ROZDZIAŁ I

6 1 0
                                    

  To była niedziela, chwila po południu. Czerwiec dopiero co się zaczynał, w związku z tym robiło się coraz cieplej. Powiał lekki wiatr, który ratował od dosłownego ugotowania się żywcem.
  Na dworcu kolejowym wtedy nie było godzin szczytu, więc do jedynego o tej porze szynobusu nie wchodziło wielu ludzi. Była ich zupełna garstka, która od razu rozeszła się po całej długości pociągu. Zresztą to naturalne, że obcy ludzie tak po prostu chcieli przebywać jak najdalej od siebie, spędzić podróż w samotności.
  Spośród tych ludzi wyróżniała się jedna młoda dziewczyna. To nie tak, że zaczepiała tych nieznajomych, a w życiu! Nic z tych rzeczy. Nie chodziło też o jej dość... ,,tęgą" sylwetkę czy ,,nieprzyjemny" wyraz twarzy. Po prostu jako jedyna z nich wszystkich była... brudna. To mogło budzić swojego rodzaju zaskoczenie lub niemałe zaciekawienie – przecież to była niedziela, a w tym kraju zachowała się tradycja dbania o swój wygląd w ten szczególny dzień. Dlatego wśród eleganckich i schludnych ubrań pasażerów wyróżniały się jej dresy, które były tak brudne od ziemi, że aż były brązowe, a nie jak wcześniej granatowe; stare, szare trampki oraz paskudny plecak, który też już sobie liczył parę lat. Nawet fryzura ją odznaczała – miała tak niechlujnie związanego kucyka, że kosmyki jej blond włosów pouciekały spod ucisku gumki z każdej możliwej strony.
  Też jako jedyna zrezygnowała z zajęcia jakiegokolwiek wolnego miejsca w pociągu, chociaż, że było ich wiele. Z pewnych powodów wolała zrzucić plecak między nogi i stać, zwrócona twarzą do drzwi. No cóż, na nich była ogromna szyba, dzięki której można było podziwiać widoki. Tory rozciągały się przez pola i lasy, a w pewnym momencie pociąg przejeżdżał obok jednego wielkiego jeziora. Dziewczyna nie dawała tego po sobie poznać, ale miała ogromny sentyment do tych widoków, pomimo, że widziała je praktycznie codziennie. Jakkolwiek to zabrzmi, to jak tak stała i tak patrzyła przed siebie, to potrafiła się wyciszyć, skupić się na własnych myślach. Szczególnie teraz, kiedy akurat wracała z pracy do swojej wiochy (co tłumaczyłoby jej wygląd). Prawda, że chodziła jeszcze do szkoły, ale dorabiała przy zbiorach truskawek w weekendy. Akurat zaczynał się sezon, a to, że jej ojciec miał znajomości, postanowiła się wcisnąć i zarobić parę złotych. Planowała odłożyć część wypłaty – czy to na nowe ubrania, nowy telefon czy może na dentystę lub na jakieś nieprzewidziane wydatki... szkoda tylko, że najczęściej tymi ,,nieprzewidzianymi wydatkami" było akurat to, co znajdowało się w jej plecaku. Po pracy czy szkole, zanim wsiadała do swojego powrotnego pociągu, miała w zwyczaju zachodzić do sklepu przy dworcu, po to samo co zawsze: trzy butelki piwa.
  Nigdy przenigdy by się nie spodziewała, że alkohol aż tak jej kiedyś posmakuje. Całe życie upierała się w przekonaniu, że nigdy nie tknie alkoholu. Miała uraz do takich trunków ze względu na swojego dziadka-alkoholika, z którym musiała żyć. I tak unikała procentów, dopóki nie ukończyła 18 lat. To był ten czas kiedy powoli, stopniowo, ale coraz odważniej, próbowała alkoholu ze swoimi znajomymi. Czy to na różnych imprezach, czy kameralnych spotkaniach. To właśnie wtedy zauważała jak alkohol pomaga jej znosić emocje, które tak bardzo tłumi wewnątrz siebie. Czuła się lepiej ze sobą, było jej lżej, jakby upojenie pozwalało jej zapomnieć o wszystkich trapiących jej problemach. Tak bardzo polubiła to uczucie, że pić zaczęła coraz częściej: kiedyś było to raz na jakiś czas, później raz na miesiąc, raz na tydzień, a teraz... codziennie. Fakt, ze czuła ulgę po wypiciu co nieco, to wciąż wewnątrz siebie uważała, ze to nie tędy droga. Że może jej to szkodzić. Ale cóż, te odczucia nie były wystarczająco silne, aby dziewczyna zaprzestała picia. Jedyne co sobie postanowiła to to, że jak ma pić to maksymalnie trzy piwa w ciągu jednego dnia, większa ilość byłaby już przesadą.
  I tak właśnie wyglądały jej dni. Pakowała do plecaka trzy butelki na wymianę, aby nie płacić za kaucję, amortyzowała je zeszytami i pierwszą lepszą koszulką, szła do szkoły czy pracy, po czym zachodziła do sklepu i wracała do domu pociągiem, tylko po to, aby wieczorem zamknąć się w swoim pokoju i oddać się swoim browarom.
  Szynobus już dojeżdżał do jednej z wiosek. Te nieco ponad pół godziny podróży szybko zleciało. Blondynka zarzuciła plecak na plecy i wysiadła na swojej stacji. Poczekała chwilę dopóki pociąg odjechał i wolnym, ale pewnym, krokiem weszła na tor. Jej dom znajdował się poza wioską, pół kilometra od przystanku. Jej droga powrotna wodziła przez tory. Najpierw przechodziła kawałek tym szlakiem, a później schodziła z torów na wydeptaną ścieżkę, która prowadziła na szosę. Parę minut piechotą i już była na miejscu. Taki miała swój skrót do domu. Oczywiście, że była bezpieczniejsza droga, która nie wiodła przez tory, ale po co iść bezsensownie ,,na okrętkę".
  Szła swoim skrótem, ale nigdy nie spieszyła się wracając do domu. Szczerze to nie lubiła tam wracać. Powrót do domu od razu prał z niej ostatnie resztki szczęścia. Zawsze mogła się wszystkiego spodziewać. A to dziadek będzie pijany, a nie cierpiała, kiedy się upijał. A to czekała kolejna robota, bo to wiadomo jak na wsi, ciągle znajdują się jakieś obowiązki. A to kolejny problem z prababcią, która na starość znacznie podupadła na zdrowiu i trzeba wokół niej krążyć. Jak sęp nad swoją ofiarą.
  Nagle stanęła. Zamarła. To kolejny, chyba najgorszy powód, dla którego niechętnie wraca do domu. Zauważyła, że na jej podwórku stoi samochód. To ten charakterystyczny czerwony samochód. Jej rodziców. Niespodziewane odwiedziny. Cholera jasna! Tak bardzo nie chciała zobaczyć własnej matki. Ale musiała wrócić do domu, bo gdzie indziej by poszła? Modliła się, aby to był tylko jej ojciec. Aby jej matka nie przyjechała.
  Podeszła wystarczająco blisko do bramy i rozejrzała się czy na podwórku ktoś się znajduje. Jednak pod domem na szczęście nikogo nie było. Szybko, ale cicho, weszła po schodkach do wnętrza budynku. Stanęła w korytarzu, który był nietypowo spory. W skupieniu przysłuchiwała się głosom, patrząc na ścianę naprzeciwko siebie. Dobiegały z drzwi znajdujących się po lewej stronie ściany. Tam mieściła się kuchnia i dwa pokoje – dziadków i prababki dziewczyny. To właśnie z tej strony niestety słyszała matkę.
  Po cichu przedostała się do drzwi znajdujących się po prawej stronie ściany, za którymi był tylko jej pokój. Odstawiła tam plecak, żeby nikt nie zauważył, że przyszła z piwem. Pragnęła zostać w tym pomieszczeniu i nigdzie nie wychodzić, dlatego postanowiła udawać, że czymś się pilnie musi zająć. Wyciągnęła z plecaka portfel i zajrzała do kieszonki z dzisiejszą dniówką. Przeliczyła pieniądze i część z nich chciała schować do skarbonki. Ostatecznie co dziewczyna zrobiła to westchnęła i rzuciła ,,piterkiem" na biurko. Kogo chciała oszukać? I tak musiała spotkać się z matką. Natychmiast ruszyła do kuchni. Chcąc, niechcąc – musiała to zrobić, żeby babcia się nie martwiła, że wnuczki jeszcze nie ma w domu o tej porze.
  Otworzyła drzwi i ujrzała babcię oraz matkę siedzące przy stole pod oknem.
  – Hej, wróciłam – powiedziała, uśmiechając się lekko od niechcenia. Musiała udawać zadowolenie.
