Akt 2: Marzenia Francuza

25 4 0
                                    

Dwanaście lat później...

      Środek nocy. Oszroniony przystanek autobusowy, z którego zwisają sople lodu imponujące jak stalaktyty, a tło spowite mgłą, przez którą przebijają się rozmazane promienie zmieniającej się sygnalizacji świetlnej, przypominające barwne płomienie. Drzewa wyglądające jakby miały stanowić alegorię śmierci; od dawna pozbawione liści i bez życia. Wokół smutne kamienice, oraz bloki z wielkiej płyty, charakterystyczne dla sowieckiej zabudowy z czasów Edwarda Gierka. Dachy, chodniki i trawniki pokryte warstwą śniegu. Obraz daje złudzenie przełożenia nokturnów, będących nurtem w sztuce romantyzmu, na współczesność. Jedyny dostrzegany ruch to poruszające się gałęzie w skutek wiatru i nadjeżdżające samochody.       
       Miasto jest martwe, tak jak większość bezdomnych o tej porze roku, ostatnie bastiony w postaci przystanków powoli się załamują, już pogotowia nie nadążają, lub ci ludzie są im obojętni.. Złote czasy meneli przeminęły wraz z końcem lata, jesień była początkiem terroru, który nastał zimą. Świat nigdy nie był sprawiedliwy. Dla niektórych ratunkiem jest gorzała i amputacja odmrożonych kończyn. Ale kto chciałby udzielić pomoc bezdomnemu pijakowi?

       -Francuz, podaj mi kurwa piwo.. - powiedział Gracek agonalnym głosem.
       -Ojcze, zapasy nam się kończą. Jak my chcemy przeżyć zimę, jak nawet do wtorku nie dożyjemy. - odparł chłopak pokazując plecak na którego dnie były dwa ostatnie piwa.
       -No chuj, umrzemy. Taki już los menela, to chociaż się napierdolmy, jak nigdy dotąd. - stwierdził niewzruszony, dodając. - podaj mi apteczkę synu.

       Młodzieniec posłuchał prośby i dał ją swojemu opiekunowi. Po otwarciu, ukazała się piękna butelka z klarowną zawartością, bez żadnej etykiety. Rozmiar naczynia był dość imponujący, jednak nigdzie nie była podana objętość, pomimo tego można było oszacować, że jest to przynajmniej półtora litra, jak nie więcej.

      -Co to kurwa jest? - zapytał zaciekawiony.
      -Spirytus przemysłowy skażony metanolem. Dostałem to w spadku po swoim ojcu. Był z niego dobry człowiek, Dwadzieścia parę lat czekałem na okazję, żeby to skosztować. - powiedział rodzic.
      -My po tym oślepniemy jak to wypijemy, jak nie gorzej. - wyraził swoją dezaprobatę, używając ostatnie resztki zdrowego rozsądku.
      -To jest chuj. Pamiętasz Mirasa? - odparł dodając: - zeszłej nocy chlał sam w 2 Kołach, nie zapłacił i go wyjebali. Zamarzł na śmierć.
      -W sumie... Umarł robiąc to co kochał; był najebany. - Stwierdził chłopak, głęboko się zastanawiając.

      Tak o to Francuz po skończeniu dwunastu lat stanął przed wielkim wyborem: obalić flachę spirytusu przemysłowego, czy podążać drogą swoich marzeń i uwolnić się od bezdomności, przeżyć zimę i osiągnąć sukces życiowy.

      -Tato, chcę zostać raperem.. - powiedział przygnębiony.
      -HAHAHAHAHA! - zaśmiał się ojczym.
      -Hahahahaha! - zaśmiała się jakaś baba z okna.
      -Hahahahaha! - zaśmiała się wiewiórka wybudzając się z zimowego snu.
      -Hahahahaha! - zaśmiały się zwłoki zamrożonego bezdomnego.
      -Hahahahaha! - zaśmiał się narrator.
     
       Jego marzenia spotkały się z nieprzychylną opinią społeczeństwa. Był to zwrot kulminacyjny w jego dotychczasowym życiu. W momencie kiedy Gracek był zajęty śmiechem z chłopaka, on postanowił wykorzystać chwilę konsternacji i oddalić się od niego, zacząć własne życie. Zgarbiona postura ciała umożliwiła mu uciec niezauważony. Nim się opiekun obejrzał to Francuza już nie było.
       Młodzieniec szukał schronienia, przystanki autobusowe nie zapewniały już tak godnego życia, jak latem. Brak snu też nie był na rękę dla chłopaka. Kierując się do centrum miasta, zmarznięty i wycięczony zobaczył otwarte drzwi do klatki w jednym z bloków. Postanowił że noc spędzi w piwnicy. Momentalnie upadł z braku sił i zasnął.
      Następnego dnia został obudzony przez jakiegoś nieznajomego, który wyjebał mu lepe.

      -E kurwa nie pojebało ci się coś garbaty? - zaczepił jakiś rówieśnik.
      -Kierowniku, kurwa ten.. masz poratować najtańszym piwem? - zapytał chłopak niewzruszony agresorem.
      -Tak, ale nic za darmo. - powiedział patrząc z politowaniem na bezdomnego dzieciaka dodając: - Patrząc po tobie raczej nie masz zbyt wiele pieniędzy, więc od dzisiaj będziesz latać z tematem. Swoją drogą mów mi Baton.
       -Nazywam się Francuz. - spojrzał na niego z wyrazem wdzięczności zgadzając się na współpracę.
       -Na razie dostaniesz łapę chemola i zaczynasz od teraz. - powiedział wyciągając do niego rękę.

      Tak o to młody bezdomny alkoholik, odnalazł swoje miejsce w życiu i rozpoczął uczciwą pracę. Został menelem latającym z tematem. Nowo poznany przyjaciel zaprowadził go do swojej kwatery. Była to mała piwniczka, w której unosiła się woń zapachu moczu i grzyba ze ścian, znajdowała się tam kanapa w późnym stopniu degradacji, na której aż roiło się od pluskiew.

      -Ja pierdole ale luksusy! Przytulnie tu. - Powiedział Francuz ze łzą w oczach.
      -Od teraz to twój nowy dom, nałap se pluskiew żebyś nie był głodny bo zaraz będziesz rzucać temat na bloki. - Powiedział Baton dając mu samarę z chemolem i odchodząc.

"[...] prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie." ~ Adam Mickiewicz - w opowiadaniu "Przyjaciele".

Koniec aktu 2.

      

     
      
      

Biografia Francuza : Śremskie Kroniki.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz