Rozdział 19

102 30 24
                                    

James

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

James

W niedzielny poranek wszedłem do kuchni, w której krzątała się już Ena. Przystanąłem jednak w drzwiach na widok rudowłosej ubranej w obcisłe jeansy i ciemnozielony sweter, która machając drewnianą warzechą śpiewała do niej. Z rozbawieniem patrzyłem na jej wygibasy i z nieskrywanym uwielbieniem słuchałem anielskiego głosu.

Wczorajszy wspólny wieczór zbliżył nas jeszcze bardziej, a gdy Ena uraczyła mnie swoim głosem, przepadłem. Moje serce wielokrotnie rwało się w piersi, gdy posyłała mi ukradkowe spojrzenia, a jej melodyjny wokal mamił mnie i otulał. Mógłbym tam siedzieć i słuchać jej bez końca.

Dałem za wygraną dopiero, gdy nie potrafiłem powstrzymać ziewania, a Ena również nie miała już siły śpiewać. I chociaż widziałem jak miotała się przy pożegnaniu, nie zrobiłem nic aby to co się zaczęło rodzić między nami, przyspieszyć. Musnąłem jedynie ustami jej zaróżowiony policzek i życząc dobrej nocy poszedłem do siebie.

Zauważyłem, że miała na mnie dziwnie uspokajający wpływ. Od momentu gdy zaczęliśmy współpracować i odpuściliśmy sobie nawzajem zaznałem spokoju, którego pragnąłem od bardzo dawna. Ze zdumieniem doszło do mnie, że każdy dzień witałem, ale również żegnałem z uśmiechem na ustach i widokiem tej pięknej dziewczyny pod powiekami.

-Chryste, James!- krzyk dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnąłem się na widok jej wystraszonej ale bardziej chyba zawstydzonej miny i odbijając się od framugi, wszedłem do pomieszczenia.

- Wystarczy sam James - odparłem, podchodząc bliżej. Nie potrafiłem się powstrzymać więc pogładziłem jej zaróżowiony policzek po czym złożyłem na nim delikatny pocałunek.- Dzień dobry.

- Dzień dobry - odpowiedziała, rumieniąc się jeszcze bardziej.- Nie wyglądasz za dobrze.

- Nie spałem za długo, to dlatego.

- Kawy?- wskazała na parujący dzbanek. Skrzywiłem się delikatnie ale skinąłem głową. Ena gotowała wybornie, piwo lała jak urodzony barman, ale kawę robiła paskudną, że ledwo przez gardło przechodziła. Nie chciałem jej jednak robić przykrości.

- Dzisiaj to chyba wiadro kawy nie pomoże.- odebrałem od dziewczyny kubek i upiłem czarnej cieczy prawie parząc sobie język.

- Aż tak źle?- nalała sobie kawy i stanęła obok mnie, opierając się o blat szafki.

- Jakoś ostatnio spać nie umiem. Kręcę się po tym łóżku, szukam miejsca i znaleźć nie umiem.

- Może to znak, że trzeba wracać do domu?- zagaiła, a mnie coś ścisnęło w dołku.

- Może.- westchnąłem.

The Angel SongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz