Rozdział 14. Zbrodnia i kara (Noella)

11 2 11
                                    

Pojechałam do redakcji we wczorajszych ubraniach. W drogerii niedaleko pracy zakupiłam szczoteczkę i pastę do zębów i jakąś mgiełkę do ciała, aby nieco się odświeżyć. Wtuliłam twarz w szalik. Wciąż pachniał kawą, której boski aromat rozchodził się niedawno w mieszkaniu Baltazara. Na samo wspomnienie tego mężczyzny poczułam, jak moje policzki robią się gorące. Dlaczego był dla mnie miły? Dlaczego uratował mnie wczoraj przed Fredą, zabrał na zakupy do Ikei i pozwolił spędzić noc w swoim mieszkaniu?

Dlaczego dziś rano przytulił mnie, jak gdyby do czegoś pomiędzy nami doszło?

W moim sercu zakiełkowała nadzieja, ale zdusiłam ją w zarodku.

Zrobił to, bo jest kuzynem Bogny i chce, aby między nami były dobre stosunki.

Tak, na pewno o to chodziło. Nie powinnam w ogóle dopuszczać do siebie myśli, że zrobił to, bo mu się spodobałam albo mnie polubił.

Oczami wyobraźni znowu zobaczyłam świąteczną edycję Baltazara. Tym razem miał na sobie czapkę Mikołaja i dopasowane, czerwone spodnie wykończone białym futerkiem. Wokół niego latały ciasteczka, a mężczyzna nagle chwycił jedno z nich i schrupał je, a potem oblizał palce z lukru.

Serce mocniej mi zabiło, a po brzuchu rozlało się dziwne ciepło.

Potrząsnęłam głową, odpędzając od siebie wizję bożonarodzeniowego Baltazara.

Naprawdę powinnam się dowiedzieć, jak on ma na nazwisko.

Wzięłam głęboki oddech i weszłam do biura redakcji.

Ku ogromnemu zdumieniu pierwszą osobą, którą zobaczyłam, był nikt inny, a Freda we własnej olśniewającej osobie. Ta sama Freda, która półtorej godziny temu wylała na mnie kawę, bo pomyślała, że przespałam się z jej byłym narzeczonym.

Zamarłam w pół kroku. Nie wiedziałam, jak zachować się w takiej sytuacji.

Dear — odezwała się supermodelka z ujmującym uśmiechem. — Jesteś wreszcie. Najwyższa pora. Chciałam ustalić z tobą kilka szczegółów o promocji mojej książki. Chodźmy do Ady, shall we?

Pokiwałam głową i posłusznie udałam się za Fredą. Blondynka jak zawsze wyglądała nieskazitelnie. Jednak na jej wizerunku pojawiły się rysy. Nie trudno było zauważyć, że pomimo nonszalanckiej pozy, supermodelka wydała się jeszcze bardziej wyprostowana niż zazwyczaj, jej ruchy były nieco przerysowane, a zapach drogich perfum, którymi się dziś spryskała, oblepiał nie tylko jej ciało, lecz całe otoczenie, zupełnie jakby Freda zamiast kilku psiknięć wylała na siebie zawartość połowy buteleczki.

Kiedy obróciła się do mnie przed biurem Ady, wyraźnie czekając, aż jej otworzę, posłała mi uśmiech, którzy przez ułamek sekundy był tak zimny i jadowity, że miałam ochotę uciec. Freda w mojej głowie upodobniła się do świątecznego karpia z ostrymi zębami. Mimo to zebrałam się w sobie, minęłam celebrytkę i popchnęłam drzwi do gabinetu szefowej.

— Freda! Kochana!

Dyrektorka niemal wybiegła zza biurka, by przywitać się z supermodelką posyłanymi w powietrzu całusami. Co było o tyle zabawne, że kobiety dzieliła przepaść co najmniej trzydziestu centymetrów. A może i czterdziestu, uznałam, rzucając spojrzenie na niebotyczne obcasy blondynki.

Oczywiście Ada jak zwykle próbowała wyglądać jak Amanda Priestly. Dziś miała na sobie stylową garsonkę z modnie wywiniętym kołnierzykiem bluzki. Teraz oddaliła się od modelki i obdarzyła ją spojrzeniem pełnym adoracji i najwyższego szacunku.

Chociaż... może to była moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, jakby w oczach Ady zaświeciły się diody przypominające złote monety. Czyli o to chodziło. Dyrektorka będzie obchodzić się z Fredą jak z jajkiem, ponieważ widzi w niej czysty zysk. W sumie trudno było się dziwić.

Ada zupełnie mnie zignorowała, jakby Freda pochłaniała każdy centymetr przestrzeni wokół siebie, każdą cząsteczkę, każdy przejaw zainteresowania. Wysoka, atrakcyjna blondynka widocznie była do tego przyzwyczajona, bo pławiła się w uwielbieniu mojej szefowej niczym w drogim szampanie.

Nagle przypomniałam sobie smak wina, które niedawno wybrał Baltazar, a którego nawet nie dopiłam, stłamszona przez kąśliwy komentarz Fredy dotyczący mojego wyglądu, szczególnie zaś pełnej sylwetki.

I stało się. Nareszcie mnie olśniło. Doszło to mnie, że nie znoszę Fredy.

Wiedziałam, że nie będzie to mogło wywrzeć wpływu na naszą współpracę, bo na doskonałej jakości mojej pracy zależało mi bardziej niż na karmieniu osobistych animozji. Bądź o bądź, chciałam wyrobić sobie własną markę, a w przyszłości może otworzyć wydawnictwo specjalizujące się w słodkich – dosłownie i w przenośni – romansach świątecznych. Na samą myśl zrobiło mi się cieplej na sercu. Chyba nawet uśmiechnęłam się kącikami ust, bo Freda zauważyła mimochodem:

— Cieszę się, że jesteś w dobrym nastroju. — Lodowate spojrzenie jej błękitnych oczu całkowicie przeczyło owym słowom. — To zapewne zasługa aury. Ponoć grudniowe noce mają w sobie coś magicznego i zmysłowego... nieprawdaż?

Uśmiech spełzł z mojej twarzy, a ja, ku własnemu niezadowoleniu, głośno przełknęłam ślinę. Zadowolona celebrytka z gracją opadła na obite czerwonym welurem krzesło.

— Szkoda tylko, że świąteczny cud zdarza się raz do roku — zakończyła dobitnie Freda.

Innymi słowy: nie zbliżaj się do Baltazara.

Zrozumiałam aluzję.

Zresztą i tak nie miałam co liczyć na zainteresowanie kuzyna Bogny. Tacy mężczyźni nie wiążą się z kimś mojego pokroju, lecz raczej właśnie z supermodelkami. Nie zdziwiłabym się, gdyby on i Freda do siebie wrócili. W końcu cały czas na siebie wpadają.

Zdezorientowana Ada popatrywała to na mnie, to na Fredę. Uznała widocznie, że kwestie osobiste nie są tak istotne jak dobry zysk, bo otrząsnęła się niczym przygnieciony śniegiem elf świętego Mikołaja i zaczęła, zacierając ręce:

— No dobrze, moje drogie, przejdźmy do meritum.

Freda uroczo zmarszczyła brwi i dyskretnie rozejrzała się wokół, wiercąc się na krześle. Ostatecznie zamaskowała zbicie z tropu założeniem nogi na nogę i wyzywająco podniosła podbródek, prezentując idealny zarys szczęki.

Niemal spadłam z krzesła, gdy to zauważyłam. Czyżby ona nie wiedziała, co znaczy wyrażenie użyte przez Adę? Najwidoczniej.

Jak to mówią, kto nie ma w głowie, ten ma w nogach.

— Noell, jaki masz plan na książkę Fredy?

— W związku z tym, że premiera zaplanowana jest na dwudziestego trzeciego grudnia... — zaczęłam, jednocześnie dziwiąc się owej dacie; wypuszczanie książki zaledwie dzień przed Wigilią było według mnie jak strzał w kolano — sugeruję, jak już mówiłam Fredzie, wykorzystanie świątecznego klimatu. Bożonarodzeniowa sesja zdjęciowa z dziadkami do orzechów, Freda walcząca z Królem Myszy i...

— Żadnych myszy — zaprotestowała modelka. — A dziadkiem do orzechów ma być jakiś przystojny, napakowany model. Albo nawet kilku. Wyślę wam listę znajomych spełniających moje kryteria. Sesja ma być sexy.

Popatrzyłyśmy na siebie z Adą. Wiedziałyśmy już, że nasza koncepcja promocji książki Fredy bardzo rozmija się z wyobrażeniem autorki.

Nagle Freda posłała mi spojrzenie, od którego krew zakrzepła mi w żyłach. Domyśliłam się, że celebrytka planuje srogą zemstę za domniemany romans z jej byłym. I że oblanie mnie kawą nie zaspokoiło jej żądzy krwi.

Przeczuwałam nadchodzące kłopoty.

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.

Kaktus Bożego NarodzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz