Rozdział 2

26 8 3
                                    

Na zewnątrz panowała ogromna burza. Dużych rozmiarów krople rytmicznie uderzały o blaszane elementy dachu. Jasne pioruny uderzały o ziemię rozświetlając pogrążone w mroku pokoje w sierocińcu.

Sześcio letni chłopczyk zapłakał niemo gdy na zewnątrz pojawił się kolejny grzmot. Był przerażony. Tak bardzo bał się burzy. Miał szczęście że jego straszy współlokator był wyrozumiały.

Westchnął kręcąc głową na boki po czym wstał z łóżka podchodząc do skulonego na łóżku blondyna ukrytego pod kołdrą. Położył rękę na jego ramieniu na co dziecko pisneło przestraszone skulając się mocniej. Dotyk dłoni jednak nie zniknął. Gładził delikatnie ramię Lloyd'a aż do czasu gdy ten odważył się wyjść z pod schronienia przed burzą którym była jego pościel.

- Lepiej? - spytał cicho starszy mając nadzieję że ich rozmowa nie wybudzi nikogo przez cienkie ściany.

Chłopczyk kiwnął głową biorąc głębszy oddech gdy usiadł na łóżku.

- Boję się burzy. - przyznał sześcio latek drżącym głosem okrywając się kołdrą.

- Zauważyłem. - uśmiechnął się drugi. - Ale tutaj nie ma się czego bać. Jak coś to ja cię ochronie. - powiedział z nadzieją że to uspokoi dziecko.

- Dziękuję.. - przerwał Lloyd przypominając sobie że nawet nie wie jak starszy ma na imię.

- Oliver jestem. - odparł jego współlokator posyłając mu uśmiech który mimo mroku w pokoju zauważył młodszy.

- Lloyd. - wyszeptał chłopiec zaciskając palce na błękitnej pościeli.

- Miło poznać. - Olivier posłał mu szeroki uśmiech taki jak zawsze posyła mu ciocia Mey przez co on również się uśmiechnął. - A teraz musisz iść spać.. wiesz co się dzieje jak nie będziesz spać w nocy? - zapytał rozbawiony.

Lloyd pokręcił głową patrząc na nowego kolegę dużymi oczami z tą swoją dziecięcą ciekawością i podziwem.

- Będę cię łaskotał. - powiedział rzucając się na chłopca na co ten się zaśmiał.

Olivier nie wiedział czy to pomoże. Ale jak jeszcze jego mam żyła zawsze to robiła. I mu to pomagało. Blondyn się śmiał i to szczerze a nie z przymusu spowodowanego łaskotaniem. Więc pomogło.

- D-dobra! Już! Pójdę s-spać! - Rozbawione dziecko nie mogło złapać powietrza więc postanowiło się poddać.

Olivier szybko go puścił, psytryknął w nos i poszedł do swojego łóżka.

Czuł się odpowiedzialny za tego dzieciaka nawet nie wiedząc dlaczego. Po prostu czuł potrzebę ochronienia go przed złem tego świata mimo że znał go kilka godzin. Dzieciak wydawał się taki niewinny nie skażony tym wszystkim.

- Dobranoc Lloyd. Kolorowych snów. - powiedział kładąc się na łóżku.

- Dobranoc Olivier. - odpowiedział chłopiec zaspanym dziecięcym głosikiem który rozczulił starszego i sprawił że się uśmiechnął.

Od tego momentu Lloyd zyskał starszego brata od innej matki.

☯☯☯

Pov Lloyd.

Leżałem na łóżku zakryty kołdrą po sam nos. Wzdrygałem się na każdy nawet najmniejszy odgłos. Ciągłe grzmoty na dworze nie pomagały.

Dlaczego nie ma tutaj Mey? Albo chociaż Oliwier'a?

Pukanie do moich drzwi sprawiło że pisnąłem wystraszony chowając się już całkowicie pod grubą pościelą. Dawała mi ona moje ukochane poczucie bezpieczeństwa. Potrzebowałem go. Bez niego nie dałbym rady nawet jeśli musiałem dawać sobie zapewnienie o spokoju w taki durny sposób.

Było to dziecinne. Ale przecież ja mam ledwo dwanaście lat. Mogę być dziecinny.. prawda?

- Nie piszcz to tylko ja. - mruknął brunet wchodząc do pokoju. Nie wyszedłem z pod kołdry. Przy nim nie czułem się komfortowo. A co jak on będzie taki sam jak tamta rodzina? - Udusisz się. - stwierdził.

Pokręciłem głową czego dwudziestolatek nie zauważył i zacisnąłem palce na prześcieradle przymykając oczy gdy rozległ się grzmot.

- Uspokój się dzieciaku. To tylko burza. - powiedział gburowatym tonem kładąc coś na stoliku po czym usłyszałem że wychodzi.

Nie ruszyłem się. Byłem przerażony. Burzą. Tym chłopakiem. Nowym miejscem wszystkim. Brakiem cioci..

- Chcę do Mey.. - zapłakałem w poduszkę po upewnieniu się że jestem sam.. - Chcę do cioci.. - szlochałem przez dobrą chwilę.

Wtuliłem się w poduszkę mocząc ją łzami ale w tym momencie mi to nie przeszkadzało. Po jakimś czasie zaczęło boleć mnie gardło od ciągłego szlochania ale teraz miałem również i to gdzieś.

- Mey.. - powtórzyłem już prawie bezgłośnie przez zdarte gardło.

Podniosłem się z łóżka i skierowałem do swojej łazienki. Nie miałem na sobie bluzy więc idealnie widziałem wszystkie blizny. W głębi serca miałem nadzieję że przez mój miesięczny pobyt nie pojawi się ich wiecie.

Miesięczny pobyt. Na więcej nie liczyłem. I więcej nie chciałem. Chcę do Mey. Tylko do niej. Nikt jej nie zastąpi..

Podniosłem wzrok w stronę lustra. Byłem cały czerwony. Moje oczy były spuchnięte, usta pogryzione od gryzienia warg, nos miałem zadrapany od ciągłego doskonalenia wycierania go. Policzki miałem rozpalone. Cały byłem gorączkowy. Zaschnięte łzy na policzkach zmyłem pod strumieniem zimnej wody.

Wbiłem paznokci w moje ramiona gdy się nimi objąłem. Bolało. Ale ten ból był o dziwo przyjemny. Nie był jak ten który zadawali mi inni dorośli.. To ja nad nim rządziłem. To ja go kontrolowałem. To ja wiedziałem kiedy przerwać a kiedy mogę jeszcze ciągnąć go dalej.

Odetchnąłem z ogromną ulgą gdy wszystkie złe emocje wyparowały z mojego ciała. Zdjałem ręce z ramion patrząc na odciski paznokci na skórze. Nie przeszkadzały mi. Była to pierwsza skaza która mi nie przeszkadzała od dawien dawna.

I wtedy przepadałem..

__ __ __

821 - słów.

Witam! I zapraszam do czytania..

Ostatni kawałek puzzli. /NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz