Na samym początku, chciałabym zaznaczyć, że akcja w tym rozdziale, to moje przedstawienie tego świata! Nie musi być to do końca powiązane z rzeczywistością, bo jeszcze nie czas na takie rzeczy;) Miłego czytania!!
***
Chwilę zajęło mi przyswojenie słów Harrisona. Wiedziałem do czego pił, co śmiertelnie mi się nie podobało. Nie odpowiedziałem nic. Do momentu, aż nie wylądowaliśmy, jak i do momentu kiedy nie znaleźliśmy się w czymś na rodzaj bazy, pułkownika i jego ludzi.
Jak się okazało, byliśmy w Moskwie. Od dawna wiedziałem, że Fyodorov był przewidywalny i tak właściwie nigdy mnie nie zaskoczył. Moich kompanów wręcz przeciwnie, ale starałem się nie zwracać na to szczególnej uwagi. Po tak krótkim czasie, jakim był przelot helikopterem zdążyłem zauważyć, że wcale go nie znali. Nie chciałem osądzać Harrisona, ale po tym czasie uważałem jedynie, że ubzdurało mu się, że to on i jego ludzie muszą znaleźć Fyodorova. Jednak tak bardzo sobie z tym nie radził, że postanowił wesprzeć się mną i Reyem.
- Słuchajcie, plan jest prosty. – zaczął któryś z jego ludzi.
- Dorwać Fyodorova i wrócić szczęśliwie do domu? – parsknąłem, nie hamując się. – Zaiste, bardzo prosty plan. – zignorowałem spojrzenia każdego wokół siebie i popatrzyłem na mapę rozłożoną na drewnianym stole. Naprzeciw mnie stał Harrison, który przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Razem z Stevensem szukamy go już kilka lat, więc nie pierdolcie mi tu o tym jak prosty jest wasz plan, bo taki nie jest. Żeby go dorwać, trzeba zacząć myśleć jak on. – dodałem ostrym tonem, wciąż patrząc na stół.
- Czyli co? Mamy zacząć myśleć jak popierdoleńcy, którzy jedyne gdzie powinni się znajdować to w psychiatryku, albo na stryczku? – zaczął czarnoskóry koleś, którego imienia nawet nie starałem się zapamiętać. – On jest niepoczytalny, Ace.
Powiedz mi coś, czego nie wiem, tępy idioto.
Po tej krótkiej konwersacji bez wahania mogłem wysunąć wnioski, dlaczego Harrisonowi nie udało się schwytać Victora. Jego żołnierze byli większymi idiotami niż przypuszczałem. Owszem, sam nie byłem najlepszym, ale oni kompletnie nie wiedzieli co pierdolili. Nie zwracali uwagi na szczegóły, które w przypadku Victora Fyodorova były cholernie istotne.
- Tak, jest. – westchnąłem. – Ale jest sprytny. Jak mało kto. Ma tak rozjebane we łbie, że znalazł w tym wszystkim metodę. – wyjaśniłem. – A my musimy to rozgryźć i pokonać go jego własną bronią.
- To znaczy? – zapytał ktoś inny.
Na moje usta wpłynął dziwny uśmiech, a całe moje ciało zalała satysfakcja. Musieli mnie słuchać. Bo ja i Rey byliśmy lepsi od nich. Z czego doskonale zdawali sobie sprawę.
- Musimy zacząć bawić się w jego gierki. – oznajmiłem z pełnym spokojem, co raczej zdziwiło pozostałych. A przynajmniej to udało mi się wywnioskować po ich minach, kiedy zerknąłem na każdego z nich. – Zgadzać się na jego propozycje, które nie zawsze należą do tych moralnych, czy normalnych.
- Ace, z całym szacunkiem... - w końcu po czasie wtrącił Harrison, ale szybko mu przerwałem.
- Scott. – spojrzałem na niego lodowatym spojrzeniem. – W pracy Scott. Nie Ace, nie Raskalov. Scott.
Wiedziałem, że stąpałem po cienkim lodzie, kiedy odzywałem się w taki sposób do wyżej postawionych ode mnie osób, ale to była zasada, której się trzymałem. Nikt nie mówił do mnie w pracy inaczej niż Scott i tak miało zostać. Aż do mojej pierdolonej śmierci. Harrison niezauważalnie kiwnął głową i znowu był gotowy, by coś powiedzieć.
![](https://img.wattpad.com/cover/371663265-288-k207116.jpg)
CZYTASZ
Last Time [ZAWIESZONE]
RomanceMadison O'Sullivan od zawsze miała wyjątkową relację ze swoim starszym rodzeństwem. Jedyne co się dla niej liczyło to szczęśliwy powrót jej brata - Reya - do domu, po misjach. Pewnego dnia dziewczyna poznaje przyjaciół swojego brata jak i siostry. N...