Graham
Rozdział 6
Ludziom wydaje się, że jeśli jesteś lekarzem i ktoś z twojej rodziny zaczyna chorować, to nagle znajdujesz jakiś magiczny lek i wszystkie kłopoty znikają. Myślą, że możesz zrobić więcej. Patrzą na ciebie z nadzieją, bo wierzą, że twoja wiedza i doświadczenie są w stanie dokonać cudu.
Nie są.
Nieważne jak bardzo byś chciał, jak bardzo zaklinałbyś rzeczywistość twoje umiejętności są bezużyteczne. Nauka, którą przyswoiłeś jest niczym w porównaniu z prawdą.
Prawdą, która boli. Którą się wypiera.
Kiedy mama zadzwoniła do mnie tamtego wieczoru i błagała, żebym przyjechał, bo tata przestał mówić wiedziałem, że moment, w którym wsiądę do samochodu będzie tym, co zapamiętam na zawsze. Rozpoczynałem wtedy nocny dyżur i ledwie udało mi się znaleźć za siebie zastępstwo. Biegnąc na parking wsunąłem dłoń w kieszeń medycznych spodni i wyjąłem zgniecionego papierosa. John poczęstował mnie nim zanim weszliśmy na odprawę. Jechałem z opuszczonymi szybami, wciągałem w płuca gryzący dym nikotyny i pierwszy raz od bardzo dawna modliłem się, żeby to nie był udar. To z pewnością nie mógłby być udar. Na naszą rodzinę spadło już wystarczająco dużo cierpienia i nie potrzebujemy więcej. Trzymałem się tej myśli jak tonący koła ratunkowego.
Ulice były puste. Niektóre latarnie nie świeciły jak zwykle. Przed maską przebiegł mi czarny kot i skręciłem kierownicę w przeciwną stronę omal nie zderzając się z słupem wysokiego napięcia. Zadzwonił mój telefon i bałem się spoglądać na wyświetlacz. Nie chciałem rozmawiać z mamą ani kimkolwiek innym, ale połączenie było od Spencera.
– Chcą mnie wsadzić za kraty. – powiedział drżącym od emocji głosem, a ja ciężko przełknąłem ślinę.
– Nie zrobią tego. – warknąłem przyspieszając tam, gdzie powinienem ograniczać prędkość.
– Nic z tego nie rozumiem! Jestem niewinny! To nie były moje narkotyki!
– Wiem. – brakowało mi powietrza mimo otwartych szyb.
– Nie zabiłem ich!
– Oczywiście, że ich nie zabiłeś.
– To dlaczego traktują mnie jak zabójcę?! To nie ma sensu!
– Jadę do rodziców, tata gorzej się poczuł. – nie wspominam mu, że przestał mówić ani że nie może poruszać lewą ręką.
– To pewnie moja wina. – szepcze. – Byłoby lepiej gdybym to ja zginął.
– Nie bądź egoistą.
– Czasami o tym myślę.
Bolał mnie brzuch, a pęknięte przez ostatnie wydarzenia serce skurczyło się w mojej piersi do rozmiaru fasoli. Czułem się jakbym nosił na barkach brzemię całego świata i już nie wystarcza mi sił, żeby udźwignąć myśli samobójcze brata.
– Nie poddawaj się. – cedziłem przez zęby. – Obiecuję, że cię z tego wyciągnę.
– Jak?
– Jeszcze nie wiem.
– Zajebisty plan, Graham. Idźmy w to.
Głos brata ociekał sarkazmem.
– Nie mamy nic lepszego, ale uwierz mi, będzie dobrze.
– Tak, jasne. No pewnie. – miałem wrażenie, że brat właśnie zaciska powieki pod wpływem irytacji. – Daj mi znać co z tatą, okej?
– Mhm.
Mrucząc parkowałem na podjeździe. Zupełnie nieświadom horroru jaki rozgrywał się tuż za zamkniętymi drzwiami domu. Cały czas wmawiałem sobie, że to nic takiego. Mama jest bardzo opiekuńcza, lubi ulegać panice. Chciałem żeby to był jakiś nieuzasadniony lęk albo wysoka gorączka, która osłabiła organizm na tyle, że tata przestał mówić. Dzwoniąc dzwonkiem rozmyślałem nad dawkowaniem antybiotyku ale gdy zobaczyłem mamę wszystkie słowa wyparowały mi z głowy. Była blada, zapłakana i trzęsła się jakby to ona potrzebowała pomocy.
– Ratuj go, synku. – jęknęła zanim osunęła się na podłogę.
Nie wiedziałem co mam robić. Biec do przedpokoju, gdzie tata siedział nieruchomo we fotelu czy klękać przed roztrzęsioną mamą. Nie mogłem się rozdwoić. Musiałem wybierać.
Wybrałem tatę.
– Hej – powiedziałem jak co dzień, ale tym razem zamiast wesołego „cześć, jak się masz?" usłyszałem przeraźliwą ciszę. Podszedłem bliżej i spojrzałem na wykrzywioną w nienaturalnym grymasie twarz, a potem wszystko uderzyło we mnie z niesamowitą siłą. Omal nie opadłem na kolana, omal się nie rozpłakałem gdy moja wiedza medyczna spotkała się z naiwną nadzieją. Wstrząs, który przeżyłem szybko pozostawił mnie bez złudzeń. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem po karetkę informując, że jestem lekarzem, który właśnie rozpoznał udar.
Pieprzony udar.
Chwyciłem milczącego tatę i położyłem go na podłodze pamiętając o uniesieniu tułowia.
– Dlaczego nic nie robisz? – mama resztkami sił dotarła do pokoju, przytrzymywała się ściany zadając mi to pytanie.
– Wezwałem karetkę. Zaraz tu będą.
– Karetkę? Przecież jesteś lekarzem. Graham, pomóc swojemu ojcu!
– Pomogłem. To pozycja, która...
– Nawet go nie osłuchałeś! Nie sprawdziłeś, nie zrobiłeś mu badań!
– To udar. – powiedziałem ostrym tonem. – Przyjadą tu z zespołem udarowym. Podadzą tlen i leki stabilizujące ciśnienie krwi.
– Mamy czekać? Nie możemy! Zrób coś!
Bolały mnie słowa mamy, bolał mnie widok taty, ale ponad wszystko bolała mnie moja bezradność. Moja prawda, która kazała mi zaakceptować rzeczy takimi jakimi są.
Lekarz nie oznacza cudotwórca.
Brak odpowiednich narzędzi, leków, personelu związuje ręce nawet doświadczonym medykom.
I na koniec kilka słów ode mnie. Słuchajcie, ISBY nie ma takiego zainteresowania jakiego chciałabym dla tej historii, dlatego poważnie zastanawiam się nad zawieszeniem. Zanim to zrobię, pragnę poznać wasze zdanie w tej kwestii. Bo to przecież WY-czytelnicy dajecie mi siłę do pisania. Chcecie nadal Grahama i Daisy?
CZYTASZ
It Shouldn't be You ( Tymczasowo zawieszone)
RandomDwudziesto ośmioletnia Daisy Ridley zawsze chciała pójść w ślady tragicznie zmarłej matki i zostać lekarką. Kiedy udaje jej się dostać na staż do elitarnego szpitala w Chester, czuje że świat staje dla niej otworem. Jest gotowa podjąć wyzwanie, cho...