10. Ten jedyny

16 7 0
                                    


Jak powiedział, tak też uczynił. Przyznać należało, iż Ferrari podszedł do zadania z niebywałą precyzją i zapałem niczym młode pary podczas pisania małżeńskiej przysięgi. Z tą różnicą, iż w przypadku Jasona pióro i czysta kartka zastąpione zostały patelnią i kuchennymi akcesoriami, co – szczerze powiedziawszy – w moim mniemaniu było dużo lepszym wyborem, niż piekło zwane małżeństwem, gdyż zamiast łez, czarnej melancholii i wiążącego się z nimi rozwodu, dane mi było po prostu dobrze się najeść. 

— Buon appetito — rzucił, serwując mi talerz z ekskluzywnie podanymi pankejkami w niesamowicie puszystej i słodkiej wersji. 

Przyznaję – urzekło mnie to. 

Wczoraj chyba nieco za ostro balowałam, a oprócz kaca zaliczyłam także zgon i wylądowałam w niebie. Właśnie tego potrzebowałam – nie przedwczesnej śmierci, czy faceta na wyłączność, który przyrządzałby mi tak przepyszne dania, a jedzenia, którego dosłownie maciupeńki kęs był w stanie dodać, do mojego przepełnionego goryczą życia, szczypty słodkości. 

Choć nie należało pomijać faktu, iż – niechętnie to przyznawałam – na liście moich pilnych potrzeb był także punkt zatytułowany jako "mężczyzna". Niestety mój wyczulony kobiecy instynkt i uczulony na specyficzną rasę – zwaną płcią męską – organizm, lubował się w zapominaniu, o wynikających ze ślubu Elijaha, potrzebach, a co za tym szło – kochał wręcz wypierać z mego umysłu fakt, iż według pewnej niekoniecznie zgodnej z prawdą teorii, posiadałam narzeczonego. Jeśli takowy facet mógł pozostać jedynie wytworem mojej rewelacyjnie wręcz rozwiniętej wyobraźni, owszem – miałam niebywale przystojnego i hipnotyzującego swoją zajebistością partnera, przy którym to nawet siedem cudów świata przestawało zapierać dech w piersiach z zachwytu. 

Wiadomo, że Piramidom w Gizie, Wiszącym Ogrodom Seramidy, czy Świątyni Artemidy w Efezie ciężko jest dorównać, ale moja wyobraźnia rządziła się własnymi prawami, a w tym wypadku rozchodziło się jedynie o jej wytwory, gdyż realia niestety były takie, że poznanie fajnego faceta w dzisiejszych czasach równe było prawdopodobieństwu własnymi oczyma ujrzenia, no... chociażby białego lwa – czyli znikome. 

Moje wygórowane wymagania zdecydowanie nie przyczyniały się zresztą do osiągnięcia zamierzonego sukcesu. Owszem, mogłam iść na ten ślub z pierwszym lepszym facetem, ale zbędny mi zwykły lew, gdy mogę trafić na przedstawiciela tego gatunku w odcieniu czystej bieli. Cóż tu dodać... Mam do tego koloru po prostu wielką słabość i pewnego rodzaju sentyment. Być może wynika on z mojego zawodu, bądź faktu, iż zostałam zdradzona i porzucona prawie przed ołtarzem, a moja suknia ślubna od kilku dobrych miesięcy gniecie się w pokrowcu na ubrania, co zdaje się gargantuicznie wręcz smutne, gdyż jej piękno zamiast ukrywać się w szafie, powinno olśniewać na mym ciele. I choć w głębi duszy bardzo chciałabym, by moje marzenie idealnej ceremonii zaślubin ziściło się, do jego realizacji brakowało mi niestety jednego, niezbędnego wręcz, elementu. Mianowicie partnera. Pech, bądź fatum zadecydował jednak, iż facet, który czekać miał na mnie pod ołtarzem, okazał się chodzącą red flagą, pląsającą na wietrze niczym pszczoła w wiosenny poranek, mająca w zwyczaju latać z kwiatka na kwiatek i zapylać wszystko, co wpadnie w jej na pierwszy rzut oka urocze, lecz w rzeczywistości obślizgłe od nektaru, odnóża. 

Wiadomo, każdy posiadał wady i zalety, lecz u większości mężczyzn z niezrozumiałych mi przyczyn przeważały niestety te pierwsze. Owszem, zostałam zaprojektowana tak, by dostrzegać w ich zachowaniu wszystkie red flagi, lecz nie zawsze tak było. Po wymuszonej aktualizacji systemu, którą okazał się być czerwony przycisk z napisem "zdrada" moje oprogramowanie w przyspieszeniu scrollowało zalety, by czym prędzej móc zapoznać się z listą wad, która przeważnie była dość pokaźnych rozmiarów. Wynikało to prawdopodobnie z tego, iż slajdy z tytułem "negatywy" posiadały dużo ciekawszy dizajn i w przeciwieństwie do neutralnych, często wręcz mdłych odcieni, przyciągały uwagę. Przykładowo taka z natury łagodna zieleń używana jest zwykle w celu wprowadzenia konsumenta w pozytywne wibracje, zaś kolor niebieski symbolizuje spokój i zaufanie. W dużym skrócie – ciut wieje tu nudą. Intrygującym zaś często bywają niepowielane – oryginalne wręcz wzory. No chociażby takie uwielbiane przez nielicznych, lecz na nowo wkupujące się do świata mody, łaty. Cóż... Mogłabym być rada z faktu, iż stylowe upodobania potencjalnego kandydata na mojego udawanego partnera w jakimś stopniu wpasowywały się w modowe trendy, lecz osobiście stawiałam na klasykę i nie mogłam pozwolić, by narzeczony zamiast w eleganckim garniturze, no chociażby od Hugo Bossa, przyszedł na ślub w łaciatym fraku. Należało szanować siebie i swoje granice, gdyż to właśnie one doprowadzały nas do spełnienia, bądź egzystencjalnego upadku. Dzięki nim co prawda mogłam pewnie zapomnieć o wymyślonym partnerze, ale moja podświadomość twierdziła, iż warte było to swojej ceny, dlatego bez zbędnych rozważań pozwoliłam pochłonąć się spełnieniu, którego dostarczały mi słodkie pankejki w kąpieli z syropu klonowego z dodatkiem aromatycznych świeżych owoców, gdyż na inne spełnienia niestety nie miałam co liczyć. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 13 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wymyślony NarzeczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz