2
Stawiam się w dyżurce o siódmej rano. Włosy mam jeszcze wilgotne po prysznicu, którego wzięłam zdecydowanie za późno. Stojąc obok ziewającej Arii walczę z guzikiem od białego fartucha lekarskiego. Moje palce drżą, gdy przekładam go przez malutki otwór, ponieważ czuję na sobie spojrzenia innych ludzi. Nie studentów. Pierwszego dnia poznałam niemal każdego rezydenta i doktora, co stanowiło całkiem miłą odmianę po bezimienności na uczelni. Jednak to właśnie przez to, odczuwam coraz większe skrępowanie. Wiedzą kim jestem. Wiedzą kim jest mój ojciec. Nie zachowam anonimowości. Rozglądam się po pomieszczeniu i uśmiecham w stronę starszego faceta z siwym wąsem. O ile dobrze zapamiętałam nalegał żebym mówiła mu Rodney. Przenoszę wzrok na przełożoną pielęgniarek, panią Laurie. Nie chcę być nadgorliwa ale zaczynam się niepokoić, gdy nie dostrzegam nigdzie doktora Alberta. Zwykle już był o tej porze, a nawet wcześniej. I wtem drzwi od dyżurki się otwierają lecz zamiast drobnego faceta o niskim wzroście i płaskiej twarzy z nisko osadzonym nosem wchodzi on.
Graham Blackthorne.
Nie jestem świadoma, że wstrzymuję powietrze, dopóki nie czuję bólu w kurczących się płucach. Nie mam śmiałości spojrzeć na mężczyznę, który roztacza wokół siebie tajemniczą aurę dominacji. Jego kroki są zdecydowane. Nie śpieszy się. Idąc skupia się na twarzach zgromadzonych osób, a kiwnięcie głową jest najwyższą formą pozdrowienia, bo pan Blackthorne się nie uśmiecha.
Nigdy.
Oczywiście powinnam teraz się zastanowić czy posiadanie takiej wiedzy na jego temat nie graniczy z obsesją. Rumienię się przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Chociaż „spotkanie" to słowo zdecydowanie nad wyraz tego, co rzeczywiście się wydarzyło. Siedziałam wówczas na sofie i czytałam książkę, aż w pewnej chwili ojciec przyprowadził do salonu swojego gościa. Nie znałam i nadal nie znam szczegółów dlaczego pan Blackthorne się z nim przyjaźni. Dzieli ich różnica wieku, a także co gorsze, różnica pokoleniowa. Nie mam pojęcia jakim cudem są w stanie się dogadać bez wypowiadania między sobą wojny. Spoglądałam na niego ukradkiem, tak by się nie zorientował. I chłonęłam tę męską urodę aż zabrakło mi tchu. Podziwiałam mocno zarysowaną szczękę, zmysłowo wykrojone usta, które z jakiegoś powodu były wygięte w grymasie i raz po raz zatapiałam wzrok w jego ciemnych jak noc oczach. Może to głupie, ale od tamtego momentu ten mężczyzna nieświadomie zakradł się do mojego serca i narobił w nim bałaganu, którego nie potrafiłam bądź nie chciałam posprzątać. To trwało aż do chwili w której Kenric pojawił się na moim przyjęciu urodzinowym. To niewiarygodne z jaką siłą wypchnął mnie ze sfery marzeń o panu Blackthornie i obejmując ramionami zadbałbym kompletnie straciła dla niego głowę. Rany, czasami mam wrażenie, był tylko wytworem mojej wyobraźni. Zupełnie nierealny. Wiele bym dała, żeby dowiedzieć się w jaki sposób dostał się tamtego wieczoru do rezydencji barona.
– Czujesz to? – Aria pochyla się nade mną i szepcze do ucha. – Zapach pieprzonego testosteronu.
– Przestań. – odpowiadam cicho.
– To, że jest kumplem twojego ojca nie znaczy, że nie mogę uprawiać z nim seksu. – stwierdza lekkim tonem. – Przynajmniej w myślach. – dodaje widząc moją minę.
– Nie słyszałam tego. – mamroczę wpatrzona w szerokie plecy mężczyzny, który jako jedyny w pokoju nie ma na sobie białego fartucha, a czarne ubranie chirurgiczne zestawione z butami hoka w takim samym kolorze. Z trudem przełykam ślinę. To absolutnie popierdolone, że odczuwam tak wielki stres w jego obecności. Dlaczego tutaj przyszedł? I gdzie podziewa się doktor Albert?
CZYTASZ
It Shouldn't be You ( Tymczasowo zawieszone)
AléatoireDwudziesto ośmioletnia Daisy Ridley zawsze chciała pójść w ślady tragicznie zmarłej matki i zostać lekarką. Kiedy udaje jej się dostać na staż do elitarnego szpitala w Chester, czuje że świat staje dla niej otworem. Jest gotowa podjąć wyzwanie, cho...