William
Minął tydzień, odkąd wraz z Asherem odwieźliśmy Leę do prywatnej szkoły z internatem w Szkocji.
Zaczynając z nią ten temat, już od samego początku wiedziałem, że ta rozmowa wcale nie będzie należała do tych najłatwiejszych. I oczywiście, się nie pomyliłem.
Szło nam wręcz tragicznie. Ale czy to powinno mnie dziwić? W końcu, żaden z nas nie specjalizował się w rozmowach z dziećmi. Oboje byliśmy przyzwyczajeni do rozwiązywania problemów w praktyczny sposób, a nie do delikatnych, emocjonalnych rozmów.
Lea, dokładnie tak, jak zakładaliśmy, zareagowała z mieszanką złości i rozczarowania.
Asher na wiele sposobów próbował tłumaczyć, że to wszystko dla jej dobra, ale jego słowa niezbyt ją przekonały. Co gorsza, mi wcale nie poszło lepiej. Lawirowałem między wyjaśnieniami, a próbami uspokojenia całej tej sytuacji, ale bezskutecznie.
Dopiero po długich, naprawdę długich, godzinach rozmów Lea ustąpiła, choć bez większego entuzjazmu. Wiedzieliśmy, że to trudne zarówno dla niej, jak i dla nas, ale wierzyliśmy, że to będzie właściwa decyzja.
Utwierdziliśmy się w tym przekonaniu po dotarciu na miejsce i spędzeniu z nią paru dni w mieście, tak aby mogła się zaaklimatyzować. Lea szybko łapała kontakt ze swoimi rówieśnikami, i choć na początku zdawała się wycofana, widać było, że powoli zaczynała się otwierać.
Dzień, w którym mieliśmy wrócić do domu, był trudny. Lea nie była wylewna, ale przy pożegnaniu mocno przytuliła mnie i Ashera, zarządzając, że ponownie musimy zobaczyć się na święta, na co obaj nawet nie śmieliśmy się sprzeciwić.
Teraz, tydzień później, w domu było dziwnie cicho. Wciąż łapałem się na tym, że odruchowo sprawdzam jej pokój, jakby zaraz miała z niego wyjść. Asher, choć nie mówił tego wprost, też wyglądał na bardziej zamyślonego.
Mimo to wierzyliśmy, że ta decyzja była dla niej najlepsza. Zajmując się sprawami związanymi z Jamesem i Stowarzyszeniem, nie byłaby tutaj bezpieczna, a to stanowiłoby największy problem.
W tym momencie oboje zmierzaliśmy do Dover, w którym mieliśmy spotkać się z całą resztą. Większości z nich nie widziałem już od ponad roku, co było zdecydowanie najdłuższą przerwą odkąd się poznaliśmy. Nie licząc Ashera, jedynie Scott odwiedził mnie kilka razy we Włoszech, bo sam miał tam parę interesów do załatwienia. Z Tyronem i Rivenem wymieniałem jedynie pojedyncze wiadomości, ale z Lilianą często rozmawiałem przez telefon, głównie podczas pierwszych miesięcy po moim wyjeździe. Czasem spędzaliśmy naprawdę długie godziny na rozmowach, i to ona jako jedyna wiedziała najwięcej o tym, co się u mnie działo.
Ale nawet z nią kontakt zaczął się w końcu urywać. Im dłużej przebywałem we Włoszech, tym bardziej czułem, że muszę się odsunąć. Wiedziałem, że Stowarzyszenie bacznie mnie obserwowało. Obawiałem się, że jeśli nie odpuszczę, moje problemy mogą stać się ich problemami. A na to nie mogłem pozwolić.
Wszyscy mieliśmy świadomość, że zobaczymy się dopiero po moim powrocie, i ten dzień w końcu nastał.
Z początku czułem się nieco nieswojo z tymi wszystkimi myślami, które kłębiły się w mojej głowie, ale gdy tylko przekroczyłem granice miasta, poczułem się tak, jakbym wracał do domu. Do domu, który z pozoru nigdy nie był idealny, ale właśnie taki się stał. Do domu, który był tysiąc razy lepszy od miejsca, w którym wychowywałem się przez większość mojego życia z ojcem tyranem i tą całą otoczką doskonałości.
Tutaj mogłem być sobą. Po prostu, sobą.
Przejeżdżałem przez kolejne uliczki, w końcu dostrzegłem znajomy budynek. Zaparkowałem tuż pod nim, zauważając, że Asher jeszcze nie dotarł na miejsce. Wiedziałem, jednak że to była tylko kwestia czasu. Mój brat standardowo musiał się spóźnić.

CZYTASZ
Convergence
Romansa𝐓𝐡𝐞 𝐄𝐝𝐞𝐯𝐚𝐧𝐞 𝐁𝐫𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫𝐬 𝟐 William wraca do Londynu po rocznym kontrakcie we Włoszech i stara się wrócić do normalności, ale zniknięcie jego siostry zdecydowanie mu tego nie ułatwia. Wciąż nie jest jasne kto trzyma ich wszystkich w sz...