Początek czegoś...

5 1 0
                                    


Nevra

Byłam cholernie zmęczona.

Te wykłady były moją męką. Jedyne co trzymało mnie aktualnie przy życiu to impreza Halloweenowa na którą miałam się udać wraz z Caserdą i Raven za kilka godzin. Otworzyłam drzwi od swojego mieszkania i tuż po chwili na wejściu przywitał mnie kot. Ares był dużym kotem rasy Maine Coon i miał obecnie dwa lata.

Pogłaskałam go po futerku i odetchnęłam z ulgą, kiedy moja torba opuściła moje ramię. Zdecydowanie te uczucie mogę nazwać najlepszym uczuciem na świecie. Opadłam ze zmęczeniem na łóżko, a Ares tuż po mnie wdrapał się na łóżko kładąc mi się na udach. Tam gdzie ja, tam on. Wyciągnęłam delikatnie telefon z tylnej kieszeni spodni, tak by nie spłoszyć kota. Odblokowałam urządzenie i weszłam w moją grupę z dziewczynami.

Raven: Wróciłaś już, Nev?

Raven: Jeżeli tak, to mały update imprezy. Została przeniesiona do opuszczonego kościoła przy tym takim niedużym cmentarzu. Wiesz o który mi chodzi, z tym wiąże się też zmiana godziny z 20 na 21. Będziemy po ciebie o 20:40.

Nevra: Dobra.

Wyszłam z aplikacji, a następnie weszłam w pinteresta, aby poszukać jakiejś inspiracji na strój. Niby miałam już przebranie, ale ze względu na nagłą zmianę miejsca stwierdzam, że tamto totalnie tam nie pasuje. To musi być coś pasującego do takiego smutnego bez życia vibe'u.

Po jakiejś godzinie kiedy już myślałam, że stare przebranie jest jedyną opcją, nagle dostrzegłam pewną kuszącą stylizacje, przedstawiała ona pewną Boginie Cleopatre. Raczej to nie jest coś, co idealnie by pasowało do opuszczonego kościoła, ale ta stylizacja ma coś w sobie, co mi mówi "To jest to!" , nie mam zamiaru więc z tym walczyć. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym czegoś nie zmieniła, dlatego dodam kilka czarnych dodatków, ale tak by nie zepsuć przebrania. Na całe szczęście potrzebne mi ubrania mam w swojej szafie, więc nie muszę jechać nigdzie ich kupować. Przygotowałam sobie całość, a dodatek który dodałam przed chwilą to biała chusta na ramiona lub głowę. Tego jeszcze nie przemyślałam.

Teraz pozostało tylko czekać...

Nie wiem jak to się stało, ale zasnęłam. Otworzyłam oczy i przetarłam je palcami zapominając o resztach tuszu jakie posiadałam. Usiadłam prosto, a pierwsze co poczułam to przerażająco mocny ból głowy. Właściwie, to był on tak dziwny, że nie wiem czy można go nazwać bólem głowy. To był ucisk, czułam jakby coś wżerało się do mojej głowy, aby przejąć moje myśli. To było naprawdę dziwne, ale to tylko moje wymysły, bo przecież nic takiego nie mogłoby się wydarzyć, to niemożliwe. Odrzuciłam te myśli i udałam się do kuchni po tabletkę. Łyknęłam małą pastylkę ibuprofenu, a mój wzrok padł przelotnie na godzinę na której potem się zatrzymał. Zapomniałam o imprezie!

Momentalnie biegiem ruszyłam do swojego pokoju z wiedzą, że zostały mi niepełne dwie godziny do wyjścia. Ignorując ucisk w mojej czaszce, który się ciągle zwiększał zaczęłam zakładać na siebie strój. Kiedy to ogarnęłam spojrzałam ponownie na zegarek, który wskazywał piętnaście po ósmej, a to oznaczało, że moje przyjaciółki przyjadą za niecałe pół godziny! Zasiadłam do toaletki i odpaliłam w telefonie inspiracje makijażową do tego kostiumu.

Czasu coraz mniej, a ja nie umiem się nawet pomalować. Nie wiem co za pech nade mną wisi, ale konturówka do ust złamała mi się już pięć razy. W końcu za siódmym udało mi się jakoś w miare obrysować usta, które wypełniłam pomadką. Zostało mi dziesięć minut na wyprostowanie włosów, co było niezłym wyzwaniem dla moich dość długich włosów. Idealnie o 20:40 byłam gotowa. Chwyciłam niedużą torebkę i telefon na którym widniała już wiadomość od Raven, że właśnie podjechały. Zamknęłam dom i zbiegłąm po schodach o mało co się nie przewracając w tych butach. W końcu raczej nikt normalny nie zbiega w szpilkach po schodach z piątego piętra, ale nie miałam czasu czekać na windę.

– Niemożliwe, tylko trzy minuty spóźnienia. Cóż za osiągnięcie! – przywitała mnie na wstępie Raven.

– Sugerujesz, że często się spóźniam? – odpowiedziałam zapinając pasy.

– A tak nie jest?

– Ja uważam, że nie.

– A ja, że tak.

Nie miałam dzisiaj ochoty na jej przepychanki słowne, więc zdecydowałam się nic dalej nie mówić i skierować swój wzrok na szybę. Patrzyłam na nudne drzewa pobliskich lasów i jakieś budynki New Jersey. Wzdrygnęłam kiedy znowu doznałam tego dziwnego ucisku. Starałam się to ignorować, ale to było tak silne, że się nie dało. Najgorsze było to, że ten "ucisk" przychodził w najbardziej niespodziewanym momencie.

W końcu wysiadłyśmy pod kaplicą z której było słychać dość głośną muzykę.

– No, no, Nevruś, widzę że dzisiaj powyrywasz jakiś panów. – Zaśmiała się Caserda.

Przewróciłam tylko oczami na te słowa.

– A ty? Co chcesz przekazać swoim strojem, aniołku ze złamanym skrzydłem? Chyba daleko nie polecisz... – stwierdziłam lustrując ją wzrokiem.

Oczywiście wszystkie nasze dogryzki były mówione w żartach. Znając życie, gdyby Rhys się dowiedział co właśnie powiedziałam do JEGO dziewczyny, dostałabym niezłe kazanie wraz z trumną.

Caserda przeniosła swój wzrok ze mnie na jej prawe skrzydło, które było w połowie złamane.

– To tak specjalnie, wiesz dodaje takiej... Niezależności. – podsumowała.

Zmarszczyłam brwi.

– Niezależności? Wróć tylko do domu, a od Rhysa z pewnością dostaniesz niezależność.

– Ledwo mnie tu wypuścił, bo wiesz to New Jersey. – wywróciła oczami.

Tak, coś niestety wiem na ten temat.

Zdecydowałam się tego dalej nie ciągnąć i postanowiłam przejść się po kościele. Nie był jakoś przesadnie duży, ale dało się wyczuć taką pustkę i świętość tego miejsca. Muszę przyznać, że takie miejsca robiły na mnie szczególne wrażenie. Mimo, że to nie moja religia i nie narzekam na to, to emocje jakie czuję z tego miejsca są interesujące. W Turcji nie ma takich miejsc, tam praktycznie wszystko wygląda tak samo jedynie różni się wielkością.

Ludzi przybywało coraz więcej i więcej. Nie widząc gdzie idę nagle znalazłam się w jakimś pomieszczeniu w którym były bodajże konfesjonały? Nie jestem pewna, ale chyba tak to się nazywało. Raven mi mówiła, że do tego się wchodzi i się spowiada, podobnie jak u mnie z taką tylko różnicą, że tu spowiada cię ksiądz, a tam nie. Niewiele wiedziałam na temat religii chrześcijańskiej i kościołów, dlatego to jest tak interesujące.

Usiadłam w jednej z ławek i rozejrzałam się po pomieszczeniu, to chyba była jakaś sala główna albo coś, ponieważ kilka rzędów przede mną znajdował się ołtarz. Moje rozglądanie zostało przerwane bardzo silnym uciskiem albo może bardziej już bólem? Uczucie było tak silne, że zrobiło mi się słabo, kiedy już byłam pewna, że zaraz zemdleje to uczucie zniknęło. Tak po prostu. Znowu było tak jak wcześniej. Tak jakby jakikolwiek ból odszedł w niepamięć.

Podniosłam się i wyszłam z ławki, a w mojej głowie rozbrzmiał głos.

– Zaczynamy zabawę, Boginio.

______________________

Pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba!

Tak jak wspominałam może zawierać błędy, oraz ta historia to fantastyka, więc niektóre wydarzenia mogą wydawać się nierealne dla normalnych ludzi.

Cazi<3

Shadow of ThoughtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz