Rozdział II - Nie stać mnie na miłość, tylko na zazdrość.

4 0 0
                                    

Chiara
Ostatnie tygodnie to był prawdziwy roller-coaster. Nigdy nie należałam do rozhisteryzowanych bab, ale stymulacja hormonalna sprawiła, że płakałam i darłam się naprzemian. Co prawda byłam o tym ostrzegana, ale cholera! Nigdy nie sądziłam, że w czasie tych popieprzonych zastrzyków będę musiała zamknąć się w domu. Domenico się zmienił, perspektywa zostania ojcem wzbudziła w nim jakąś motywację i nawet dawał sobie ze mną radę, co nie było łatwe. Miałam ochotę spalić przeklęte mieszkanie, które kupił na dziwki, ale zamiast tego wymieniłam zamki i kazałam swojej asystentce tam jeździć, kiedy on był w pracy i sprawdzać czy nie wymienił ich na swoje. Kontrolowałam jego konto, chociaż przecież i tak w dużej mierze obracał gotówką. Czasem potrafiłam dostawać paranoi. Małżeństwa w tym świecie nie mogły być idealne, ale należał mi się szacunek, co wytłumaczyłam mężowi rzucając talerzami, aby pięć minut później pogodzić się w najstarszy ze znanych sposobów. Chwilowo starałam się wierzyć w obietnicę, mimo że w łóżku groziłam, że też go kiedyś zdradzę i pytałam jakim cudem zastąpił mnie głupią dziwką. Wiedział co powiedzieć, abym się uspokoiła. W końcu znaliśmy się już wiele lat. Potem było jakoś z górki. Spędzaliśmy razem sporo czasu, które miały znamiona randek, jedliśmy przyjemne kolacyjki i spacerowaliśmy po miłych miejscach. W ramach zajęcia czasu nawet spędziliśmy weekend w Paryżu, a ja udawałam, że nie pamiętam, że jeszcze miesiąc temu przyprowadził sobie do mieszkania dziwkę. Wszystko się wyprostowało, dlatego bałam się, że procedura się nie uda. Zbyt dobrze układało się moje życie, aby nie przeczuwać, że coś zwyczajnie pęknie i się spieprzy. Pewnie niektóre osoby nie kazałyby mi czarować negatywnie rzeczywistości, ale ja po prostu byłam dorosła. Jednoczesnie miałam wrażenie, że gdyby się udało moje życie nabrałoby nowego blasku, a Domenico na nowo zwariowałby na moim punkcie.
Po zapłodnieniu pracowałam jak szalona. Po prostu myślenie o tym czy się udało mogłoby doprowadzić mnie do ostrej paranoi, więc zapisywałam sobie coraz więcej klientów. Zajmowałam się prawem przemysłowym i rozwodnikami. Ojciec by prędzej umarł niż pozwolił mi bronić kryminalistów. Jego interesami też nie mogłam się zajmować, ale radziłam sobie doskonale i z pewnością nie byłam ciężarem na utrzymaniu rodziny. Zaczęłam od rozwodów, wtedy nawet w jakiś sposób mnie to bawiło, większość bogaczy i tak miała sprytnie sporządzone intercyzy, co nie znaczyło, że rozstania były łatwe. Lubiłam pracować, ale nie na tyle, aby zrywać się o świcie, do biura docierałam nie szybciej niż na dziewiątą. Na recepcji spotkałam Patrizię z luksusowym pudłem. Dziewczyna miała dwadzieścia sześć lat i zatrudniłam ją na ostatnim roku studiów. Najpierw parzyła wszystkim kawę, a kiedy obroniła tytuł przyjęłam ją aplikację. Patrizia to jedna z tych zdeterminowanych dziewczyn z biednego domu. Wzięłam ją pod swoje skrzydła i byłam niezmiernie dumna z osiągnięć. Bałam się jedynie, że moje pisklę odleci, kiedy tylko zarejestruje się w Krajowej Izbie Adwokackiej. Pudło z wyjścia mnie rozzłościło, z pewnością Patrizia nie mogła sobie pozwolić, aby kupić jakąkolwiek rzecz z tego butiku za pensję, którą jej płaciłam. Skrzywiłam się i gestem zaprosiłam do swojego gabinetu zatrzaskując za nią drzwi.
