ROZDZIAŁ PIERWSZY

483 86 3
                                    

KAILYN

Powrót do Glasgow smakował jak popiół.

Czułam go na języku, w gardle i każdym oddechu, który starałam się uspokoić, gdy moje palce zaciskały się na kierownicy samochodu. Przekroczenie granic miejsca, które niegdyś nazywałam domem było jak zanurzenie się w gęstą mgłę wspomnień, od których uciekałam przez ponad półtora roku. Z każdym dźwiękiem muzyki lecącej z radia i z każdą kolejną milą czułam, jak przeszłość zaciska coraz ciaśniejszą pętlę na mojej szyi.

Miasto wyglądało tak samo jak wtedy, gdy je opuszczałam. Niewzruszone, jakby wszystko, co się wydarzyło, nie zostawiło tu po sobie choćby najmniejszego śladu. Ale to tylko złudzenie. Wiedziałam, że pod tym pozornym spokojem kryło się coś, co nigdy nie odeszło. Coś, co przyciągnęło mnie tu z powrotem niczym umieszczony pod skórą magnes z którym przyszłam na ten świat.

Mój ojciec był chory i dlatego wróciłam. Tak brzmiała oficjalna wersja. Bo gdybym naprawdę mogła zostawiłabym za sobą wszystko, co mnie przy nim trzymało — sieć hoteli, nazwisko, rodzinę. Jego. Ale nie mogłam. Tego nie dało się tak po prostu porzucić. Każdy z nas miał w końcu w swoim życiu własne demony. A moje krążyły tutaj — w miejscu, które nigdy nie pozwoliłoby mi odejść na dobre.

Kiedy zaparkowałam samochód i z niego wysiadłam mój wzrok automatycznie skierował się ku monumentalnej sylwetce domu. Wznosił się nad wzgórzem, niczym nieśmiertelna, gotycka twierdza na której czas odcisnął jedynie nieznaczne ślady. Masywne, kamienne wieżyczki, ostre łuki okien i zdobione gzymsy wpatrywały się we mnie niczym stary, dobrze ukryty sekret. W murach tego przybytku kłębiły się wszystkie moje wspomnienia. Te, przed którymi uciekałam, i te, które każdej nocy wracały do mnie w koszmarach ze zdwojoną siłą.

Wzięłam głęboki wdech, chwyciłam zimną klamkę i stanowczo pchnęłam ciężkie drzwi. Chwilę później powitał mnie chłód korytarza zaś znajomy zapach starego drewna i kadzideł wpił się w moje nozdrza niczym coś niechcianego. Spędziłam tutaj zaledwie parę sekund, a już czułam, że te mury dosłownie zaczęły oddychać i dławić się moimi wspomnieniami.

— Na wszystkie diabły! Panno Kailyn! — Głos gosposi, która dbała o ten dom prawie przez całe moje życie odbił się echem w powietrzu.

Katherine Greer wyłoniła się zza drzwi salonu. Niemal natychmiast podeszła bliżej i objęła mnie smukłymi ramionami. Srebrne włosy upięła w ciasny kok, a skromny czarny strój wisiał smutno na jej wątłej zmarnowanej sylwetce.

Mocno postarzała się przez ostatnie miesiące, ale jedno pozostało w kobiecie niezmienne. Oczy. Dwa niemalże czarne ogniki, w których odbijało się ciepło. To samo, które uspokajało mnie nawet wtedy, gdy świat dookoła walił się w gruzy.

— Dobrze panią widzieć, pani Greer. — przywitałam ją cieniem uśmiechu, próbując zatuszować swoją niepewność. — Wszystko w porządku?

— Tak, ale pani ojciec... — zaczęła, nieco ściszając głos. — Jego stan wcale się nie poprawia. Doktor nie daje mu wielkich nadziei, ale on walczy. To silny człowiek, choć...

Urwała, jak gdyby chciała dodać coś jeszcze lecz nie mogła. Znałam to spojrzenie. Pani Greer zawsze wiedziała więcej, niż mówiła. Była strażniczką nie tylko naszego domu, ale i tajemnic, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego.

— Proszę się nie martwić. — odpowiedziałam. — Wróciłam, aby wszystkim się zająć.

— To dla mnie ogromna ulga. — w głosie kobiety słyszalna była mieszanina różnorodnych emocji. — To nie jest łatwy czas, zwłaszcza przy tym, co działo się, nim panienka wyjechała...

Piękno milczenia. 18+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz