieli zamówić. Lina, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrzyła przez okno, obrzucając Sama spojrzeniami pełnymi irytacji. Miał wydrukowane kupony na darmowe nuggetsy. Lina natomiast kitrała w aplikacji na telefonie kupon na shakea bez limitu.
— Serio, Sam? Kupony? — zapytała z przekąsem, choć nie do końca mogła ukryć rozbawienia. — Jesteś Avengersem, a korzystasz z kuponów na fast food?
— Lina, daj spokój. Avengers, nie Avengers, nikt nie powinien przepłacać za McNuggetsy. Poza tym, jestem odpowiedzialnym obywatelem. Oszczędzanie to patriotyczny obowiązek. Po co przepłacać, jak mogę dostać darmowego shake'a?
Dziewczyna przewróciła oczami.
— Jesteś patriotą, bo chcesz darmowego shake'a? Super. Steve byłby z ciebie dumny. Co dalej? Zbieranie pieczątek na kartach lojalnościowych?
— Oho, teraz będziesz mnie moralizować Stevem? — Sam uśmiechnął się, odchylając głowę w jej stronę. — Sama masz aplikację.
Lina westchnęła, odchylając się na fotelu.
— W przeciwieństwie do ciebie, ja po prostu nie chcę im dać zarobić.
— Paskudna jesteś! A poza tym jak ci coś nie pasuje to czemu tam jesz. Na dodatek sama ostatnio majaczyłaś jak bardzo byś zjadła naggesty.
— Taaa, uwielbiam... — powiedziała Lina, patrząc na niego z ukosa.
— Hipokrytka! Jak w ogóle jeszcze masz miejsce na aplikacje, z takim obciążeniem winą?
Lina spojrzała na niego z przekąsem.
— Wiesz co, Sam? Ty naprawdę potrafisz uprzykrzyć mi dzień, po co ja w ogóle planowała ten super wypad?
Sam tylko się roześmiał, wjeżdżając na parking przed McDonald's. Starał się zachować spokój, ale było widać, że nie może przestać się śmiać z ich sprzeczki. Zatrzymał samochód na wolnym miejscu, wyłączył silnik i obrócił się do Liny.
— Dobra, zrobimy to tak — powiedział, wyciągając telefon. — Ja mam kupon na darmowe nuggetsy, a ty masz ten mój wymarzony kupon na nielimitowane shakei. Skorzystajmy z obu. Fair?
Lina spojrzała na niego z miną, jakby wyraźnie zastanawiała się nad jego propozycją.
— Fair? Fair to byłoby, gdybyś dał mi spokój z tymi twoimi kuponami i pozwolił mi normalnie zapłacić za jedzenie. Ja nawet nie potrzebuję tych kuponów, mam pieniądze przecież. Ty zawsze musisz wymyślać jakieś dziwaczne układy. Zawsze.
— Lina, to nie dziwaczne układy. To optymalizacja zasobów. — Sam odparł poważnym tonem, chociaż kątem ust wciąż się uśmiechał. — Zastanów się. Wchodzimy, zamawiamy to, na co mamy ochotę, a potem... profit! Mamy jedzenie za mniej, niż kosztowałoby nas normalnie. To niemal geniusz!
Dziewczyna patrzyła na niego przez długą chwilę, zastanawiając się, jakim cudem to jest facet, który ratował świat.
— Powiedz mi jedno, Sam — powiedziała, nie kryjąc sarkazmu. — Czy twoje „optymalizowanie zasobów" działa też, kiedy ratujesz ludzi z płonącego budynku? Może tam też korzystasz z kuponów na akcje ratunkowe?
Sam zaczął się śmiać.
— Dobra, dobra, przekonałaś mnie. Może nie we wszystkim jestem mistrzem optymalizacji, ale w McDonaldzie? O tak. Wchodzimy?
Wiedziała, że ta cała „optymalizacja zasobów" to tylko pretekst, żeby ją wciągnąć w kolejny absurdalny dialog, ale mimo wszystko miała do tego słabość. Kiedy weszli do środka, ciepłe powietrze uderzyło ich w twarz. Była pora obiadowa, więc McDonald's był pełen ludzi. Sam od razu skierował się do jednego z samoobsługowych terminali, wyciągając kupony, jakby miał przed sobą misję ratunkową na najwyższym poziomie. Lina stanęła obok niego, przypatrując się jego działaniom.
CZYTASZ
ONE SHOTS | Frozen Hearts
FanfictionOpowiadania, dialogi, czaty... z uniwersum Frozen Hearts🩵🦾 |przyjmuję zamówienia| 🖤Książkę Frozen Hearts znajdziecie na moim profilu🖤