AlkoAndrew

2 0 0
                                    


''I'm God '' jako inspiracja, a także inne piosenki.

Ciemność zstąpiła na Ziemię wraz z rozpoczęciem kalendarzowej jesieni. Liście pożółkły i nabrały brązowych odcieni. Otaczający świat zmienił barwy, wszystko zaczęło wydawać się bardziej ponure, a jesienna podróżniczka Depresja z pewnością zaczęła zdecydowanie intensywniej pukać do okien i drzwi wszystkich bloków, domów i każdego innego budynku, w którym przebywają ludzie, ale też inne żywe istoty, bo przecież zwierzę również może popaść w stan depresyjny. Swoje spostrzeżenie popieram widokiem psów pozostawionych na łańcuchach i ich radości na widok sylwetek właścicieli. Skomlenie i wycie w kierunku ukochanych jednostek ludzkich niewiele dało w obliczu kolejnej wielkiej powodzi, która zaskoczyła Polskę ale też znaczną część Europy. Niektórzy w pocie czoła starali się pomóc innym jak i sobie i wzmacniali tamy i wały przeciwpowodziowe, to jednak na niezbyt wiele się zdało, ponieważ co ucierpieć miało to ucierpiało. 

Pewien mężczyzna w biały dzień około godziny piętnastej w niedzielne popołudnie spacerował z psem i wciąż upadał na ziemię, nie dlatego, że był stary a dlatego, że był pod wpływem jednego z najgorszych odkryć ludzkości a mianowicie alkoholu. Sam byłem świadkiem tego zdarzenia, jechałem wówczas pojazdem i widziałem ów widok przez szybę. Nikt nie reagował na tę sytuację, tylko jego zwierzę biegało wokół niego. Całkiem blisko tego mężczyzny odbywała się jakaś impreza masowa, ale każdy był zainteresowany sobą i miał tego pana głęboko w poważaniu. Dwa tygodnie wcześniej podczas oczekiwania na autobus na dworcu przysiadł się ktoś do mnie na ławce. Pomyślałem, że ktoś po prostu usiadł obok, żeby odpocząć lub w oczekiwaniu na transport. Z pewnością tak też było, ale owa istota spytała się mnie dość kolokwialnie czy może sobie walnąć, pokazując przy tym małą butelkę substancji wysokoprocentowej. Odpowiedziałem z wyrzutem, że jak chce to tak. Odpowiedziałem tak bo gardzę piciem alkoholu w miejscach publicznych i nie tylko, chociaż akceptuje też, że ktoś może wypić sporadycznie niewielkie ilości w celu rozluźnienia, czy samego spróbowania (nie). Mężczyzna po mojej dość chamskiej odpowiedzi wydał się wzburzony i odpowiedział ''co''. Wówczas powtórzyłem, ale delikatniejszym tonem, a mężczyzna sobie łyknął. Napisałem o przebiegu zdarzenia do mamy i czekałem nadal na autobus siedząc wciąż na tej samej ławce co on, bo uznałem, że dziwne by było takie moje gwałtowne odejście. 

Podsumowując: obie te sytuacje utwierdziły mnie w przekonaniu, że alkohol nie jest niczym dobrym, uznałem też (lecz to już wcześniej), że nikt bez swojej winy nie jest alkoholikiem, bezdomnym albo narkomanem. Wszystko jest efektem domino, koneksje między decyzjami i działaniami rzutują na naszą przyszłość i tak też było w przypadku głównego bohatera tego opowiadania. 

Opowiadanie:

Andrzej (Andrew) w młodości był silnym mężczyzną, ekstrawertycznym z dużą pewnością siebie ale też uwielbieniem do alkoholu i ogólnie pojmowanej rozrywki. Planował wstąpić do armii, jednak nie przeszedł testów medycznych. Następnie pod wpływem braku pracy w kraju wyjechał za granicę, do Holandii by wykonywać tam pracę fizyczną. Jego życie krążyło między ojczyzną a państwem, w którym pracował. W Amsterdamie zwiedził wszystko za swojego życia, każdą ULICĘ. Poznał piękną kobietę w której był zakochany na zabój, ale to innej spłodził dziecko. Wziął ślub z kobietą, za namową rodziców i przez obawę, że znajomi i obcy będą gadać, bo jak to tak mieć dziecko i nie stanowić dla niego prawdziwej rodziny. Małżeństwo nie trwało długo, ponieważ doszło do rzekomej zdrady. Miejsce miał rozwód, a że nałóg Andrzeja już zdążył się znacząco pogłębić, to stracił on kilka miesięcy później pracę. Pewnego dnia pod wpływem emocji udał się pod dom, w którym mieszkała jego była partnerka i rozlał benzynę wokół budynku. W domu na szczęście wtedy nikogo nie było, a Andrzej dostał za to tylko zawiasy. Snuł się dalej po świecie, a z grupy kolegów do picia została mu już tylko zawsze towarzysząca butelka. Nigdzie nie pracował i w zasadzie to nie było dnia, by był trzeźwy. Często bywał na dworcu i prosił tam ludzi o pieniądze, pewnego dnia spytał o nie swojego syna (nie wiedząc, że to on. Dziecko też go nie rozpoznało). Jakieś 5 miesięcy później wpadł pod samochód idąc pijanym. Uszkodził tak sobie kończynę dolną. Później jeszcze jakieś dwa lata żulił pieniądze, aż w końcu zamarzł spiąc w zimie na przystanku autobusowym. Znalazł go dopiero następnego dnia młody mężczyzna. Myślę, że nie zgadniecie kim był ten, który go odnalazł. Tak zgadliście (albo i nie) to był jego syn. Historia życia mężczyzny skończyła się tak, że nie miał go kto pochować, bo jego rodzice już umarli (wcześniej i tak wygonili go z domu, bo zaczął wyprzedawać ich majątek na alkohol i tylko on sam wiedział co jeszcze). Pewnie gdzieś tam spoczęły jego szczątki na obrzeżu cmentarza, tak samo jak ma to miejsce w przypadku samobójców. Ale przecież to właśnie alkohol dawał mu jedyne chwile radości w życiu, po nim czuł się lepiej. Uwielbiał pić i myśleć przez to inaczej. Wniosek płynie taki z tego moi drodzy, że alkohol to rzecz dobra dla człowieka, najwiernieszy kompan życia, który nie opuści Cię już nigdy jeśli się z nim zaprzyjaźnisz. 

Tak pisałem to w oczekiwaniu na pierwszy dzień zajęć na studiach po wakacjach studenckich i czekając na godzinę dwudziestą, by obejrzeć  kolejny odcinek jakże ciekawego i interesującego reality show jakim jest HotelParadise.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 30 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W poszukiwaniu weny twórczej czyli oneshoty.Where stories live. Discover now