Rozdział 4

10 4 7
                                    

Nie miałam pojęcia, jak przetrwaliśmy noc w bibliotece na ciasnym strychu. Ermin mówił mi, że co chwilę się budził i sprawdzał, czy nas nie znaleziono.

-Żyjemy - oznajmił od razu, kiedy się obudziłam.

Nie ociągajmy się, uciekajmy stąd.

Wzięliśmy z biblioteki mapę i ołówek i ruszyliśmy do pobliskiego sklepu, aby zabrać prowiant na drogę. Nie jadłam nic od wczoraj i miałam wrażenie, że żaby skaczą mi w żołądku, ale nie tylko z głodu.

Wzięliśmy dwie bułki, po jednym jabłku i po butelce wody. Ermin stwierdził, że nie potrzebujemy wielkich zapasów na przejście paru kilometrów.

Ruszyliśmy opuszczonym miastem, kilka razy uskakując za pobliskie budynki, bo Serbowie szli ulicą. Słyszeliśmy krzyki, strzały, czuliśmy zapach krwi płynącej ulicą.

A potem cisza. Martwi głosu nie mają.

Szybko przeszliśmy nasze miasto, po drodze mijając setki bośniackich trupów z ranami postrzałowymi i pułapki zastawione przez Serbów.

Grobowa cisza.

Ermin chyba nie lubił ciszy, bo po jakichś pięciu minutach postanowił rozpocząć rozmowę.

-Zatem - zaczął.

Może opowiesz mi trochę o sobie? Chciałbym trochę wiedzieć o dziewczynie, która pomaga mi uciec ze Srebrenicy.

-A co chciałbyś wiedzieć? - zapytałam.

Nie wiem, czy warto jest ci opowiadać o mnie.

-Rodzice się rozwiedli, jak miałam sześć lat. I mam dwójkę rodzeństwa. A no, i jestem pół Ormianką, pół Bułgarką. Nie jestem ciekawym człowiekiem.

-Nie mów tak - zaprostetował Ermin.

Każdy jest ciekawym człowiekiem. Ty wydajesz się ciekawym człowiekiem, na pewno masz dużo więcej do powiedzenia, niż to, że twoi rodzice się rozwiedli.

Byłam prawie pewna, że wziął to zdanie z jakiejś książki znalezionej w bibliotece. Ale postanowiłam, że będę milczeć.

I znowu szliśmy w ciszy przez kilka minut, aż doszliśmy do lasu, za którym znajdowała się bezpieczna ostoja.

Staliśmy tak bezczynnie przez chwilę, wiedząc, że to nie do końca mądre, wiadomo ze względu na kogo.

-Nie jestem do końca pewna, czy to dobry pomysł, przechodzić przez las - oznajmiłam.

-Dlaczego? - spytał Ermin.

-Pod ziemią mogą być zakopane miny - szepnęłam.

-Aha - powiedział Ermin.

Ale co z tego?

-Ermin, przeczytałeś tyle książek, i nie masz pojęcia, co to są miny? - spytałam.

Jak wybuchną, posprzątają wszystko w promieniu 50 metrów. A my będziemy martwi, a jak nasze ciała zostaną znalezione, to wrzucą je do masowych grobów.

Ermina to chyba przestraszyło, bo wybałuszył oczy, a zraz potem wyciągnął z kieszeni mapę okolic.

-Jest droga, którą tam dojdziemy - powiedział.

Myślę, że Serbowie nie rozkopią betonu, więc min tam raczej nie będzie...Ale mówiłaś coś o pułapkach?

-Tak, bądźmy po prostu ostrożni - powiedziałam.

Wtedy uciekniemy stąd żywi. I zobaczymy znowu nasze rodziny. Dobrze, jak daleko jest ta droga?

-Niecałe pół kilometra na zachód - powiedział Ermin, przyglądając się mapie.

Pospieszmy się, bo nas znajdą.

Niemal pobiegliśmy w tamtą stronę.

-No to co - powiedziałam, kiedy dobiegliśmy do drogi.

Wolność.

-Czekaj - zatrzymał mnie chłopak i podniósł kija z ziemi. Kij był gruby i większy od niego samego, także Ermin prawie się przewrócił.

-Co ty wyprawiasz? - spytałam zdziwiona.

-Będę tym kijem sprawdzać, czy nie ma przed nami pułapek...Bo wiesz, mogą się też okazać niewidoczne - powiedział.

Chciałam mu powiedzieć, że to nie ma sensu, ale byłam na to zbyt dobrze wychowana, więc po prostu ruszyliśmy ów drogą w stronę miasta, w którym będzie bezpiecznie.

Miałam wrażenie, że idziemy tak co najmniej kilka tygodni, a nie kilka godzin, nawet nie kilka godzin. Zegarek chłopaka pokazywał, że jest dopiero wpół do drugiej.

Nie wiedzieliśmy, jak długo będziemy iść do Potočari. Nie wiedzieliśmy, czy Serbowie nas znajdą, nie wiedzieliśmy, co się stanie. Wiedzieliśmy tylko, że uciekamy z miasta, w którym się wychowaliśmy i że straciliśmy dom.

Spodziewałam się, że za chwilę Ermin będzie chciał zacząć rozmowę, bo nienawidził, jak jest cicho, więc przygotowałam sobie w głowie odpowiedzi na wypadek zadanych pytań w moją stronę.

-Myślisz, że ta wojna się skończy? - spytał Ermin.

-Mam nadzieję - mruknęłam.

Mam już dość tego wszystkiego.Jeszcze gorzej, że w parę dni straciłam dom, moja rodzina wyjechała ze Srebrenicy, i najpewniej już nigdy nie zobaczę mojej najlepszej przyjaciółki. Mam nadzieję, że wyjedziemy z Bośnii. Chcę wrócić do Armenii i poznać moich krewnych.

-Ja się nie mogę pogodzić z tym, że straciłem ojca - powiedział Ermin.

Kochałem go. Gdybym nie uciekł, pewnie zastrzeliliby go na moich oczach, a zaraz potem...Byłbym jak ci chłopcy, których ciała leżały na srebrenickich ulicach.

-Ale żyjesz - powiedziałam.

I masz żyć, bo nie zniosłabym, jak ktoś, komu pomagam, zginąłby. Nie chcę, abyś umarł.

Wiem, jak zabrzmiało ostatnie zdanie. Ale nie, nie zakochałam się w nim. Gdybym go znała bardziej, stwierdziłabym, że jesteśmy przyjaciółmi, a póki co jesteśmy tylko sojusznikami. Nigdy się w nikim nie zakochałam, ale to dlatego, że sądzę, że dziewczyny w moim wieku mają jeszcze czas na romanse itede.

-Też nie chciałbym twojej śmierci - powiedział chłopak.

Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś ty umarła, a ja przeżyłbym. Lubię cię.

Ja ciebie też lubię, Ermin. I mam nadzieję, że wyjdziemy z tego żywi.

Witam, rozdział wleciał trochę szybciej, bo jutro nie dałoby rady :( Ale anyway jest, miłego czytania :)

~Anthothings

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 4 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Chłopak ze SrebrenicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz