3

24 4 0
                                    

Cholerny budzik dzwoni od dobrych paru minut. Próbuję go ignorować, jednak jeszcze chwila i ta przeklęta melodia będzie śniła mi się w najmroczniejszych koszmarach. Każdy ruch powoduje ból w moich zastanych mięśniach, na co cicho jęczę. Mrużę oczy, próbując dostosować się do światła w pokoju.

Chcąc wstać i wyłączyć budzik, zastygam w bezruchu czując na sobie czyjś oddech. Przez chwilę mam nadzieję, że to Rex. Jednak podświadomość sugeruje mi, że pies nie używa mocnych perfum i śpi zwinięty w kulkę na fotelu.

- Przysięgam ci, Tia, że jeśli nie wyłączysz tego cholerstwa, sam się tym zajmę. - usłyszałam mocno zachrypnięty głos chłopaka. Cholera James. - Obiecuję, że go rozpierdolę. 

Podniosłam się na łokciach i wzięłam telefon do ręki. Wyłączyłam budzik, a następnie sprawdziłam godzinę. 7:28. Zaspałam. Po raz pierwszy od dawna. A to wszystko wina pieprzonego Jamesa Huntera. Gwałtownie wstałam z sofy, co okazało się błędem.

Zawroty głowy, spowodowane za szybką zmianą pozycji, powróciły. Nie pomagał mi również fakt, że nie miałam się czego złapać. W dodatku zaplątałam się w kocu, przez co z powrotem upadłam na sofę.

Odchyliłam głowę do tyłu, przymykając oczy. Jedną rękę przyłożyłam do skroni, a drugą starałam się wyplątać z koca. Poczułam obok ruch, jednak nie byłam w stanie sprawdzić, kto to. Mogłam się jedynie domyślać, że najprawdopodobniej to James.

- Ta, i mam uwierzyć, że na mnie nie lecisz, Hes? - zaśmiał się. Jego zachrypnięty głos sprawił, że po plecach przeszedł mnie przyjemny dreszcz. - A tak serio, to wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.

- Nie twój interes, Hunter. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

- A Luke to syrenka.

Prychnęłam na jego słowa. Ponownie wstałam i rzuciłam w chłopaka kocem. Wyprostowałam się rozciągając zastałe mięśnie. Spojrzałam na chłopaka, który jak gdyby nigdy nic uważnie obserwował każdy mój ruch.

Ignorując bruneta poszłam do kuchni. Załączyłam ekspres i wybrałam kawę. Od ponad 2 lat to była moja rutyna. Wstawałam wcześnie, czasami nawet za wcześnie przez koszmary, piłam kawę i szłam pobiegać.

Usiadłam na blacie, popijając kawę. Słońce już dawno zdążyło wzejść i oświetlało cały dom. Jak na połowę września, pogoda w Malibu była wspaniała. Ludzie od świtu po późne wieczorne godziny korzystali z ciepła. Niektórzy specjalnie brali wolne w pracy, aby skorzystać z promieni słońca i udawali się na jedną z tutejszych plaż.

Skończyłam pić kawę i odstawiłam kubek do zmywarki. Przechodząc przez salon zauważyłam, że Hunter poszedł spać dalej. Cieszyło mnie to, bo za każdym razem podnosił mi ciśnienie. Weszłam na piętro i udałam się do swojego pokoju.

Przebrałam się w leginsy i założyłam bluzę. Włosy związałam w kucyka, z którego kilka pasm wypadło na twarz. Założyłam je za ucho wiedząc, że nie ma sensu się z nimi siłować, skoro i tak prędzej czy później ułożą się po swojemu. Do kieszeni wrzuciłam słuchawki, telefon i kilka banknotów. Wczoraj wieczorem próbowałam cztery razy odzyskać moje skradzione papierosy. James szedł w zaparte i mi ich nie oddał, mamrocząc pod nosem, że niszczę sobie zdrowie. Zatem potrzebowałam nowej paczki.

Zgarnęłam smycz Rexa i zamknęłam pokój. Pies spał dalej w tej samej pozycji więc podeszłam z zamiarem obudzenia go. Podrapałam go za uchem, na co zaczął machać ogonem. Otworzył oczy i widząc mnie wywalił język.

- Chodź Rex. Idziemy pobiegać.

Pies momentalnie podniósł się i zeskoczył z fotela. Podbiegł do drzwi i zrobił obrót, na co się uśmiechnęłam. Zapięłam mu smycz i wyszliśmy na dwór. Założyłam słuchawki i włączyłam ulubioną playlistę. Pomimo wczesnej pory, można było zauważyć ludzi kręcących się na posesjach, wyjeżdżających do pracy albo szkoły.

Pod Przykrywką |ZAWIESZONE| Where stories live. Discover now