— Co to za pudło? — zapytałam mrużąc oczy — Mam nadzieję, że pamiętasz o zasadach. Żadnego spouchwalania się z klientami. To stare dziady. Większość z nich właśnie wystawiła swoje o połowę młodsze żony za drzwi — podkreśliłam. Patrizia się zmieszała, ale wcale nie wyglądała na przekonaną co do zwrotu prezentu — Dostaniesz premię na zakupy, ale bez dyskusji musisz to oddać i postawić granicę — powiedziałam siadając przy biurku. Dla mnie sprawa została zakończona. Wielokrotnie ją przed tym ostrzegałam, była młodą, śliczną dziewczyną i nie wątpiłam od pierwszego dnia, że mężczyźni będą próbowali mącić jej w głowie. Z racji tego, że pochodziła z biednego domu wyobrażałam sobie, że łatwo mogłoby ją przekupić. Musiałam jednak przyznać, że dwa lata trzymała się dzielnie, więc nie planowałam wyciągać konsekwencji. Nie wierzyłam w ludzkie dobro, ale liczyłam, że Patricia i tak by się opanowała.
— Ale... — zgromiłam ją wzrokiem, ale w końcu Patrizia uniosła wysoko podbródek — To nie mój klient, nie rozwodzi się i już się z nim spotkałam trzy razy — wkurzyłam się. Tego było już za wiele. Patrizia to pyskata dziewczyna i zdeterminowana, ale nie przypominałam sobie, aby kiedykolwiek mówiła do mnie takim tonem. 
— Nie pozwalaj traktować się jak dziwka i nią nie bądź. Faceci to świnie, nigdy się dla Ciebie nie rozwiedzie. Dla niego to nic takiego — wskazałam na pudło. Patrizia zmrużyła oczy, gotowa do walki o faceta. W innych okolicznościach byłoby to zabawne.
— To Luciano. Z tego co wiem to wieczny singiel i nie zawsze przychodzi tutaj w celach służbowych — wyrzuciła z siebie. Dłuższa chwilę milczałam, potem otworzyłam ze zdziwieniem usta.
— Mówisz o Luciano Moretti? — zapytałam.
— Tak, o nim mówię. Jeżeli według Ciebie złamałam zasady to mnie wylej, chociaż to byłoby cholernie nie fair — podkreśliła niczym obrażone dziecko i odwróciła się zmierzając w kierunku wyjścia.
Wściekłam się i zalała mnie fala zazdrości, co zaskoczyło mnie najbardziej. Nigdy nie byłam o nikogo zazdrosna, a Luciano... Cóż, był kobieciarzem i moim przyjacielem od dzieciństwa. Nigdy nie próbowałam go poderwać, nawet jeżeli uważałam obiektywnie, że należy do przystojnych mężczyzn i świetnie się dogadywaliśmy. Chciałam wyładować na kimś swoją złość. Pieprzone hormony, chyba nadal działały.
— Czekaj — powiedziałam, kiedy kobieta otworzyła drzwi. Mój głos był ostry, ale się tym nie przejmowałam. Patrizia nie była kobietą, która mogła mi zaszkodzić, to raczej ona powinna dbać o to, abym miała o niej same dobre myśli.
— Luciano to mój przyjaciel, ale z pewnością znasz plotki — podkreśliłam, starałam się być wyniosła, ale jednocześnie rzeczowa. Nie chciałam pokazać swojej zazdrości — Musisz wiedzieć, że to nie jest człowiek, który Cię pokocha i weźmiecie ślub. Możesz się z nim przespać kilka razy, jeżeli chcesz. Podobno jest w tym całkiem dobry, ale nie licz na nic wielkiego, ponieważ się zawiedziesz. To nie będzie romans rodem z taniej książki, a Luciano szybko się znudzi  — podkreśliłam — Mam nadzieję, że nadal najważniejsze są dla Ciebie ambicje i Twoja własna kariera. Nie dałabym Ci szansy, gdybym podejrzewała, że szukasz ustawionego męża — może i byłam niesprawiedliwa. Luciano potrafił być czarujący i z pewnością niewiele kobiet mu odmówiło, ale byłam zła. Nie wiedziałam na kogo bardziej: jego, Patrizię czy siebie. Kobieta skinęła głową i uciekła z gabinetu. Z pewnością zepsułam jej dzień, ale gdybym nie rządziła pewną ręką wszyscy weszliby mi na głowę. Wyniosłam to z domu.
