Rozdział 2

7 2 0
                                    

Po pokoju rozniosła się piosenka Highway to hell, która rozbudziła mnie już na dobre. Jęknęłam w półśnie i delikatnie otworzyłam oczy. Zajęło mi kilka dłuższych chwil na przyswojenie sytuacji. Niezadowolona zaczęłam poszukiwania telefonu po całym łóżku, przy okazji klepiąc Lily w twarz.

- Sorki - mruknęłam pod nosem, szukając dalej.

Piosenka dalej głośno brzmiała wraz z wzrastająca irytacją. Podniosłam poduszkę, po czym wyrzuciłam za siebie, ale telefonu tutaj także nie było. Zawsze go tam chowam, ale jak widać tym razem musiałam zrobić inaczej. Lily nawet nie przejęła się budzikiem i dalej spała, pochrapując co chwilę. Niestety tak nie może być. Skoro ja nie śpię to ona tym bardziej. Złapałam za róg kołdry, po czym zerwałam ją z dziewczyny, przy okazji rozglądając się za urządzeniem. Przeturlałam nastolatkę na drugą stronę łóżka i zajrzałam pod jej poduszkę. Westchnęłam rozdrażniona i opadłam plecami na łóżko. Blondynka zaczęła się wiercić i mruczeć coś pod nosem. Zapewne przeklina mnie na wszystkie możliwe sposoby.

- I'm on the highway to hell – wyszeptała niewyraźnie. – Highway to hell.

Nagle mnie olśniło. Podeszłam do regału z książkami, a na samym dole leżał mój telefon. To jedne z niewidocznych gniazdek. Miałam nadzieje, że obudzę się na pewno jeśli tutaj go podłączę. Jak widać zadziałało.

- Nienawidzę wstawać tak wcześnie rano – usłyszałam za sobą pretensjonalny głos dziewczyny.

Obróciłam się w jej stronę z telefonem dłoni. Dziewczyna siedziała na łóżku z zamkniętymi oczami, jej usta wygięły się w grymasie, a brwi miała zmarszczone. Wstawanie o siódmej rano nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Jej blond włosy, które zazwyczaj sięgały do tyłka były rozwalone na wszystkie strony. Blondynka nie należała do najchudszych, ale także nie była nie wiadomo jak otyła. Po prostu w niektórych miejscach miała więcej ciała. Jeśli chodzi o twarz to tak samo jak ja miała niebieskie oczy. Jest lekko pulchniejsza, a uszy ma wystające, chociaż o wiele mniej niż jak była mała. Nadal jednak ma większe powodzenie u płci przeciwnej. Po prostu przyciąga ich swoim charakterem, który nie jest wcale taki łatwy.

- Zacznij się przyzwyczajać, bo tam to będzie codzienność - powiedziałam i podeszłam do szafy wyjmując ubrania przygotowane na dzisiaj.

- Wiem - jęknęła rozpaczliwie.

Czekała nas dwugodzinna droga samochodem, po której moja dupa będzie cierpiała. Najgorsze było to, że nie miałyśmy dokładnie ustalonej godzinny z tatą, a jego to można budzić i budzić. Nigdy się mu nie śpieszy. On ma na wszystko czas.

- Myślisz, że będzie inaczej?

Co ma na myśli?

- Zawsze jest inaczej – odparłam wzruszając ramionami.

Czy to wszystko może jeszcze bardziej zmienić się? Oczywiście, że chciałabym wrócić do czasów, gdy ciocia z wujkiem nie postanowili założyć rodziny zastępczej. Chociaż, gdy był jeszcze sam Simone to nie było tak źle. Mogłabym rzec, że nawet raźniej i zabawniej. Później doszło rodzeństwo Doyle i dopiero wtedy nadeszły zmiany. Drastyczne zmiany.

- Nie chce znowu psuć sobie humoru kłótniami z Harper – burknęła, stawiając stopy na ziemi. Na jej twarzy widniał grymas.

- To nie rozmawiaj z nią.

- Nic nie rozumiesz – jęknęła, po czym ruszyła do wyjścia z pokoju.

Ma racje. Całkowicie jej nie rozumiem. Odnoszę wrażenie, że dla samej uwagi zaczyna kłótnie. Harper ma ciężki charakter i jest dwulicowa, ale chcąc uniknąć konfliktów da radę żyć z nią w pokojowych relacjach.

WildflowerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz