Siedzieliśmy na ławce, oboje milcząc. Wokół nas panowała cisza, przerywana tylko szumem drzew i dźwiękiem palonego papierosa. Chłopak, którego wciąż nie znałam imienia, wydawał się spokojny, choć ja czułam wewnętrzne napięcie. Coś we mnie krzyczało, że powinnam z nim porozmawiać, dowiedzieć się więcej, ale nie wiedziałam, od czego zacząć.
- Wiesz - zaczął nagle - to dziwne, jak to wszystko się układa. Gdybym nie przyszedł wtedy na most... nie wiem, czy bym tu dzisiaj był.
Spojrzałam na niego, niepewna, co miał na myśli.
- Chciałem się wtedy zabić, naprawdę. To miejsce było dla mnie jak ostatnia przystań - ciągnął. - Ale wtedy zobaczyłem ciebie. Kogoś, kto czuł ten sam ból, co ja. I... poczułem, że może jednak nie jestem sam.
Z trudem przełknęłam ślinę. Jego słowa dotarły do mnie głęboko. Może i on był moim ostatnim powodem, żeby wciąż żyć? Jego obecność sprawiała, że na chwilę mogłam zapomnieć o wszystkim, co mnie przytłaczało.
- Jak masz na imię? - spytałam w końcu, łamiąc ciszę. Czułam, że to pytanie było na miejscu, mimo że wydawało się absurdalne, że do tej pory go nie zapytałam.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- David - odpowiedział spokojnie. - A ty, Amelio... co cię trzyma przy życiu?
Zaskoczyło mnie tym pytaniem. Przez chwilę zastanawiałam się, co odpowiedzieć. Czy to była Ester? A może teraz... on?
- Ester. Moja przyjaciółka. Ona... była dla mnie wszystkim - zaczęłam cicho, wpatrując się w swoje dłonie. - Została zgwałcona, a potem się zabiła. Od tamtej pory nie widzę sensu w życiu, ale... ona nie chciałaby, żebym podążyła tą samą drogą.
Cisza, która zapadła po moich słowach, była przytłaczająca. Czułam, jak znowu łzy napływają mi do oczu, ale starałam się je powstrzymać. David nie mówił nic, ale wiedziałam, że rozumie. Rozumiał, bo sam przeszedł przez podobne piekło.
- Przepraszam, że zapytałem - powiedział w końcu, delikatnie kładąc rękę na moim ramieniu. - Ester była dla ciebie ważna, to widać. I chyba... dzięki niej też wciąż tu jesteś. Może to dziwne, ale cieszę się, że cię spotkałem.
Te słowa były jak plaster na moją duszę. Czułam, że nie jestem sama, że ktoś naprawdę chce mnie zrozumieć, a nie tylko współczuć.
- Ja też się cieszę, że cię spotkałam - odpowiedziałam po chwili.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, oboje zatopieni w myślach. W pewnym momencie David wstał i spojrzał na mnie poważnie.
- Mam prośbę - powiedział nagle. - Spotykajmy się tutaj częściej. Może nie codziennie, ale... po prostu bądźmy dla siebie.
Zaskoczyło mnie to. Nigdy wcześniej nie czułam potrzeby bycia z kimś, ale jego słowa brzmiały szczerze. Może właśnie tego potrzebowałam? Kogoś, kto będzie tuż obok, nie pytając o nic.
- Okej - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. - Będę tu przychodzić.
- Obiecujesz? - spytał, patrząc mi prosto w oczy.
- Obiecuję.
David uśmiechnął się z ulgą, po czym ruszył w stronę lasu, rzucając mi jeszcze jedno spojrzenie na pożegnanie.
Kiedy zniknął za drzewami, poczułam dziwną pustkę. Mimo że dopiero co się rozstaliśmy, chciałam, żeby był tu obok mnie. Był pierwszą osobą, z którą mogłam być sobą, bez udawania, bez maski.
Wróciłam do domu z poczuciem, że coś się zmieniło. Po raz pierwszy od bardzo dawna czułam, że może jednak moje życie nie musi kończyć się tak, jak zawsze sobie to wyobrażałam. Może teraz miałam wrażenie, że gdzieś w oddali tliło się światło.
W domu było cicho. Ojciec zapewne znowu siedział pijany przed telewizorem. Przeszłam szybko do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Wzięłam pamiętnik do ręki i usiadłam na łóżku.
𝓓𝓻𝓸𝓰𝓲 𝓭𝔃𝓲𝓮𝓷𝓷𝓲𝓴𝓾,
𝔇𝔞𝔳𝔦𝔡 𝓹𝓻𝔃𝔂𝓼𝔃𝓮𝓭ł 𝓭𝓸 𝓶𝓸𝓳𝓮𝓳 𝓼𝓴𝓸ł𝔂. 𝓝𝓲𝓮 𝓻𝓸𝔃𝓾𝓶𝓲𝓮𝓶, 𝓳𝓪𝓴 𝓽𝓸 𝓼𝓲ę 𝓼𝓽𝓪ł𝓸, 𝓪𝓵𝓮 𝓽𝓮𝓻𝓪𝔃 𝓬𝔃𝓾𝓳ę, ż𝓮 𝓶𝓪𝓶 𝓴𝓸𝓰𝓸ś, 𝓴𝓸𝓶𝓾 𝓶𝓸𝓰ę 𝔃𝓪𝓾𝓯𝓪ć. 𝓞𝓫𝓲𝓮𝓬𝔃𝔂ł 𝓶𝓲 𝓽𝓸 𝓼𝓪𝓶𝓸, 𝓪 𝓳𝓪 𝓬𝓱𝔂𝓫𝓪 𝓼𝓲ę 𝓫𝓸𝓳ę, 𝓼𝓲ę 𝔃𝓪𝓽𝔀𝓲𝓮𝓻𝓭𝔃𝓪ć 𝓷𝓪 𝓴𝓸𝓰𝓸ś. 𝓙𝓮𝓭𝓷𝓪𝓴 𝓬𝓱𝔂𝓫𝓪 𝓽𝓮𝓻𝓪𝔃 𝓽𝓸 𝓶𝓪 𝓼𝓮𝓷𝓼.
𝓤𝓯𝓪𝓶 𝓶𝓾.
Zamknęłam pamiętnik, czując, że coś nowego pojawiło się w moim życiu. Może wciąż było ciemno, ale teraz miałam wrażenie, że gdzieś w oddali tliło się światło.
CZYTASZ
dziennik samobójcy
RomanceOna nie chce żyć kartki pamiętnika to jej jedyni przyjaciele chce to zrobić, ale strach jej nie pozwala. Czy w końcu to zrobi? Czy ktoś sprawi, że tu zostanie?