  – Cześć, kochanie – odparła babcia uśmiechając się szeroko. Zawsze cieszyła się na widok wnuczki, gdy cało wracała do domu.
  – O rany, ale ty brudna jesteś! – zażartowała matka. – Ciągnęli cię po tym polu, czy co?
  – Nie... – zaśmiała się niezręcznie, odwracając wzrok. Nie chciała wchodzić w niepotrzebne dyskusje.
  – Chodź, siadaj – przerwała babka, podnosząc się powoli nad stołem. Widać, że podnoszenie się było dla niej kłopotem. – Naleję ci zupy, właśnie odgrzałam.
  – Nie, babcia, nie trzeba – odpowiedziała, podchodzac do szafki z naczyniami. – Siedź, nałożę sobie.
  – Dzisiaj tylko szczawiowa. A nie chciało mi się gotować... biodra mnie bolą – usiadła z powrotem babcia. – To wstaw też sobie wodę na kawę czy herbatę, jeśli masz ochotę.
  – Możesz mi zrobić herbaty... a w sumie też nalałabyś mi zupy, jakbyś mogła? – poprosiła matka, po czym odwróciła się w stronę staruszki, swojej matki. – A przestań, gotować w taki gorąc...
  Blondynka aż poczuła ucisk w sercu. Dobrze, że nalewając zupę do misek, stała odwrócona do kobiet bokiem, dzięki czemu nie widziały jej desaprobaty na twarzy. Ledwo co zdążyła wejść do domu, a matka już ją poganiała. Miała ona w zwyczaju przydzielać córce różnych ,,zadań". Przynieś, zanieś, pozamiataj. Fakt, nie ma w tym nic takiego złego, absolutnie. Bo to nie było to, co najbardziej irytowało dziewczynę. Drażniło ją to, że jej kontakt z matką zwykle się kończył na tym ,,usługiwaniu". Nigdy razem nie posiedziały, nie porozmawiały jak normalna matka z córką. Niekiedy się zastanawiała czy jej matka w ogóle postrzega ją jako własną córkę, czy może po prostu jako zwykłe popychadło. Nieraz niestety potwierdzało się te drugie. Zresztą czego dziewczyna mogła się spodziewać, skoro jej własna matka zostawiła ją dziadkom na wychowanie? Babcia przynajmniej potrafiła się o wnuczkę zatroszczyć, a matka najpierw patrzyła na siebie. Ale cóż, blondynka musiała trzymać język za zębami, bowiem wyrażanie własnych emocji mogło się źle skończyć. A przede wszystkim zabronione było kobietę krytykować. Matkę zbyt łatwo można było urazić.
  – Babcia, a ty herbaty chcesz?
  Staruszka jedynie pokręciła głową i wskazała na swój kubek, sygnalizując, że jeszcze ma trochę herbaty. Ale po chwili dodała, że w sumie wnuczka będzie mogła dolać jej gorącej wody.
  – Jak było dzisiaj w pracy? – spytała matka, gdy córka, wstawiwszy wodę na herbatę, zasiadła do stołu z dwiema miskami zupy szczawiowej. – Ach, dzięki...
  – Dobrze... – przeciągnęła, niewyrażając zbytnich emocji. Wzrok wbiła w zupę. – chociaż, że dość gorąco dzisiaj było.
  – Oj, daj spokój! – westchnęła babcia – nadchodzi już lato, to dlatego. W upał ciężko pracować, a coraz gorsze te upały... ale dasz radę, na pewno. Jeszcze trochę i będziesz miała święty spokój, sezon na truskawki nie trwa całe lato.
  – Na pewno! – odparła głośno matka. – Młoda jest, to da radę. Zresztą trochę ruchu by ci się przydało, nie? – przekomarzała się z córką, delikatnie łapiąc ją za bok.
  – Przestań, dobrze wygląda, ładna dziewczyna – dodała babcia. – Ja jej głodzić nie będę!
  Młoda nie odezwała się, uśmiechała się tylko półgębkiem. Na usta pchały jej się słowa, że matka sama lepiej nie wygląda, ale dziewczyna się powstrzymała. Doszła do wniosku, że najlepiej by było zmienić temat:
  – Bardzo dobra zupa, babcia. Kwaśna, tak jak lubię.
  – Cieszę się bardzo, specjalnie dla ciebie zrobiłam. Wiem, że to twoja ulubiona.
  Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. Zrobiło się jej przyjemnie, babcia zawsze o niej pamiętała.
  – Dużo zarabiasz w tej pracy? – wtrąciła się matka zaciekawiona.
  Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, nie odrywając wzroku od zupy. Nie lubiła rozmawiać o pieniądzach, wręcz nie cierpiała.
  – Tata ci nie mówił?
  – A ja wiem. – wzruszyła ramionami. Uśmiechała się dziwnie. Wyglądała jakby chciała wyciągnąć jakieś informacje, o których już doskonale wiedziała. – No więc?...
  – Nie narzekam.
  – A dokładniej?
  – Woda się gotuje – przerwała córka wstając – siadaj, babcia, ja zaleję.
  Podeszła do kuchenki, aby chwycić za czajnik z gotującą się wodą. Zaczęła zalewać torebki herbaty w kubkach.
  – A więc? – dopytywała się matka.
  – Tak do dychy za godzinę mogę wyciągnąć. – odpowiedziała krótko, podając herbatę do stołu. – Zależy też jak dużo łubianek nazbieram. Ale średnio wychodzi dycha.
  – To w porządku – podsumowała matka – Zawsze to będziesz miała na swoje własne wydatki. Czy to coś będziesz chciała kupić do szkoły albo zaraz są wakacje, więc wiesz... warto mieć jakieś oszczędności. Może jakieś buty byś sobie kupiła na lato?
  Dziewczyna zostawiła to bez słowa, kontynuowała posiłek. Miała ochotę spojrzeć matce głęboko w oczy i stanowczo stwierdzić, żeby nie ingerowała w jej pieniądze. Matka nigdy w życiu jej nic ani nie dała, ani nie kupiła. Nie interesowała się zbytnio potrzebami córki. Jedyne co dobre to to, że kobieta od czasu do czasu, ale nie zawsze, dawała pieniądze na najpotrzebniejsze rzeczy, na przykład książki do szkoły. Na resztę młoda musiała sama zapracować, bo dobrze wiedziała, że matka nie dałaby jej niczego więcej. Prawie wszystko co dziewczyna miała było kupione za jej własne pieniądze lub pieniądze z kiepskich rent dziadków. Więc jaką czelność miała ta kobieta rozmawiać o wydatkach własnego dziecka? Ale cóż, jedyne na co mogła sobie nastolatka pozwolić, to rzucić szybkie spojrzenie na matkę i przytaknąć jej, oczywiście uśmiechając się lekko.
  – Ja jej kupię. – mrugnęła do wnuczki babcia. – Dobre oceny ma i mi pomaga, to zasłużyła.
  – Nie no, babcia, przestań – zaśmiała się.
  – A może jakiś samochód? – przeciągnęła matka uśmiechając się pod nosem – prawo jazdy masz to fajnie by było mieć własny samochód. Nawet jakiś tańszy, używany, nie musisz mieć żadnego wypasionego. Nie chciałabyś?
  – Ech... no wiesz - westchnęła córka – nie wiem czy z tych truskawek dużo wyciągnę. A jak nawet już, to nie będę miała kasy na paliwo. A szkoda, żeby tylko stał na podwórku.
  – Ale nie chciałabyś? Mieć własny samochód? Nawet gdybyś miała pieniądze – dociekała matka.
  Dziewczyna zmarszczyła brwi, jakby rozmyślała nad czymś. Dziwne były te pytania matki.
  – Znaczy fajnie by było, pewnie... ale tak jak mówiłam, nie stać mnie za bardzo – chciała już urwać temat. – Gdzie tata?
  – Został w domu, następnym razem przyjedzie.
  Nastolatka tylko mruknęła cicho. Szkoda, bo z ojcem akurat lubiła przebywać.
  – A jak tam reszta?
  – A tam... – machnęła ręką rencistka – dziadek poszedł do kurnika, a babcia leży u siebie w pokoju.
  Dziewczyna znów mruknęła na potwierdzenie, że rozumie. Nastąpiła dość niezręczna cisza. Młodej zdawało się, że jak jej nie było w kuchni to odbywała się żywa rozmowa między kobietami. A kiedy tylko dołączyła do nich, nagle zrobiło się cicho. Postanowiła wyjść stąd. Miałaby święty spokój, byłaby wolna od tej nieprzyjemnej sytuacji.
  Osiemnastolatka wstała i odstawiła naczynia do zlewu.
  – Pójdę się myć – rzuciła, podchodząc już do drzwi – cała się lepię po tej robocie.
  – A twoja herbata? – spytała babcia. – Wystygnie ci do tej pory.
  – Nie szkodzi.

CARDIAC PALSYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz