Porządek

16 7 0
                                    

Październik to czas, kiedy natura zdaje się oddychać głębiej, przynosząc ze sobą powoli jesień. Powietrze przesycone jest chłodem, pełne wilgoci, unoszącej się po deszczowych porankach i lekkich mgieł, które jak aksamitne zasłony spowijają górskie szczyty daleko w głąb lądu. Drzewa, niczym malarze w pewnej artystycznej ekstazie, pokrywają krajobraz płomieniami czerwieni, złota i miedzianych odcieni, tworząc może i majestatyczne, ale smutne obrazy, które zmieniają się z każdym promieniem słońca. Z każdym nowym dniem. Coraz brzydszym, coraz innym.
Gdziekolwiek spojrzeć, przyroda wydaje się desperacko rozkwitać w swojej ostatniej chwale przed zimowym snem. Las pachnie mokrymi liśćmi i ziemią tak nienaturalnie nasiąkniętą, że niemal zgniłą. Ścieżki prowadzą przez dywany szeleszczących, wielobarwnych liści. Kiedy słońce przebija się przez chmury, rzuca światło na klony i dęby, tworząc specyficzną grę cieni, które tańczą na powierzchni rzek i jezior, jakby świat chciał przypomnieć o swojej chwilowej przemianie. Na wybrzeżu Pacyfik wdziera się na plaże bardziej nieokiełznane niż latem, a jego wzburzone fale odbijają szarość jesiennego nieba. Wiatr, niosąc słony, drapiący zapach oceanu, plącze włosy i szepcze wśród drzew, jakby był preludium do nadchodzącej zimy. Każdy dzień w Arkwood i wszystkich innych zapadłych mieścinach na południe od Lincoln City przynosi nową symfonię odczuć – melancholijnej ciszy i mgieł leniwie unoszących się nad lasami. Na domiar złego wszystko się rusza. Nie tylko spadające krople deszczu, ale też szybujące na wietrze liście czy wzburzone fale. Niemal każdy aspekt przyrody pozostaje w ruchu, nie ma miejsca na monotonię albo zastój. To powód, dla którego nie lubię jesieni. Wszystko jedynie udaje, że żyje. W rzeczywistości jest tylko popychane przez niemal mechaniczny wiatr, to czysta siła natury. Ktoś taki jak Florence zapewne powiedziałby, że to piękne. Ja za to uważam, że uwielbienie jesieni to wręcz turpizm. Jak można podziwiać coś, co się rozkłada?

— Słyszałaś o przedstawieniu? — ktoś niespodziewanie szepnął na miejscu przede mną, kiedy kurczowo próbowałem skupić się na rozwiązywaniu zadań na matematyce. Mimowolnie uniosłem wzrok.

— To dopiero w grudniu idiotko. — odparła siedząca obok blondynka. — Czemu teraz o tym mówisz?

Bo wczoraj ogłosili obsadę. I zgadnij, kto zagra główną rolę... — dziewczyna przede mną zachichotała tak głośno, że zwróciło to nawet uwagę profesor Pickett, choć ta na ogół ledwo co słyszała. Rzuciła w tę stronę swoje mroczne spojrzenie, co od razu zmotywowało mnie do wlepienia oczu w kartkę z rachunkami różniczkowymi. Wtedy przypomniałem sobie o rzeczy kluczowej dla tych zajęć – nienawidzę matmy.

Szkoła była przestrzenią surową, wypełnioną dźwiękiem trzaskających drzwi, szurających butów i rozmów, które nigdy nie miały dla mnie znaczenia. W białych, ascetycznych korytarzach White Oak, pełnych anonimowych twarzy, odczuwałem ten nieustanny brak. Brak jakiejkolwiek bliskości, ciepła, które mogłoby wypełnić puste przestrzenie w moim życiu. Wszyscy byli zajęci, a ja – niezauważony, jak cień, sunący wzdłuż ścian. Przechodziłem obok grup uczniów, którzy gawędzili ze sobą, śmiali się, czasem wymieniając nic nieznaczące komentarze. Ja milczałem.
Prawie wszystkie moje rozmowy tutaj były płytkie – oparte na konieczności, nie na wyborze. Rozmawiałem tylko wtedy, gdy musiałem, ograniczając się do krótkich odpowiedzi. Czasami Quinn próbował do mnie dotrzeć, zagadując o błahe sprawy, ale nawet on wiedział, że były dni, kiedy nie warto było próbować. Dla niego świat był jasny i prosty, a dla mnie – zamglony, przesiąknięty jakąś nieokreśloną melancholią.

Każda lekcja w szkole była kolejnym etapem dnia, który zlewał się z poprzednimi. Znienawidzona matematyka, geografia czy chemia – wszystkie przedmioty wydawały mi się pozbawione życia, jakby szkoła wyssała z nich całą esencję. Nauczyciele przemawiali, pisali na tablicach, a ja patrzyłem na te same schematy, co zawsze, czując, że nic z tego nie ma dla mnie znaczenia. Byłem tam, ale tylko ciałem. Myśli krążyły wokół niej.

Kill me Mio CaroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz