5.

128 44 39
                                    

Melody

Kontakt z końmi zawsze działał na mnie kojąco. Wystarczyło, że przytuliłam je, pogłaskałam ich gładką sierść, pozwoliłam im delikatnie skubać moje włosy, a już czułam się znacznie lepiej. Teraz też tak jest. Biorę głęboki wdech, całuję Bellę w chrapy i, dużo spokojniejsza, wracam do domu, starając się unikać wzrokiem chatki. W duchu jestem wdzięczna Aaronowi za propozycję wyjazdu w teren. Pewnie i tak pojechałabym sama, ale skoro zaproponował, nie miałam serca odmówić. Jestem zbyt miękka. Zresztą, spędziłam z nim teraz kilka godzin i, jak zwykle, był to miły czas. Odciągnął moją uwagę i zajął myśli.

Gdy tylko wchodzę do domu, czuję zapach mojej ukochanej lasagne, a ślinka napływa mi do ust. Nie jadłam cały dzień, chociaż Graham proponował mi obiad, ale nie miałam ochoty zostać. Marzę tylko o prysznicu, łóżku i zamknięciu się w pokoju na cztery spusty, ze słuchawkami w uszach. Chcę zasnąć, obudzić się rano i mieć nadzieję, że wtedy wszystko mi się rozjaśni. Skoro moja oaza została zajęta przez intruzów i nie mam dostępu do ukochanego pianina, muszę się zadowolić tym, co mam. Jak się nie ma, co się lubi... Trudno. Jakoś to zniosę.

– Jestem! – wołam, słysząc mamę krzątającą się w kuchni.

– Świetnie, zaraz podaję obiad. Mamy gości, nie muszę ich przedstawiać – odpowiada, wśród brzęku talerzy.

Zaciekawiona, kto nas odwiedził, z nadzieją, że to może ciocia Crystal, zaglądam do środka i zamieram na widok dwóch – najmniej pożądanych w tym domu – obcych przy naszym stole. Jeden z nich – żartowniś nudysta o czekoladowych tęczówkach, w których na mój widok pojawia się błysk, za który mój ojciec chętnie by mu je wydłubał, a ja bym nawet palcem nie kiwnęła w proteście – i drugi, który nie odrywa wzroku od telefonu, całkowicie mnie ignorując, jakbym była powietrzem. Chowam urazę do kieszeni. Unoszę dumnie brodę, choć w środku aż we mnie kipi.  

– Pomogę ci – mówię do mamy, nie mogąc znieść tej cichej, wyczuwalnej obecności Axela w kuchni, która coraz mocniej atakuje moją świadomość.

Nie czekając na odpowiedź, biorę pierwszy talerz, niemalże wyrywając go z rąk mamy, która posyła mi pełne zaskoczenia spojrzenie, i z hukiem stawiam go przed nosem Axela, choć tak naprawdę mam ochotę rozpaćkać mu tą gorącą lasagne na tej pięknej buźce.

Chłopak powoli unosi na mnie obojętny wzrok, a ja ze wszystkich sił staram się nie wydrapać mu oczu. Szczególnie tego niebieskiego, bo zawsze najbardziej mi się podobało. Nienawidzę go za to, że zapisał się tak mocno w mojej pamięci i sercu, że w każdej relacji szukałam tego, co nas wtedy połączyło. Nienawidzę siebie za to, że nadal mnie boli, że to się tak skończyło. Że on to zakończył. Nienawidzę siebie za to, że nigdy do końca się z niego nie wyleczyłam.  

– Smacznego – warczę, a serce wali mi jak młot.

– Dziękuję – odpowiada cicho, z tym swoim stoickim spokojem, za który bym go najchętniej rozszarpała. Nie rozumiem, jak może być tak niewzruszony, kiedy ja dosłownie płonę od środka. To nie w porządku, że on na mnie wciąż działa tak, że buzują we mnie emocje, a on całą swoją postawą pokazuje, jak bardzo ma w poważaniu cały świat. I mnie.

– Nie udław się – mruczę ironicznie, Harvey parska śmiechem, mama odwraca się przez ramię, a Axel, niewzruszony, odpowiada drwiąco:

– Jak słodko, że się tak o mnie troszczysz.

– Uciekliście z psychiatryka? Znowu masz biedaku urojenia. Może wróć skąd przyszedłeś, bo nie powinno się odstawiać gwałtownie leków. Możesz być niebezpieczny dla otoczenia.

– Jak na moje oko to ty toczysz pianę z ust. Ugryzł cię jakiś wściekły lis, którego chciałaś przytulić, a on sobie tego nie życzył?

Mrużę oczy, a głowa Harveya niczym piłeczka ping pongowa obraca się to w jedną, to w drugą stronę, obserwując cały ten żałosny pokaz sił.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 2 hours ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

You broke me firstOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz