Rozdział 1

3.4K 301 46
                                    

Im większa aktywność, tym częściej będą wpadać rozdziały, wiecie co robić. Miłego czytania <3

Harrison

– Czy możemy skończyć ten cyrk?

Moje pytanie zawisło w powietrzu i nie doczekało się odpowiedzi. Zniecierpliwiony wbiłem mocniej plecy w oparcie krzesła i odchyliłem się do tyłu. Od siedzenia tyle godzin w jednym pomieszczeniu miałem ochotę się porzygać.

– Nic nie wiem na temat śmierci Beverly Chambers. Tak się składa, że mam niezłe alibi, ponieważ wszyscy. – Tu podkreśliłem ostatnie słowo. – Widzieli mnie wtedy w szkole. Jeśli chcecie, spytajcie moich braci. Byli razem ze mną. Żadne z nas nie jest zamieszane w zabójstwo, do cholery jasnej!

Tym razem napięcie zostało podkręcone przez mój wkurwiony głos i huk, który rozległ się w pokoju, kiedy uderzyłem otwartą dłonią w blat białego stołu. Wypuściłem ciężko powietrze z płuc, patrząc z zaciśniętymi zębami na dwóch detektywów, którzy siedzieli przede mną i nawet nie wyglądali na zdziwionych moim wybuchem.

Jebane durnie.

– Tak się składa, że być może nie miałeś z nią styczności w dniu jej śmierci, za to byłeś z nią całkiem blisko jeszcze tydzień wcześniej – odpowiedziała blondynka siedząca po mojej lewej. Miała burzę jasnych włosów, przenikliwe spojrzenie i zaciśnięte w wąską kreskę usta. W dłoni trzymała notatnik, na którym przez ostatnią godzinę nie napisała nic sensownego, bo nie dostała ode mnie żadnej konkretnej informacji.

– Co to znaczy „całkiem blisko"? – burknąłem, ledwo powstrzymując się od pokręcenia głową z dezaprobatą. Ja pierdolę. Czy żadne z nich naprawdę nie widziało, że to przesłuchanie nie miało sensu?

– „Całkiem blisko" oznacza moment, w którym spotykałeś się na nocne jebanie, jak to kulturalnie określił twój brat – odpowiedział szorstko drugi detektyw, nadęty buc z tłustymi, brązowymi włosami zaczesanymi do tyłu. Nie miałem już ochotę na niego patrzeć, a w ciągu całego przesłuchania odezwał się może trzy razy.

Traciłem resztki cierpliwości.

– Muszą państwo wybaczyć, przekażę mojemu drogiemu bratu, by nauczył się w końcu wyrażać jak człowiek – odparłem z fałszywym, miłym uśmiechem.

– Dość tego! – Pierwszy stracił cierpliwość facet. Ciekawe, ponieważ odkąd tutaj wszedłem, obstawiałem, że jako pierwsza polegnie ta pani detektyw, która teraz wierciła się niespokojnie na krześle, jakby była zła, że nie może nic ze mnie wyciągnąć. – Myślisz, że jesteś bezkarny, bo twoi rodzice wyłożą za ciebie kupę kasy i przez to będziesz nietykalny?! Pracowałem z wieloma takimi dzieciakami jak ty i uwierz, że przynajmniej połowa z nich skończyła za kratkami, więc zacznij, kurwa, współpracować, bo nie skończy się to dla ciebie dobrze!

Znudzony zlustrowałem go wzrokiem.

– To pan tak powiedział. O moich rodzicach – mruknąłem. – Ja jeszcze nie pochwaliłem się kasą.

– Dość! – warknął ponownie, a ja przechyliłem lekko głowę i wziąłem wdech. Byłem wygodnie rozparty na krześle, co najmniej jakbym przyjechał na weekend do dziadków, by wypić z nimi herbatkę.

– Jeżeli się z nią spotykałeś, mogła na przykład powiedzieć ci, że kogoś się obawia lub ktoś nie daje jej spokoju – wyjaśniła pani detektyw, stukając długopisem o notatnik.

SkandalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz