Rozdział 2.

5.7K 397 25
                                    

"Podczas innej miłości,
Wypłakałem wszystkie moje łzy(...)"


Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w stronę stołu przy którym siedzieli uczniowie domu węża.
Już wiedział. Siedział i wpatrywał się w kartkę na której zapewne widniało moje imię i nazwisko. Siedział tak bez ruchu gdy nagle podniósł głowę a nasze spojrzenia się spotkały. Jego twarz jak zawsze wyrażała to samo, czyli wielką pogardę.
Odwróciłam wzrok i wracając do swoich przyjaciół którzy również nie byli zadowoleni ze swojego losowania. Harry wylosował Pansy Parkinson, Ron- Milicentę Bulstrode a Ginny-Teodora Notta. Czyli również znienawidzonych Ślizgonów. Nikt nie był szczęśliwy, jednak gdy zobaczyli co ja wylosowałam przestali marudzić. W końcu to ja wylosowałam Malfoya.
Jeszcze chwilę potrwało nim wszyscy uczniowie wylosowali swoją parę na najbliższe dwa tygodnie. W tym czasie omiotłam Wielką Salę aby zbadać reakcję innych uczniów. Gryfoni i Ślizgoni jak można się spodziewać nie mieli zadowolonyh min. Puchoni z Krukonami byli jednak w nawet dobrych humorach. Ja ja w tym momencie chciałam być na ich miejscu... Jednak to okropieństwo które wtedy nam się przytrafiło było najpiękniejszym okropieństwem w całym moim życiu...
Nagle głos zabarał Dumbledore.
-Widzę, że wszyscy macie już towarzysza na dwa tygodnie które mam nadzieję, miną wam w miłej atmosferze.-powiedział, a w sali można było usłyszeć parsknięcia-Jednak teraz czas na losowani zadania które będziecie mieli obowiązek wykonać. Teraz panie pozwolą, że panowie przejmą inicjatywę.
Przy każdym stole pojawiła się taka sama micha jak wcześniej. Z uparciem wpatrywałam się w kartę gdzie miało pojawić się nasze wspólne zadanie z Malfoyem. Obok siebie słyszałam już pomruki niezadowolenia, jednak nie interesowały mnie one. Ważne było to, co będę musiała robić przez dwa tygodnie w towarzystwie znienawidzonego Ślizgona. Spojrzałam w jego stronę. Wyciągał już rękę z kociołka gdy nagle na mojej kartce zaczęły pojawiać się literki. Tusz stawał się coraz mocniejszy i wyraźniejszy gdy nagle mogłam przeczytać całość.

Amortencja.

Moje oczy ledwo nie wyszły z orbit. Od razu wiedziałam co jest na rzeczy. Zamrugałam dwa razy i spojrzałam jeszcze raz. Nic z tego.
-Przeklęty Malfoy!-szepnęłam i z wściekłością spojrzałam w jego stronę nawet się tym nie kryjąc. Malfoy nadal niedbale siedział przy stole i również z wielką złością wpatrywał się we mnie. Gdyby spojrzenia mogły zabijać oboje leżelibyśmy martwi na zimnej posadzce Wielkiej Sali.
Odwróciłam się z powrotem i szybkim ruchem dłoni schowałam moją kartkę. Nie miałam ochoty nikomu mówić co mam robić z Malfoyem przez dwa tygodnie. Pewnie cały Hogwart chuczał by od plotek które niosłyby wymyśliny historię. Tego zdecydowanie nie chciałam. Wystarczyło to, że muszę być z nim w parze. To wystarczało.
Dlaczego ten przeklęty baran musiał wybrać akurat to? Z zazdrością patrzyłam na moich przyjaciół którzy przez najbliższe tygodnie będą musieli sprzątać korytarze czy robić inne rzeczy za które dałabym się pokroić. Nie mogłam sobie wyobrazić siebie i swojego największego wroga razem w jakimkolwiek pomieszczeniu, a co dopiero nas razem ważących amortencje...
Dumbledore wspomniał później, że wszystko zaczyna się od jutra, a rzeczy które będą potrzebne nam do wykonania zadań będziemy musieli sami zorganizować i dlatego w każdej chwili możemy wychodzić do Hogsmeade, ale tylko w parze. Super!
-Hermiona my już idziemy, idziesz z nami?-zapytał się Harry. Ron razem z Ginny stali już przy wyjściu czekając zapewne na bliznowatego.
-Nie, pójdę jeszcze do biblioteki. Spotkamy się w pokoju wspólnym.-odpowiedziałam na co Harry uśmiechnął się i kiwnął głową po czym wyszedł z sali. Oczywiście nie miałam zamiaru wybrać się do biblioteki ale Harry nie był dociekliwy, rozumieliśmy się bez słów dlatego go lubiałam. Prawdziwy przyjaciel.
Oparłam swoją głowę na łokciach i zamknęłam oczy. Tego wszystkiego było za dużo. Wojna na wyciągnięcie ręki, dająca znaki blizna Harry'ego, sprawy Zakonu a do tego teraz jeszcze dwa tygodnie z Malfoyem i ta przeklęta amortencja!
Nie wiem ile tak siedziałam i myślałam. Jednak nagle z rozmyślen wyrwało mnie czyjeś głośne chrząknięcie. Podniosłam głowę a przedemną siedział nie kto inny jak Draco Malfoy, mój znienawidzony "znajomy" ze szkoly...
-Myślałem już, że ta szopa cię udusiła. -powiedział, na co ja jedynie parsknęłam.
-Okej, czego chcesz?-zapytałam, na co on spojrzał na mnie jak na idiotkę.-Ach, no tak musimy porozmawiać o tym jak będziemy ważyć tą przeklętą amortencję. Na Merlina, Malfoy nie mogłeś wylosować czegoś innego?!-krzyknęłam.
-Mówi to Granger przez którą jesteśmy zdani na siebie przez te cholerne dwa tygodnie!-wycedził przez zaciśnięte zęby-Chcę aby minęło nam to jak najszybciej, nie zniosę tak długiej obecności szlamy.
-Dobrze wiesz, że Amortencje waży się równe dwa tygodnie więc niestety będziemy zdani na swoje towarzystwo tleniony dupku!-krzyknęłam w jego stronę. Mógł mnie wyzywać od wszystkiego, ale szlama raniła najmocniej i nigdy nie miałam ochoty słuchać jak mnie tak nazywają.
- Zapomniałem, że mam doczynienia z panną-wiem-to-wszystko-Granger. Chyba zapomniałaś z kim rozmawiasz, uważaj bo następnym razem nie ujdzie ci to na sucho.-wycedził prosto mi w twarz a po mnie mimowolnie przebiegł dreszcz strachu. Na poczekaniu musiałam wymyślić miejsce naszych spotkań a to wydawało mi się najbardziej odpowiednie.
-Po kolacji w pokoju życzeń.-szepnęłam i poszłam prosto w stronę swojego dormitorium zostawiając znienawidzonego chłopaka w tyle.
Byłam cała roztrzęsiona. Naprawdę momentami się go bałam. Jego stalowe tęczówki były tak łudząco podobne do tych które miał jego ojciec Lucjusz Malfoy. Przedemną długie i pełne dwa tygodnie w jego towarzystwie. Na myśl o tym zaczyna boleć mnie brzuch...
Będąc coraz bliżej portretu Grubej Damy niemal biegłam. Gdy wparowałam do pokoju Wspólnego nikogo już tam nie zastałam oprócz paru Gryfonów siedzących przy kominku. Biegem ruszyłam do swojego dormitorium i nie zważając na pytający wzrok Ginny która właśnie wchodziła do łazienki, rzuciłam się na łóżko a po moich policzkach poleciały łzy. Jak zazwyczaj z powodu blondwłosego ucznia domu węża. Z powodu Dracona Malfoya. Nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz a ja byłam tego całkowicie świadoma.

_

Proszę, o to kolejny rozdzial! Dziekuje za wszystkie gwiazdki, wyswietlenia i komentarze. Mam nadzieje, ze wam sie podoba:) Do nastepnego!!!

eriwle

*Amortencja-eliksir wymyślony przez J.K Rowlin jak zapewne wiecie, ale dlugosc wazenia nie odpowiada dlugosci zawartej w ksiazce.


Dramione °przegrani°✔️[ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz