Dwa lata później...Nadeszła wiekopomna chwila, drużyna zebrana z przyjaciół, których protagonista poznał przez swoją podróż stanęła twarzą w twarz ze śmiercią i spustoszeniem. Francuz, Oskarson, Dżony, Baton oraz Albert, przyglądali się wiacie śmietnikowej, gdzie miała nadejść następna bitwa.
Sam główny bohater uległ dużej przemianie jako czternastolatek. Te lata spędził na medytacji i studiowaniu Tory, podążając drogą mnichów, swoją głowę obciął na łyso. Bękart dalej posiadał niską i zgarbioną posturę, jeden z barków znajdował się niżej, a odstające uszy w połączeniu z facjatą przypominały neandertalczyka. Jednak w jego ciemnobrązowych oczach nie dało się dostrzec tego co reprezentował wcześniej, teraz dominantą w nich była powaga, zamyślenie i emanowały tajemniczością oraz skłaniały do relfeksji osoby, które dojrzały w nich głębi. Kiedy siedział zadumany w sobie przypominał małpę zastanawiającą się, czy zjeść banana, czy najpierw pogrzebać w dupie.-To tutaj. Ilu ich jest? - zapytał ogarnięty poczuciem satysfakcji z możliwości dokonania zemsty.
-Eee, matematycznie myślę, że dwanaście osób. - określił analizując sytuacje Dżony.
-Oni reprezentują biedę, nie to co Rychu Peja, hipokryta. - dodał Oskarson swoją błyskotliwą myśl.
-Przygotowałem się na tą okazję, mamy na pięć luf dobrej sativki. Ogólnie chemol w chuj. - powiedział Baton, szykując wiadra.
-Niech chemol będzie z wami! - pomodlił się Albert.Zbliżywszy się, Francuza natchnęła retrospekcja, kiedy jego ojciec w alkoholowym szale poświęca się dla jego życia co wzmocniło jego żądzę krwi. Po spaleniu wiader i obaleniu kilku flaszek, ruszyli na nieprzyjaciół. U bram do wielkiej twierdzy bezdomnych złomiarzy stanął Bocian, wyćpany jak nigdy dotąd.
-I kogo my tu mamy? Człowiek małpa. Pomyliłeś tą wielką rezydencje z zoo, czy o chuj chodzi. - wyśmiał antagonista.
-Wróciłem silniejszy, niech pojedynek będzie weryfikacją. - odparł szorstkim głosem.
-Spotka ciebie i twoich sprzymierzeńców sprawiedliwość, uwolniłeś naszego niewolnika Igora, nie jestem taki głupi by się nie zorientować że byłeś to ty. - powiedział dodając: - skoro chcesz podzielić losy swego ojca, to niech walczmy.Po tych słowach, Bocian znikł w tłumie swych krwiożerczych żuli. Pierwszy do ataku uderzył Oskarson, napierdalając dwóch pierwszych i gasząc im światło, padli jak muchy rozbijając głowy o krawężnik, następnie Dżony dokonał szarży, będąc niewrażliwy na ciosy w alkoholowym szale i będąc pod wpływem chemola, powalając kilku następnych meneli, pozwalając tym samym Batonowi i Albertowi ich dobić. Krwawa rzeź wypełniała pole bitwy, część nieprzyjaciół dokonała dezercji chowając się po kontenerach na śmieci, a co niektórzy nawet w pck. Nagle wyłonił się Bocian, tracąc swoich sojuszników.
-Jeżeli myślisz, że to wszyscy to grubo się mylisz! - zawołał tym samym dając sygnał następnym szeregom wroga do ataku.
Pobliskie jednostki meneli stacjonujące pod monopolowym przybiegły z odsieczą. Początkowo piątka przyjaciół dawała radę utrzymywać szyk bojowy powtarzając schemat walki. Po czasie ich pozycje zaczęły się załamywać.
-Jest ich zbyt wielu! - krzyknął Albert.
-Zaraz zezgonuje, ale najpierw się napije. - wpadł na genialny pomysł Dżony.
-Nie możemy się poddać! Trzeba więcej wódki lać! - zagrzewał do walki Oskarson.
-Nie mamy gorzały już. - stwierdził Albert.
-Zobaczcie! Zapasy wroga! Jest jeszcze nadzieja. - zauważył bystrym wzrokiem Baton.Francuz dzięki swojej aerodynamicznej budowie ciała zdołał przemknąć i przechwycić kilka butelek wódki. Zaczęto zerować jakby miał to być ostatni alkohol w ich życiu. Dżony przetoczył się przez wrogów osłabiając ich pozycje i dając popis Oskarksonowi, tym czasem Albert i Baton walczyli z następnymi szeregami wroga, którzy dopiero docierali na miejsce pobojowiska.
Garbatemu udało się dotrzeć do Bociana i stanąć z nim twarzą w twarz.-Odpuść i uciekaj jak nie chcesz mieć swych przyjaciół na sumieniu. - powiedział pewnym głosem atakując bohatera.
Francuz został powalony na ziemie, jego twarz została zasłonięta cieniem z trzymanego przedmiotu w rękach antagonisty. Była to broń zbudowana ze złomu zakończona ostrzem z kosiarki. W chwili kiedy egzekucja miała się dokonać, dostał derealizacji ze świętego chemola. Ogarnęło go uczucie lekkości i niebywałej prędkości, a jego tężyzna fizyczna została znacząco poprawiona, przeczołgał się, a następnie wstał łapiąc za klinge narzędzia śmierci i sprzedając kopa prosto w śledzionę. Oszołomiony Bocian stracił równowagę i jednocześnie upuszczając ostrze. Od teraz ta broń znajdowała się w rękach Francuza, jednym ciosem pozbawił go głowy, biorąc ją jako zdobycz. Z uniesionym trofeum przyszedł na sam środek pola bitwy pokazując tym samym, że ich dowódca nie żyje. Nastała grobowa cisza, walki zostały zakończone.
-Ta bitwa jest zwyciężona, możecie dołączyć, lub podzielić los Bociana. Razem zaprowadzę was ku chwalę i staniemy się najpotężniejszym imperium żuli. Podążajcie moimi ścieżkami, od dzisiaj ja jestem królem bezdomnych. - rzekł Francuz.
Większość meneli pokłoniła się nowemu panu, widząc potęgę liczebną wiele innych okolicznych ludzi mieszkających na ulicach postanowiło się dołączyć, tworząc tym samym coś w rodzaju stada zwierzyny. Postanowili przemierzać ulice werbując każdego, ulice zalały się biedą i ubóstwem.
-Ile liczy nasza armia? - zapytał Francuz
-Ciężko policzyć, wydaje mi się, że ponad trzydzieści bezdomnych, a ciągle dochodzą następni. - powiedział Albert dodając: - Co zamierzasz teraz zrobić?
-Wypełnić przeznaczenie. Jest to dopiero początek. - oznajmił ściskając się za serce.Koniec aktu 5.
CZYTASZ
Biografia Francuza : Śremskie Kroniki.
No FicciónOpowiada przygody młodego ambitnego chłopaka wychowanego przez bezdomnych, pokaranego przez życie nad którym rozlega się bolesne fatum, począwszy od jego narodzin.