III - Chuuya

5 1 0
                                    

            Nie wiem dokładnie, kiedy nasza znajomość przeistoczyła się w coś, o czym w ogóle nie rozmawiamy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

            Nie wiem dokładnie, kiedy nasza znajomość przeistoczyła się w coś, o czym w ogóle nie rozmawiamy. Trudno powiedzieć, ponieważ podobne momenty naprawdę łatwo przeoczyć.

            Chciałbym, żeby tak było, ale tak nie brzmiała prawda.

          Po bezmyślnych, dziecinnych szaleństwach w szkole podstawowej oraz gimnazjum, w liceum trzymałem się już nieco na uboczu; nie miałem tam za dużo przyjaciół, w przeciwieństwie do wcześniejszych lat, gdy brylowałem i wszyscy mnie kochali, jak i mieli serdecznie dość. W kolejnej szkole mogłem się wprawdzie wywyższać, ale miałem ku temu solidne powody. Odkryłem, że otaczają mnie idioci.

         Po skończonych zajęciach szedłem prosto do domu jak przykładny uczniak, tylko czasem dawałem się wyciągnąć na jakieś spontaniczne wyjścia. Rzadko pierwszy odzywałem się do szkolnych kolegów, a koleżanki, choć zwracały na mnie uwagę, jeszcze bardziej ignorowałem.

         Moja w tym zasługa, także nie miałem pretensji do świata, gdy później perfidnie pomijano mnie podczas organizowania kolejnych wspólnych spotkań. Było mi to nawet na rękę, i tak bym odmówił. W tamtym czasie miałem innych znajomych, a starych wkrótce też zacząłem ignorować. Zamiast włóczyć się bez celu po centrum z licealnymi kolegami, wolałem zaszyć się w swoim pokoju, sięgnąć po książki i zająć się spokojnie tłumaczeniem ukochanych wierszy, tak przygotowując się już do wymarzonych studiów i testów z języka francuskiego, chociaż wcześniej było to nie do pomyślenia. Zwykle czas spędzałem poza domem, w którym nie sposób było mnie zatrzymać.

         Rodzice z dumą stwierdzili, że się wyciszyłem, dorosłem i poszedłem po rozum do głowy. To zakrawało na kpinę. Po prostu przestało mi się chcieć wychodzić z domu, w którym czułem się najbezpieczniej. Z tego powodu wielu osobom w nowej szkole wydałem się nudny i nie palili się zbytnio do zawierania ze mną bliższych znajomości.

         Moje rozmowy z kolegami, jeśli już do takowych dochodziło, kończyły się przeważnie na uprzejmej wymianie paru zdań na temat bieżących wydarzeń, szczególnie pogody. O tak, ona zawsze była najbardziej interesującym ze wszystkich poruszanych tematem, gdyż żaden z nich nigdy nie przeczytał ani jednej zagranicznej książki. Większość dyskusji toczyła się wokół popularnych komiksów. A tych ja szczerze nie znosiłem. Doskwierała mi więc ta osławiona samotność towarzysząca dojrzewaniu, którą nie sposób było od siebie odpędzić. W głębi duszy nie przepadałem za tymi ludźmi, a każdego, kto jednak próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt, zbywałem poprzez sugestie.

         Nie interesowałem się również płcią przeciwną, uważając ją niemal za wrogą. To się nie zmieniło nawet po przekroczeniu przeze mnie pewnego wieku, w którym nam, mężczyznom, tak buzują hormony, że najchętniej nie wychodzilibyśmy koleżankom spod spódnic już do końca życia. Mnie nie buzowały, a jeśli nawet czułem pulsowanie tam w dole, każące mi coś z sobą zrobić, to dziewczyny były dla mnie jak kosmos, którego się bałem. Nie znaczy to, że wolałem mężczyzn i o nich fantazjowałem. Otóż, wydawało mi się wówczas, że jeszcze nie dojrzałem do seksu, miłości i innych spraw, o których nie miałem bladego pojęcia. A raczej, innego pojęcia niż tego, jakie wyłaniało się z książek zachodnich i japońskich autorów. 

SOUKOKU | To jedno nas łączyłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz