Rozdział 6

69 1 10
                                    

- Zmokłaś. Odwiozę Cię. - powiedział cicho, delikatnie pocierając moje zmarznięte ramiona.

A ja jedyne co, to byłam w stanie tylko kiwnąć głową, wciąż oszołomiona po pocałunku.

- Zaczekaj, wezmę tylko swoją kurtkę.

I zostawił mnie samą. Stałam na środku chodnika, pozwalając kroplom deszczu spływać po mojej twarzy. Było to niemal oczyszczające dla moich zszarganych nerwów.

Czułam się jak zawieszona w czasie. Moje serce biło mocno, jakby chciało się wyrwać z piersi i wykrzyczeć całemu światu, że właśnie przeżyłam coś, czego do końca sama nie rozumiałam.

Z jednej strony ogarniała mnie fala radości i miałam wrażenie, że unoszę się kilka metrów nad ziemią. Przeplatało się to jednocześnie z uczuciem niepokoju, bo choć pocałunek był piękny, to nie byłam pewna jakie będą jego skutki. Czy to był tylko impuls? Czy to, co czułam było prawdziwe, czy było tylko chwilowym zachwytem, zaćmieniem umysłu spowodowanym bliskością przystojnego mężczyzny?

Moje serce i rozum walczyły teraz ze sobą, bo jedno chciało, aby ten moment pocałunku trwał wiecznie, a to miło uczucie pojawiało się znowu i znowu, natomiast drugie kazało mi się jak najszybciej wycofać z tej niezręcznej sytuacji.

Stałam na tym chodniku szczęśliwa, ale i cholernie zagubiona, dopóki nie pojawił się znowu Gabriel i nie wskazał drogi do swojego auta.

Jechaliśmy w ciszy, ale nie była to cisza niezręczna.

Są takie cisze, które czasem mówią najwięcej.

Gabriel zatrzymał się pod moim blokiem. Patrzył dłuższą chwilę w kierownicę i nie odzywał się. Wiedziałam, że bije się z myślami.

- Dziękuję za podwózkę. I za wystawę. - powiedziałam cicho.

Skinął lekko głową, ale nic nie powiedział. Nic. A to sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej zmieszana. Wyszłam z auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Chwilę później zniknęłam w bloku.

***

- Damn, girl.

Usłyszałam to z ust Wery już chyba z dziesięć razy, kiedy opowiadałam jej co się wydarzyło. Powiedziałam jej też w końcu o tym, co stało się w klubie. A ona zachowywała się, jakby słuchała bestsellerowego audiobooka.

Szkoda tylko, że ten bestseller to było moje życie.

- Co mam teraz zrobić, co?

Upiłam łyk wina, wpatrując się w ekran laptopa, na którym Wera aktualnie kończyła jeść miskę lodów. Wzruszyła ramionami, pakując do ust wielką porcję.

- Wiesz, jeśli Ci się podoba, to ja na Twoim miejscu poszłabym na całość. Ale to ja. Najpierw robię, potem myślę o konsekwencjach.

Westchnęłam cicho, upijając łyk wina. Nie mogłam się z nią zgodzić bardziej. To ja zawsze byłam w tej przyjaźni głosem rozsądku.

Tylko czy teraz mogłam liczyć na swój rozsądek?

***

Rozchorowałam się. Moją kiepską odporność dobiła odrobina deszczu.

Postanowiłam, że odpuszczę sobie zajęcia w tym tygodniu, aby podreperować swoje zdrowie i wykorzystam ten czas na dokończenie obrazu na zamówienie.

Obraz, który miałam tym razem wykonać przedstawiał dwoje starszych ludzi - rodziców klientki. Miał to być prezent na czterdziestą rocznicę ślubu. Pracowałam nad nim już od ponad dwóch tygodni. Poświęcałam mu dużo uwagi, bo chciałam oddać nie tylko estetykę, ale też emocje, które biły ze zdjęcia, z którego malowałam. Za pomocą jednego obrazu chciałam przedstawić historię ich miłości. Wzlotów, upadków, śmiechu i łez.

EgzaminWhere stories live. Discover now