Rozdział 5

274 37 5
                                    

Kolejne dni mijały w monotonnym rytmie, jakby ktoś odtwarzał tę samą scenę w kółko. Lily budziła się bladym świtem, gdy pierwsze promienie słońca ledwie musnęły horyzont. Nie było czasu na leniwe wylegiwanie się - Onyks dbał o to, by zacząć dzień od intensywnych ćwiczeń.

Najpierw rozgrzewka, która rozbudzała każdy mięsień do życia. Potem seria pompek i przysiadów, aż uda i ramiona zaczynały płonąć z wysiłku. Kolejnym punktem programu była walka na miecze. Demon nie uznawał półśrodków - atakował z pełną siłą i prędkością, zmuszając ją do wykorzystania każdej sztuczki, jakiej ją nauczył.

Po godzinach morderczego treningu przychodził czas na podróż. Kamienisty, jałowy krajobraz ciągnął się aż po horyzont, niezmienny i monotonny. Kopyta Ateris stukały o skały, gdy przemierzali kolejne mile. Lily kołysała się w siodle, czując jak obolałe mięśnie protestują przy każdym ruchu. Wieczorem, gdy rozbijali obóz, padała na posłanie kompletnie wyczerpana. Ale nawet zmęczenie nie mogło powstrzymać poczucia satysfakcji. Z każdym dniem czuła, jak jej ciało staje się silniejsze, zwinniejsze.

Pierwsze dni tego reżimu były istną męką. Niełatwo przyzwyczaić się do takiego tempa, kiedy zrobiło się od niego przerwę. Ledwo znajdowała siłę, by wdrapać się na grzbiet Ateris. Każdy mięsień palił żywym ogniem, błagając o odpoczynek. Ale z czasem ból ustąpił, a ciało przystosowało się do nowych wyzwań. Znów zaczęła czerpać przyjemność z treningu, tak jak wtedy, gdy godzinami ćwiczyła w zbrojowni warowni. Pot i wysiłek przynosiły satysfakcję, a każda udana akcja w sparingu z Onyksem napawała dumą.

Jej ciało zaczęło przystosowywać się do morderczego tempa treningów, już nie musiała walczyć o każdy oddech po godzinach ćwiczeń, mięśnie nie paliły już tak nieznośnym ogniem zmęczenia, niemal bez pomocy zwinnie wskakiwała na grzbiet Ateris, zaczynała czerpać satysfakcję i przyjemność z rosnących umiejętności i siły. Jednak Onyks, jakby w obawie, że Lily popadnie w samozachwyt i zadowolenie, postanowił brutalnie zburzyć tę kruchą harmonię, ten delikatny balans, który udało się jej wypracować.

- Dlaczego się zatrzymaliśmy? - uniosła brwi, gdy nagle ściągnął wodze, wstrzymując Aternoxa w połowie drogi. Rozejrzał się czujnie dookoła, jakby wypatrując czegoś w otaczającym ich skalistym terenie.

- Bo to idealne miejsce, by podszkolić twoje umiejętności - oznajmił.

- Przecież mieliśmy już dziś trening - zaprotestowała, patrząc na niego z niezrozumieniem.

- Owszem, ale skupialiśmy się głównie na poprawie twojej wytrzymałości i władaniu mieczem. Są jednak inne rzeczy, nad którymi musisz popracować.

- Jak na przykład? - Uniosła wyzywająco podbródek, zastanawiając się, co tym razem wymyślił jej bezlitosny nauczyciel.

- Choćby nad zachowaniem równowagi w każdych warunkach - odparł, wskazując szerokim gestem na poszarpane skały przecinające teren. - Oraz zwinnością, gibkością, szybkością reakcji. Umiejętnością dostosowania się do zmiennego podłoża.

- Dlaczego mam to robić akurat teraz? - uniosła brwi, patrząc na niego z powątpiewaniem. - Nie możemy tego przełożyć na później?

- A kiedy niby miałoby być to później? - odpowiedział pytaniem, uśmiechając się z lekką kpiną. - Za kilka dni dotrzemy do bardziej równinnych i zalesionych terenów. Tam nie będzie już takich warunków do ćwiczenia zwinności i równowagi. Poza tym... - zawiesił głos, jakby chciał podsycić jej ciekawość. - Jest pewna rzecz, którą chcę sprawdzić.

- Jaka znowu rzecz?

- Dowiesz się, kiedy skończysz ćwiczenie.

Westchnęła ciężko, przewracając oczami. Wiedziała, że Onyks nie odpuści, dopóki nie postawi na swoim. A im bardziej będzie protestować, tym bardziej będzie się upierał.

Pan Nieumiaru (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz