rozdział 4;
rozmowy pod wpływem bywają filozoficzneKen się zastanawiał, co tak naprawdę go skusiło do udania się do baru La Civette. Duma, gdyż ktoś go rozpoznał jako utalentowanego pisarza? Ciekawość, bo kto, dociekliwy głębszego przemyślenia, mógłby uszanować jego twory? A może nawet samotność, ponieważ miał okazję podyskutować z kimś na podobnym, intelektualnym poziomie o sztuce? Wiele odmiennych odczuć pchało się wewnątrz powłoki jego ludzkiego ciała, mieszając się i tworząc coraz to nowsze pytania, ale i zawahania, gdy przekroczył próg budynku i zamknął za sobą szklane, zwiewne drzwi.
Rozejrzał się z zainteresowaniem po pomieszczeniu, ale nic się nie zmieniło od ostatniej wizyty. Na pierwszy rzut oka, to na pewno. Jak miał w zwyczaju, usiadł przy barku na wysokim taborecie bez oparcia, przez co nieraz prawie z niego spadł przy kilku procentach. Stukał palcami o blat, kiwnął głową w stronę Dana, obsługującego osoby po drugiej stronie baru przy zlewie. Chwilę później, z zaplecza wyłonił się Spencer, odstrojony w ciemny ubiór, jak wymagała od niego etykieta pracy. Uniósł kącik ust w górę i natychmiast zaczął przyrządzać mojito, wiedząc, że od tego Ken zawsze zaczynał wieczorne przesiadywanie.
— I co, czekasz? — Rzucił złośliwie, gdy postawił przed nim drinka.
— A co mam innego robić?
CZYTASZ
Licho Nie Śpi
RomanceKenneth Lloyd jest nieudanym pisarzem. Jego opowieści są pełne mroku, a nikt nie lubi przecież czytać o goryczy. Zastanawiał się już, czy nie powinien może zmienić kierunku w swoim życiu, gdy to pewnego dnia wpadł na swojego pierwszego, samozwańczeg...