Wybrałam numer Luciano.
— Ale z Ciebie dupek — zaczęłam bez wstępów. Było rano, ale byłam pewna, że Moretti wstał o piątej, poszedł biegać, zjadł swoje idealne śniadanie po zimnym prysznicu i od ponad dwóch godzin siedział już w biurze. Był beznadziejnym przypadkiem pracoholika i perfekcjonisty.
— Nie wiem o co Ci chodzi — powiedział, a po tonie głosu wnioskowałam, że jest zajęty.
— Chwilę mnie nie było, a Ty już bałamucisz moją najlepszą, młodą pracownicę. Karton z sukienką? Stać Cię na więcej Moretti — wytłumaczyłam z nutką złośliwości.
— Zabieram ją do Monte Carlo, sama rozumiesz — rozumiałam. Dziewczyna miała kilka prawniczych strojów, ale z pewnością Moretti nie uważał, że będzie miała coś odpowiedniego na bal.
— Zrobisz jej nadzieję i złamiesz serce. To dobra dziewczyna — podkreśliłam.
— Robisz z nią szarą gąskę i małą dziewczynkę, którą, uwierz mi, nie jest — ton jego głosu wskazywał jednoznacznie co ma na myśli, czym wkurzył mnie jeszcze bardziej, ale zanim odpowiedziałam kontynuował — Niedawno czepiałaś się, że z nikim nie wytrzymuje dłużej niż jedną noc — przypomniał mi. Cmoknęłam z dezaprobatą, ponieważ tego wieczoru akurat nie chciałam wspominać.
— Pierdol się — warknęłam — Myślisz o niej poważnie? — zapytałam z niedowierzaniem.
— Martwisz się o nią czy jesteś zazdrosna? — w jego głosie brzmiał żart, co mnie wcale nie uspokajało, ponieważ rzeczywiście zachowywałam się jak pies ogrodnika i nie rozumiałam dlaczego tak jest. Pewnie przez te hormony. Mój organizm był stymulowany na wytwarzanie jajeczek to może szukam odpowiedniego ojca. Moretti mógłby spłodzić całkiem ładne I mądre dzieci, ale z góry współczułam jego przyszłej żonie.
— Nie traktuj ludzi jak rzeczy Luciano. To fajna dziewczyna, ale nie jedyna ładna, naprawdę możesz wkładać kutasa w kogoś innego — dodałam. W kogoś kto nie będzie miał imienia, nazwiska i twarzy i nie będę jej widywała każdego dnia.
— Jak Invitro? — niespodziewanie zmienił temat.
— Jeszcze kilka dni do testu i będę wiedziała czy się udało — powiedziałam beznamiętnie. Nie chciałam się nakręcać. Nie czułam się jak kobieta w ciąży i byłam racjonalna. Czekałam na fakty, co nie znaczyło, że nie zajmowało mi to myśli w każdej wolnej części dnia.
— Daj znać — powiedział — Widocznie potrzebne Ci zajęcie skoro plotkujesz o moich łóżkowych ekscesach. Jakby co to mogę spełnić Twoje fantazje — roześmiał się, wiedziałam, że żartuje.
— Dupek. Mam męża i znam Twój podły charakter, dzięki temu słynny urok na mnie nie działa. Życzę Ci złego dnia przyjacielu — wymruczałam, a potem się rozłączyłam. Nie wiedziałam dlaczego towarzyszył mi zły humor, zarówno Luciano jak i Patrizia byli dorośli. Mogłam się okłamywać, że chciałam uchronić młodszą koleżankę od zawodu miłosnego, ale tak nie było, mimo że miałam pewność, że Moretti szybko się znudzi. Nawet jeżeli jakimś cudem szedł na trzecie spotkanie z jedną kobietą. Mógł oczywiście wybrać ją z rozsądku, co brzmiałoby całkiem logicznie i musiałam to sprawdzić. Po tym jak poznałam sekret mojej pracownicy postanowiłam dać jej o wiele więcej pracy, aby nie miała czasu na głupoty.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 15 hours ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zimna kalkulacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz