Rozdział III - Ułomność vol.2

21 3 46
                                    

Moja ułomność oczywiście.

Ledwo widziała na oczy i miała wrażenie, że zaraz padnie na twarz razem z tacą. Uczucie żalu, które ją wypełniało, nie pomagało jej w tej sytuacji. Znów na zmianie była sama. Laury nie było i już nigdy więcej nie przyjdzie do pracy. Nie dlatego, że uznała, że nie chce. Ktoś inny uznał, za nią, że nie będzie już żyć. Zjadało ją poczucie winy, mimo tego, że nie mogła wiedzieć, że w momencie, w którym narzekały na nią w szefową, dziewczyna była martwa. A jej śmierć była brutalna i tragiczna. Jak się okazało, w domu obok kawiarni mieszkała właśnie Laura. To jej ciało wtedy wynosili. Byli tuż obok, gdy ona dokonywała żywota. Dwójka osób z przeciwnego versu siedziała niedaleko, pijąc kawę i zajadając ciasto, gdy ta kurwa ją mordowała.

Ze złością podniosła tacę, pełną brudnych naczyń i obrócił się na pięcie. Dźwięk tłuczonych talerzy i jej krzyk rozniósł się po pustej kawiarni, gdy wpadła na kogoś. Spojrzał na stojącego przed nią mężczyznę i zamarła. To był tamten proxy z lasu. To był Masky. Logicznym byłoby teraz odwrócić się i uciec, ale jej ciało miało w dupie logikę. Zamarła niczym sarna na autostradzie, zahipnotyzowana zbliżającym się niebezpieczeństwem.

— Hej, spokojnie — powiedział, uspokajającym głosem i odsunął się od niej o krok, podnosząc ręce, tak aby mogła zobaczyć, że nic w nich nie ma. — Przepraszam, że cię wystraszyłem. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do zakradania się do ludzi — oznajmił z krzywym uśmiechem.

— Czego chcesz? — spytała, trzymając tacę przed sobą, jak tarczę, chociaż wiedziała, że jest to dość marna ochrona.

— Kawę. To w końcu kawiarnia, co nie?

— Jest już zamknięte.

— Wiem, ale potrzebuję kawy, a jak zobaczyłem Ciebie, to pomyślałem, że możemy się dogadać.

— Jak niby? Zorbie ci kawę, to mnie nie zabijesz, a jak nie, to zrobisz se ją sam i zakopiesz zwłoki? — spytała z sarkazmem. Szatyn zaśmiał się, słysząc to pytanie. Zbiło ją to z tropu. To był zwykły, ciepły śmiech. Jakby naprawdę, był zwykłym facetem, który chciał wbić na kawę po zamknięciu, a nie seryjnym mordercom.

— Tego akurat nie było w planach — przyznał. — Myślałem, o bardziej tradycyjnym sposobie. Wiesz, na miły uśmiech, który poruszy twoje serce? — zasugerował, uśmiechając się czarująco, tak jakby przed chwilą nie wystraszył jej na śmierć. Spojrzała na niego, marszcząc brwi. Myślał, że tylko ludzie od Skrolla mają dwubiegunówkę, a tu proszę. Najwidoczniej była to cecha wspólna morderców.

— Czyli za kawę, dostanę ładny uśmiech? — spytała, unosząc brew.

— Nie. Za kawę, nie tylko tą, dostaniesz niemartwienie się Maskym w lesie — odparł swobodnie, jakby rozmawiali o pogodzie. — Słuchaj. Wiem, że kręci się dookoła ciebie Jack, a ty dalej żyjesz — kontynuował, widząc jej zdziwienie. — Może nie jestem długo liderem proxy ani proxy ogólnie, ale nie jestem kretynem. Z jakiegoś powodu masz żyć. Więc uznałem, że to dobry pomysł na deal. Czasami potrzebuję kawy przed misją. A ty zapewne potrzebujesz mniej zmartwień.

Zawahała się analizując jego słowa. Zapatrzyła się w okna odbijające wnętrze kawiarni. Za nimi panował kompletny mrok. Była pewna, że bezoki gdzieś tam siedzi. Jak zawsze. Tim najwidoczniej rónież zdawał sobie z tego sprawę.

— Innymi słowy, wiesz, że nie możesz mnie zabić, więc próbujesz coś na tym ugrać? — spytała, odstawiając tacę na stojacy obok stolik i zakładając ręce na piersi.

— Można tak powiedzieć.

— Zgoda — odparła w końcu.

Jeśli chce jeszcze pożyć, lepiej zbierać sobie przyjaciół, a nie wrogów. Jej zgoda potwierdzała jego przypuszczenia. Masky był liderem proxy i nie na rękę było mu tracenie ich. Zwłaszcza gdyby miał ich zabić Jack. Dawało jej to większą ochronę, niż mówił. Była pewna, że nie może bez wyjaśnień zakazać reszcie proxy zabijania jej, ale jeśli był inteligentny, to ograniczy takie możliwości. Kawa była niewielką ceną, w sumie to żadną. Mężczyzna pokiwał zadowolony głową i wyciągnął w jej stronę rękę.

Psychoza: L'amorce || Creepypasta Dark StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz