Powodów było... dużo. Powodów do jak najszybszej przeprowadzki było tak cholernie dużo, że nie sposób było się tutaj dłużej zastanawiać.
Z zewnątrz było świetnie. Ceniona rodzina, ojciec prawnik, wzorowa matka całe swoje życie powierzyła opiece nad dzieckiem. Co mogło pójść nie tak? Otórz właśnie ja.
Z początku było dobrze. W Rosestone odnalazłam paczkę przyjaciół z równie wybitnych rodzin co moja. Nie zadawaliśmy się z ,,marginesem" społecznym, bo chodzenie do prywatnego liceum znacznie to utrudniało. Chociaż jedyne co było tam takie odmienne, to były mundurki. I dosłownie nic więcej poza ohydną, plisowaną spódnicą i krawatem w odcieniu zgniłej trawy.
Narkotyki po lekcjach- zupełnie normalna rzecz. Z racji tego, że z reguły byliśmy całkiem nadziani, to nie było problemu z ewentualną dopłatą za lepszy towar. Jeśli kogokolwiek ciekawiło kiedyś jak nauczyłam się wciągać prochy w wieku szesnastu lat, to właśnie odnalazł odpowiedź.
Mimo tego, że nigdy nie byłam zbytnią fanką używek, co w moim otoczeniu było niewyobrażalną rzadkością, to zdarzało się, że przesadziłam. I niestety miało to nieodwracalne skutki.
W szkole zwano mnie gwiazdeczką, którą poniekąd byłam. Jechałam główinie na czwórach, zdarzały się też piątki, co było całkiem dobrym wynikiem na to co rzeczywiście umiałam. Parę dodatkowych groszy w kieszeni każdemu się przyda, głównie nauczycielom, którzy nie wybrzydzali. Małe miasteczko powodowało małe możliwości pracy, a że inna najbliższa szkoła znajdowała się siedemdziesiąt minut drogi stąd i była jeszcze gorsza od mojej (o ile mogła taka być), nawet mała łapówka wystarczała na podniesienie oceny końcoworocznej o stopień, czy dwa.
Gwiazdką byłam również dlatego, że zawsze rozkręcałam imprezy (najczęściej swoim kosztem) i byłam typowym pupilkiem nauczycieli. Czterokrotnie zostałam przewodniczącą szkoły i na dodatek zajebiście śpiewałam, co zdarzało się usłyszeć tylko nielicznym. Wedłóg niektórych miałam też wywalone ego, co czasami punktowało, ale najczęściej sprawiało, że szybko nudziłam się ludźmi. Po odepchnięciu osoby z którą znam się prawie rok, stawałam się ,, tą złą", więc po pewnym czasie i tonie plotek nie byłam już ,,gwiazdeczką" w dobrym znaczeniu.
Tutaj można znaleźć już co najmniej kilka powodów, a to jeszcze nie wszystko.
Bo najlepsze zostawiam zawsze na koniec.
Teraźniejszość
Właśnie tłukłam się taksówką do mojego nowego domu, który miał być w pobliżu jakiejś kolejnej ,,bardzo polecanej" szkoły. W prawdzie został mi tylko rok do ukończenia liceum i spokojnie mogłbym już zrezygnować z dlaszej edukacji, jednak tago nie zrobiłam. I głównie nie ze swojej własniej chęci, a- jak można było się spodziewać- z przymusu rodziców. Jestem pełnoletnia- nie oznacza to jednak, że sram kasą i utrzymam się w Branford. Dlatego właśnie zatrzymałam się przed moją nową posiadłością, która wyglądała trochę jak zamek w porównaniu do mojego poprzedniego miejsca zamieszkania. Była to biała szeregówka z księżniczkowymi kolumienkami i wieżyczką na środku. Przynajmniej dach miała granatowy, a nie różowy.
-Wysiadasz czy nie? -zapytał chamsko taksówkarz wskazując na otwarte drzwi samochodu i wypakowanie bagaże stojące na chodniku.
-A co? Chcesz dodatkowe pieniądze za bycie upierdliwym w ciągu całej podróży?- odpowiedziałam zadzierając nosa. -Tak? To masz i jedź uprzykżać życie innym.- po tych słowach wcisnęłam mężczyżnie garść banknotów, które wcześniej wygrzebywałam z nieprzebranej odchłani mojej torebki.
YOU ARE READING
Nieśmiertelni (immortals 1)
Romance,, Zabiję tylko jedną osobę... Życie Isabelli Harvey zawsze było zwyczjne, choć jej rodzice za wszelką cenę starali się je uidealnić. Zapewne by takie było- idealne- gdyby nie było w nim ich córki. W szkole- gwiazda. W dalszej rodzinie- idealna. Cz...