"Chciałabym, żebyśmy byli bliżej
Wystarczająco, bym mogła cię trzymać(...)"Nazywam się Hermiona Gra... to już wiecie. Mam 68 lat, męża którego nigdy nie kochałam bardziej niż przyjaciela, dwójkę wspaniałych dzieci i nawet wnuki.
Ron nie jest złym mężem. Nie mogę narzekać, troszczy się o mnie i naszą rodzinę. Niczego nam nie brakuje i nigdy nie brakowało. Jednak to nie jest to...a raczej to nie jest on... Nie kocham go. Trudno mi gdy widzę z jaką miłością na mnie patrzy a ja nie umiem tego odwzajemnić. Do dzisiaj przeklinam dzień w którym stojąc na ślubnym kobiercu, ze łzami spływającymi po policzkach powiedziałam "Tak". I uwierzcie, nie były to łzy szczęścia ani wzruszenia.Mieszkamy w małym, przytulnym domku z ogrodem. Długo spierałam się z Ronem co do naszego miejsca zamieszkania. Chciałam zamieszkać w mieszkaniu w bloku, oczywiście nie ze względu łatwego dostępu do centrum miasta tak jak wtedy mówiłam. Po prostu nie wyobrażałam sobie mieszkać tam z Ronem. Tak miało być, przytulny domek, ale nie z nim...
Odruchowo otarłam łzę która wypłynęła na mój policzek. Za niedługo przyjedzie do mnie moja nastoletnia wnuczka więc nie mogę się rozkleić, a to niestety zdarza mi się coraz częściej...
Poszłam do swojej dużej kuchni z której miałam piękny widok na ogród. Otworzyłam paczkę ciastek i położyłam je na talerzyku by zanieść je na taras.Stałam w łazience przed lustrem i wpatrywałam się w swoją twarz przyozdobioną zmarszczkami. A oczy? Brązowe jak zawsze ale ten cały ciepły kolor jakby zbladł... Jakby wszytskie wylane łzy wypłukały ciepłą barwę moich tęczówek.
Przeczesałam swoje brązowe włosy które jak zawsze lekkimi falami opadały mi na smukłe ramiona. Ubrałam zwiewną bluzkę i zeszłam na dół słysząc trzask teleportacji.
-Cześć mamo!-dobiegł do mnie wesoły głos najstarszej córki, która na przywitanie przytuliła mnie. Rude, długie włosy miała związane w kucyk a w brązowych oczach migotały świecące iskierki, tak łudząco przypominające moje z przed pięćdziesięciu lat.
-Cześć, córciu. Wejdź, wejdź!-zaprosiłam ją do środka. Miałam nadzieję, że spędzi ze mną trochę czasu. Rzadko się widzimy bo Molly cały czas pracuje.
-Nie ja tylko na chwilę... Zostawię ci Renesme, dobrze?
-Och, oczywiście nie ma problemu, przecież już wczoraj mi o tym mówiłaś.
-Widzisz, jestem taka zabiegana. Nessie, chodź przywitaj się!-zawołała. Zza drzwi weszła Renesme moja wnuczka.
-Cześć babciu.-usłyszałam. Molly miała nie całe 16 lat gdy zaszła w ciążę. Był to jeden z najcięższych okresów w naszej rodzinie. Ojcem jest nie kto inny jak syn Theodora Notta. Wyobrażacie sobie reakcję Ron'a? Jedynie dzięki mnie mogli być razem i wychować swoją córkę. Z własnego doświadczenia wiem co to znaczy nie być z kimś kogo się kocha... Dzisiaj są młodym, szczęśliwym małżeństwem i wszystko dobrze im się układa.
-Cześć wnusiu, wchodź.-powiedziałam tuląc ją do siebie.- Pójdziemy na taras, jest taka ładna pogoda. Czarnowłosa kiwnęła jedynie głową na znak, że się zgadza i poszła do ogrodu.
-Dobra, to ja przyjadę koło dziewiątej. Bawcie się dobrze Pa!-pożegnała się z nami Molly.Siedziałyśmy razem na tarasie. Pogoda była piękna. Słońce świeciło, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Czytałam książkę jak pielęgnować pelargonie a Renesme grała na swoim telefonie. Przyjrzałam jej się uważnie. Włosy miała czarne po tacie, ale rude piegi i jasną karnacje odziedziczyła po swojej mamie. Nietypowa uroda czyniła ją naprawdę wyjątkowo ładną trzynastolatką.
-Babciu, nudzi mi się...-powiedziała nagle. Hmm... Szybko wpadłam na świetny pomysł.
-Chodź coś ci pokażę.-powiedziałam i poszłyśmy w stronę domu.
CZYTASZ
Dramione °przegrani°✔️[ ZAKOŃCZONE ]
Fanfic"Nikt nie widzi, nikt nie wie. Jesteśmy sekretem, który nie może wyjść na jaw. Tak to jest, tak to działa, Daleko od innych, bliżej siebie nawzajem" *historia wymyślona całkowicie przezemnie