1

22 2 0
                                    

Odgłos wystrzału, a następnie cisza. Misja polegała na porwaniu niejakiego Tylera Lansie oraz przetransportowanie go do bazy Rossiego. Misja taka jak każda jedna. Byłam w starym magazynie na obrzeżach New Jersey. Zwabiłam Lansiego pod pretekstem nowego towaru. Jednak mężczyzna nie był aż taki głupi. Zabrał ze sobą dwoje najemników. Widziałam jak wchodzą do magazynu, a następnie sprawdzają każdy zakamarek.

Wyciągnęłam z kabury pistolet i go odbezpieczyłam. Broń wydała z siebie charakterystyczny dźwięk co sprawiło, że jeden z napastników skierował się w moją stronę. Widząc każdy jego ruch czekałam na właściwy moment, celując mężczyźnie w głowę. Wypuszczając powietrze z płuc, nacisnęłam na spust. Kula trafiła w sam środek czaszki, z której natychmiast wystrzeliła krew.

Zadowolona z takiego obrotu sprawy, uśmiechnęłam się czując metaliczny zapach krwi. Lansie zaalarmowany wystrzałem wysłał drugiego z najemników, aby to sprawdził. Szedł w moją stronę rozglądając się na boki, jakby chciał się upewnić, że nic mu nie zagraża. Widząc to chciało mi się śmiać, bo nie ważne jak bardzo byłby ostrożny i tak za chwilę zginie. Napastnik zatrzymał się dopiero przy dużej kałuży krwi pierwszego z nich. Sięgnął po krótkofalówkę, chcąc zawiadomić Tylera o trupie. Wyszłam ze swojej kryjówki z bronią wycelowaną w niego.

- Se acabó la diversión, cariño. - powiedziałam, po czym nacisnęłam na spust. Trafiłam go w klatkę piersiową. Krew zaczęła wypływać małym strumieniem. Widać było, że zaczyna mieć problem ze złapaniem oddechu. Zatoczył się do tyłu, chcąc ostatkiem sił oddać strzał w moją stronę. Mój kolejny wystrzał. Tym razem trafiłam go w czaszkę. Uśmiechnęłam się widząc moją pracę. i przeszłam obok ciał kierując się w stronę Lansiego.

- Vendrás conmigo. - powiedziałam do mężczyzny. - El jefe te está esperando. Sin ningún truco.

- Kim ty do cholery jesteś? - zapytał Tyler.

- Twoim nowym koszmarem -odpowiedziałam.

Dwie godziny później Manson Rossi przepytywał Lansiego. Facet mało co odpowiadał. Raczej sporadycznie. Sprawiał wrażenie jakby nie bał się Rossiego i tego co mu może zrobić. Cierpliwość Mansona jednak miała swoje granice.

- Masz żonę? - zapytał w pewnym momencie Rossi. W jego głosie można było wyczuć zdenerwowanie. Tyler spojrzał niepewnie na mężczyznę, po czym skinął głową. - W takim razie będzie miał się kto zająć dziećmi. Od pół roku nie spłaciłeś długów, a nie należę do osób cierpliwych. Morozov, zajmij się nim.

Słysząc głos Mansona, wstałam z krzesła i podeszłam do mężczyzny. Rossi odsunął się od krzyczącego Tylera, żebym miała lepszy dostęp. Wyjęłam zza paska nóż z czarną rączką i przystawiłam mężczyźnie do gardła.

- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał Rossi.

- Zgnijesz w piekle Manson. - powiedział Lansie, patrząc na niego wrogo. - Zobaczysz, karma cie kiedyś dopadnie.

Rossi zaśmiał się na jego słowa, po czym skinął głową na mnie. Mocniej zaciskając dłoń na rączce noża, wykonując jedno mocne cięcie, poderżnęłam mu gardło. Krew momentalnie trysnęła z szyi mężczyzny na jego białą koszulę, barwiąc ją na czerwono. Odsuwając się od ciała Lansiego, wytarłam nóż i schowałam go za pasek kombinezonu.

- Dobra robota, Raisa. Idealnie pasujesz do naszego świata, skarbie. - powiedział Rossi. - Jak tak dalej pójdzie, może twoja matka przeżyje.

Chciało mi się płakać. Nie mogłam jednak okazać przy nim jakiejkolwiek słabości, bo znowu by mnie pobił. Bałam się jak cholera. Nie wiedziałam co robić.

Pod Przykrywką |ZAWIESZONE| Where stories live. Discover now