Rozdział 3

36 2 4
                                    

Uciekłam. 

Jak tchórz. 

I do tego zostawiłam z nim mój zeszyt - mój lek na wszystkie moje zmartwienia. Jeśli w niego zajrzy, to tak jakby zajrzał w głąb mnie. 

*- Ja, ee.. przepraszam profesorze, spieszę się na kolejne zajęcia. - powiedziałam pospiesznie i nie czekając na jego reakcję, zbiegłam po schodach do wyjścia. 

Tchórz. *

- No to nieźle się odjebało. - powiedziała Wera, wciskając mi w dłoń butelkę piwa, gdy po zajęciach siedziałyśmy na balkonie w jej mieszkaniu.  

Nie pijałam z reguły w tygodniu, zwłaszcza w trakcie semestru, ale dzisiaj musiałam się napić, aby chociaż na chwilę zagłuszyć nerwy. Oparłam głowę o ścianę. 

- To jest jakaś katastrofa. Raz w życiu mi się zdarzył taki wyskok. Kurwa, raz. I co? Ze wszystkich facetów na świecie, to właśnie ten musiał się okazać moim profesorem. Wisi nade mną jakieś fatum, czy co do chuja. - powiedziałam i było to zdecydowanie stwierdzenie, nie pytanie. Pociągnęłam łyk piwa i kontynuowałam. 

- Muszę poprosić o zmianę grupy. Wykłady jakoś z nim zniosę, ale nie dam rady mieć z nim ćwiczeń. 

Spojrzałam na przyjaciółkę, a ona lekko pokiwała głową z niepewną miną. Wiedziałam o czym pomyślała - w każdej grupie jest komplet i jakakolwiek zmiana graniczyła z cudem. 

No i do zmiany grupy potrzebuje zgody Wolańskiego. Chyba nie powinien mi w tej sytuacji robić problemów?

***

Dwie godziny ćwiczeń z Wolańskim były ostatnimi w dzisiejszym planie zajęć. Prośbę o przeniesienie do innej grupy miałam przygotowaną od samego rana. Tuż po zajęciach poczekałam, aż wszyscy opuszczą salę i podeszłam niepewnie do biurka Wolańskiego. Pochylony był nad jakimiś pracami i wydawał się zaskoczony, kiedy odchrząknęłam, aby zwrócić jego uwagę. Uniósł głowę i spojrzał na mnie, a z mojej głowy momentalnie wyparowała cała przemowa, którą miałam przygotowaną od rana. Przetarłam dla pewności brudne od farb, która się nie domyła, dłonie o swoje jeansy i sięgnęłam do swojej torby. Wyciągnęłam z niej pojedynczą kartkę papieru i położyłam na biurku Wolańskiego. 

- Potrzebuję Pana podpisu pod moją prośbą o przeniesienie do innej grupy ćwiczeniowej. - powiedziałam na jednym wydechu, czując jak z nerwów zaciska mi się żołądek. 

Wolański wpatrywał się przez chwilę w moją twarz, a potem wstał i zaczął pakować do swojej torby rzeczy z biurka. Na moją prośbę nawet nie raczył spojrzeć. 

- Nie wyrażam zgody. - rzucił krótko, zapinając torbę. 

Zaskoczona zamrugałam powiekami. Jak to do cholery nie wyraża zgody? To jemu najbardziej powinno tutaj zależeć, abym nie miała z nim zajęć. Spanie ze swoją studentką raczej nie wpłynęłoby dobrze na jego reputację. 

- Jak... musi się Pan zgodzić. - powiedziałam, czując jak na końcu łamie mi się głos. 

Nie wyobrażam sobie ostatniego roku swoich studiów w takiej atmosferze. 

- Izabelo. - odezwał się, a ja poczułam jak włoski stają mi na karku na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach. 

Obszedł swoje biurko i oparł się o nie, stając tuż obok mnie. Wsunęłam zdenerwowana dłonie w kieszenie swojego swetra, nie wiedząc co mam z nimi zrobić. 

- Widziałem jak dzisiaj pracujesz. Jesteś dobra. Chcę Cię mieć w swojej grupie. - sięgnął po kartkę z moją prośbą o przeniesienie i złożył ją równo w pół. Wyciągnął dłoń z kartką w moją stronę. Zmrużyłam powieki, wyrywając kartkę z jego ręki. 

- Świetnie. - mruknęłam, obracając się napięcie, aby wyjść z sali. Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, czując na nadgarstku uścisk jego dłoni. 

Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on tylko wyciągnął z torby mój zeszyt i mi go podał.

- Wiem, że czujesz się niekomfortowo w całej tej sytuacji. Spróbuj to przekuć w coś produktywnego. - powiedział, a ja obserwowałam jego plecy, gdy opuszczał salę. 

*** 

Pochyliłam się nad płótnem. Pokrytym farbą pędzlem, delikatnie przejechałam po powierzchni. Każdy ruch był przemyślany, niemal rytmiczny. Kiedy maluję mam wrażenie jakby czas się zatrzymywał, a wszystko dookoła mnie przestaje istnieć. Spojrzałam zza sztalugi na niewielki stolik, na którym leżało kilka jabłek i świeże kwiaty w wazonie. Wpatrywałam się dłuższą chwilę w martwą naturę, zapamiętując każdy szczegół, aby jak najlepiej odwzorować każdy niuans.  

- Spróbuj lepiej uchwycić ten cień. - usłyszałam cichy głos tuż nad uchem. 

Zamarłam z pędzlem w ręku w powietrzu. 

- Popatrz. - dłoń Wolańskiego delikatnie objęła moją. 

Zanurzył końcówkę pędzla w ciemnej farbie, a potem, nie puszczając mojej ręki, przesunął pędzlem po płótnie. Jego ruchy były delikatne, niemal nieśmiałe. Stał tak blisko mnie, że czułam ciepło jego ciała i delikatny oddech tuż przy karku.  Było coś niezwykłego w tym wspólnym malowaniu, niemal intymnego. I przez chwilę nie chciałam tego przerywać. Odchrząknęłam cicho, a Wolański powoli puścił moją dłoń. Uniosłam niepewnie głowę w stronę mężczyzny, a on wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Miałam wrażenie, że w kącikach jego ust błąka się delikatny uśmiech.

Dzięki Ci boże, że wybrałam ostatnie miejsce na końcu sali. Ta scena dla postronnego obserwatora mogłaby wyglądać co najmniej dziwnie. 

- Dobrze Ci idzie. - powiedział na tyle cicho, abym tylko ja to słyszała. 

Myślałam, że mnie już zostawi i pozwoli dokończyć swoją pracę, ale on uniósł dłoń do mojej twarzy i dotknął kciukiem mojego policzka. A kiedy zabrał dłoń, na jego palcu widniała odrobina czerwonej farby. 

Ten człowiek mnie zrujnuje. 

Czułam to. 

EgzaminWhere stories live. Discover now