Interludium

45 17 23
                                    

Otaczał mnie bezkresny ocean i konstelacje gwiazd nieznanego kosmosu, prześwitujące przez mgławice ciał niebieskich. Mieniły się odległym światłem niczym śniące dusze. Śniły sen tak spokojny i idylliczny, że przebudzenie się w tym wypadku byłoby istnym koszmarem. Czy tym właśnie była wolność? Czym różnił się człowiek wolny od niewolnika?

Leżałam na płaskiej, niczym niezmąconej tafli wody i wpatrywałam się w sklepienie, wodząc oczami za przelatującymi kometami i spadającymi gwiazdozbiorami, jakby ktoś po prostu strącał je z nieba. Jak wyglądała śmierć gwiazdy? Co działo się później? Czy na czarnej tapecie wszechświata przybywało po prostu kolejna blizna? Czy może coś bardziej mrocznego?

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Z niejaką konfuzją pojęłam, że nie odczuwałam bólu. Śniłam czy może... budziłam się ze snu? Podniosłam ręce do twarzy i nie wyczułam na żadne obicia, spuchnięcia, bynajmniej nie dlatego, że ich tam nie było. Moje dłonie rozmywały się w oczach w strukturę płetw i przenikały przez lico, jakby było tylko jakąś przepuszczalną błoną. To był... dziwny stan, pozbawiony realizmu i racjonalności. Rozum umykał jak para na wietrze, nawet wspomnienie o nim umierało.

Stanęłam na tafli wody. Otaczał mnie ciągnący się po horyzont ocean, na którego powierzchni mogłam stąpać bez szkody. Jego bezmiar nie pochłaniał mnie w swoim absolutyzmie. Zrobiłam krok do przodu. Następny i kolejny. Zaczęłam iść. W oddali zamajaczyły tycjanowe płomienie. Zaraz... jak to możliwe? Podbiegłam w ich kierunku. Wzywały mnie do siebie, jakbym sama była jakimś zaginionym ognikiem.

Przede mną wzniosły się dębowe drzwi lizane łapczywie przez języki ognia. Słyszałam trzaskanie drewna i płacz dziecka do biegający zza nich. Jakiś archaiczny strach odezwał się wewnątrz mnie jak ryk starożytnej bestii. Zatrzymałam się i zastygłam.

— Nigdy nie przejdziesz przez te drzwi, mam rację? — rozległ się czyjś zmysłowy i czysty głos za moimi plecami. Obróciłam się i dojrzałam tak piękną kobietę, że równie dobrze mogła być aniołem. Siedziała na rozległym tronie, z głową wspartą na zaciśniętej pięści i wpatrywała się we mnie pilnie, a w dłoni dzierżyła długi młot bojowy, wsparty trzonem o podnóże siedziska.

Jej włosy przypominały płynne złoto, tak świetliste i gładkie, że musiały w jakimś stopniu zaginać prawa fizyki. Oczy tej istoty jakby lwie, czujnie wpatrujące się we mnie. Czaiła się w nich bezwzględność nie z tego świata i baczenie zamykające się wokół mnie jak paszcza. Nieznajoma nosiła na sobie długą, biało-złotą suknię inkrustowaną błękitnymi nićmi, a jej lewy nadgarstek zdobiła bransoleta. Wydawało mi się... że dostrzegam rozbawienie tańczące na kąciku jej wargi.

— Ja... nie potrafię — wyjąkałam.

— Przerażają cię — stwierdziła lakonicznie.

— Kim jesteś?

— Całe życie od nich uciekasz, ale jeśli ich nie otworzysz, nigdy nie ruszysz do przodu. Zawsze będziesz już stała w miejscu. Nigdy nie odkryjesz tego, po co istniejesz.

— A po co istnieję?

Kobieta zaśmiała się niedbale pod nosem i podniosła z tronu, po czym podeszła do mnie. Wyczułam jej aurę splecioną z najczystszego złota i światła słonecznego. Budziła bojaźń. Cofnęłam się bezwiednie w kierunku drzwi. Poczułam ciepło płomieni na karku. Wyciągały po mnie swoje palce. Chodź, błędny ogniku. Jesteśmy twoim domem. Nie odrzucaj nas, prosimy.

— Nieważne jak bardzo chcesz od nich uciec, one zawsze do ciebie wracają. W koszmarach, na jawie. Są z tobą zespolone. Widzisz ich twarze, choć odwracasz głowę. Skóra odchodzi od mięśni, topi się jak wosk, a ich puste, trupie oczy wpatrują się w ciebie wyczekująco. Czegoś chcą. Wargi szeptają słowa oskarżenia i nienawiści. Nic dziwnego, że widzisz ich i słyszysz w ten sposób. Nie pamiętasz już, jak wyglądają, jak brzmią. Przestali być ludźmi w twoich wspomnieniach. Stali się tylko... demonami, które przychodzą straszyć — mówiła, obchodząc mnie dookoła jak lwica.

— Nie są demonami — sprzeciwiłam się, ale zaraz od trwogi spuchł mi język. — Kim... jesteś ty?

— Wiedziałaś, że o człowieku można powiedzieć wiele na podstawie pytań, które formułuje? Wybrałaś szukać odpowiedzi kim jestem ja, zamiast na przykład spróbować dowiedzieć się, co się z tobą dzieje lub gdzie się znajdujesz.

— Od czegoś trzeba zacząć — wzruszyłam ramionami.

— W istocie.

— A więc co to za miejsce?

— Masz dużo pytań, to zrozumiałe, ale musisz zadawać te właściwe — odpowiedziała zagadkowo, po czym wróciła na stopnie swojego masywnego tronu.

— Wyobraź sobie, że możesz zadać tylko jedno ze wszystkich, które cię dręczą. Cała reszta umyka gdzieś, bo zaczynasz rozumieć, że jest nieistotna. Pamiętaj: to musi być właściwe pytanie.

Obróciłam się, ale drzwi i płomienie gdzieś się rozmyły. Otaczała mnie tylko niekończąca się tafla wody.

— Ja... zginęłam?

Kobieta uniosła kącik ust w uśmiechu i spuściła głowę.

— To nie jest właściwe pytanie... ale nie, nie zginęłaś. Masz jeszcze coś do zrobienia, pamiętasz?

Tryby w moim umyśle zaczęły przestawiać się jak mechanizm zegara. Jak znaleźć właściwe pytanie, skoro każde się takim wydawało?

— Dlaczego królowa przeklęła wyspę?

— Lepiej — mruknęła nieznajoma. — Nie zrobiła tego.

— Dlaczego miałabym ci wierzyć?

Złotowłosa ożywiła się i przeszyła mnie ostrym wzrokiem, od którego aż wzdrygnęłam się w środku. Starałam się zachować niewzruszoną postawę. Miałam wrażenie, jakby potrafiła wywęszyć mój strach.

— I to jest właściwe pytanie. Rozejrzyj się wokół. Czemu innemu miałabyś wierzyć? Otacza cię pustka.

— To tym bardziej poddaje w wątpliwość wiarygodność twoich słów.

— Nie da się ukryć — odparła niewzruszona i zamilknęła. Za plecami usłyszałam szum wzbieranej wody. Nie musiałam się obracać, żeby wiedzieć, że w moim kierunku mknie fala. Czymkolwiek było to miejsce, zaraz odejdzie w niebyt.

— To obiecujący początek — podsumowała nagle. — Jeśli pozwolisz, udzielę ci pewnej wskazówki. Pamiętasz, co mówiłam o Wielkiej Ciemności? Wszystko, co istnieje, pochodzi od niej. Nie ufaj temu, co widzisz ani temu, co słyszysz. Ciernie też potrafią kłamać. Sama prawda potrafi być bardziej zwodnicza od kłamstwa. Ufaj cieniom. Są chciwe i zwodzą, ale nie w sposób, jaki ci się wydaje. Szukaj odpowiedzi na nocnym niebie.

Zamknęłam oczy, a kolosalna ściana wody zmiotła wszystko na swojej drodze.

☽ Milczenie Cie(r)ni | Ballada Równonocy ☾Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz