Prolog

15 3 3
                                    

Szelest naszych spódnic zlał się z tym, które robiły tańczące na wietrze korony drzew. Mama na jednym ramieniu niosła torbę z zakupami oraz śpiącego Rukusa, a drugą ręką trzymała mnie kurczowo za dłoń. Szliśmy bardzo szybko, bo robiło się już ciemno, a zależało jej na zrobieniu jeszcze jednej potrawy na zbliżające się Miltunaria. Przez to niemal biegłom za nią, potykając się przy tym o własne nogi. Prosiłom, żebyśmy trochę zwolnili, ale tylko ścisnęła boleśnie moją rękę w odpowiedzi. Później szarpała mnie lekko do przodu, żeby zmusić mnie do przyspieszenia.

Niespodziewanie mama zatrzymała się, patrząc wysoko w niebo. Gdy ja spojrzałom, moim oczom ukazała się czarna, smolista chmura, mozolnie tworząca płachtę nad miastem. Po chwili dotarł do nas również zapach; takiego smrodu nigdy wcześniej nie czułom. Zrobiło mi się niedobrze. Spojrzałom na mamę z zaciekawieniem i zapytałom:

— Co się...?

— Biegnij! Za mną! — krzyknęła, ignorując, że cokolwiek powiedziałom. W tej samej chwili puściła moją dłoń i rzuciła się przodem, przyciskając płaczącego Rukusa mocno do piersi.

— Mamo! Mamo, zaczekaj! — W panice ruszyłom za nią ile sił w nogach, czując pieczenie pod powiekami. Była coraz dalej i dalej ode mnie, a ja nie potrafiłom jej dogonić.

Zniknęła prędko za zakrętem, a ja zamiast biec za nią dalej, zatrzymałom się oszołomione. Dom naprzeciw mnie stał w ogniu; obserwowałom, jak płomienie niczym wygłodniałe zwierzęta pożerają dach, ściany, drewniane kolumny oraz wszystko, co znajdowało się w środku, włącznie z ciałami. Dookoła płonącego budynku znajdowało się pełno ludzi, którzy desperacko próbowali go uratować, lejąc wodę z wiader. Ich przeraźliwe krzyki mieszały się z trzaskiem łamiących się desek i belek podtrzymujących sufit. Ich starania jednak szły na marne i wydawało się, że ognia zamiast ubywać, przybywało. Tak samo jak dymu, który podrażnił mi gardło, przez co zaczęłom kaszleć. Zrobiłom niepewny krok do przodu, patrząc, jak część pierwszego piętra zapada się pod swoim ciężarem.

Chciałom pomóc, chciałom się na coś przydać, ale jednocześnie bałom się tego pożaru. Nie sądziłom, że kiedykolwiek zobaczę ogień na żywo. Choć wtedy mnie przerażał, to wciąż patrzyłom na niego z dziecięcą fascynacją.

— Aevys! Miałaś biec za mamą! — Ingrim nagle pojawił się przede mną i klęknął na jedno kolano, przyglądając mi się uważnie. — Nastraszyłaś nas! Nic ci nie jest?

Już wtedy nie czułom się dziewczynką, ale powiedziałom o tym rodzinie nieco później.

— Prze-przepraszam — wydukałom, a w oczach w moment zebrały mi się łzy.

— Już dobrze, już dobrze — zapewnił mnie, po czym wziął mnie na ręce i ruszył w stronę naszego domu.

Mocno wtuliłom się w brata, patrząc na scenę rozgrywającą się za jego plecami. Zaciekła walka z żywiołem trwała, a wśród gaszących dostrzegłom tatę oraz nasze siostry. Natomiast w oddali, na tyłach płonącego domu, zauważyłom dziwną, kompletnie czarną postać. Stała przy samych krzakach, patrząc na budynek, a po chwili odwróciła głowę w moją stronę. Wzdrygnęłom się, przez co Ingrim przytulił mnie mocniej, a po chwili postać zniknęła mi z oczu, gdy prędko ukryła się w zaroślach.

*

W Maverrze mieszkała tylko jedna rodzina, która potencjalnie mogła doprowadzić do pożaru, ponieważ byli Grabieżcami; dlatego ani trochę nie byłom zdziwione, gdy dwa dni później do mojego pokoju przyszedł Ingrim i zapytał, czy chcę iść z nim, tatą oraz naszymi siostrami zobaczyć ich egzekucję. Zgodziłom się od razu, nie zdając sobie sprawy z tego, czym właściwie egzekucja jest. Po prostu brzmiało jak coś ciekawszego niż sprzątanie pokoju na święta.

Zbawca, który opowiadał [+18] [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz