Chiara
Niedziela. W naszej rodzinie należało dzień święty święcić i tylko szpital lub daleka podróż w interesach mogła usprawiedliwić brak obecności na uroczystym obiedzie. W tę niedzielę jedliśmy w domu Morettich. Byłam do tego przyzwyczajona, ponieważ od dziecka uczono mnie, że to oficjalny dzień i brak makijażu czy niechlujny ubiór nie będą mile widziane. Buntowałam się, kiedy byłam nastolatką, ubierałam wyzywające ciuchy i głupkowato się malowałam, ale za każdym razem byłam odsyłana do pokoju. Pewnej niedzieli w nocy zabrano wszystkie moje ubrania poza kiecką, którą wybrał ojciec. Do dzisiaj widzę jego minę, kiedy pojawiłam się na dole naszej rezydencji naga. Zabawnie było wspominać czasy, kiedy miałam dużo ikry i wielkie jaja w idealnie wyprasowanej ciemnej sukience. Ułożyli mnie, stałam się niczym potulny psiak w kagańcu i kolczatce.
Ojciec był wymagający i pierwszym jego komentarzem, kiedy mnie zobaczył było pytanie czy ktoś umarł. Ktoś z pewnością niedawno stracił żywot, pewnie sam się do tego przyczynił, a teraz udawał niewiniątko. Lubiłam ciemne ubrania, oddawały cześć mojej czarnej duszy, ojciec nie powinien się dziwić, sam mnie stworzył. Wyglądał dobrze na swoje siedemdziesiąt dwa lata, trzymał formę i nigdy nie rozstawał się z ciemnym, szytym na miarę garniturem. Zazwyczaj mówił cicho i obdarzał świat sarkastycznym uśmiechem, ale wszyscy się go słuchali. W końcu był panem życia i śmierci. Zastanawiałam się czasem czy kiedykolwiek był z czegokolwiek zadowolony, nie kojarzyłam takiego momentu.
Rezydencja Morettich była równie okazała co nasza, chociaż matka Luciano była zdecydowanie bardziej nowoczesna, dzięki czemu ich dom miał bardziej modernistyczny charakter i został przebudowany kilka lat temu zyskując geometryczną bryłę. Mieliśmy zjeść na przeszklonym patio korzystając z ostatnich promieni jesiennego słońca. Kiedy byłam dzieckiem uwielbiałam te obiady, były możliwością na wymyślanie głupich rzeczy na spółkę z bliźniakami, teraz to już był raczej tylko przykry obowiązek. Byłam inna niż reszta mafijnych żon. Im byłam starsza tym bardziej sceptycznie podchodziłam do pewnych spraw, przez resztę pań byłam traktowana jakbym miała trzecie oko, a mężczyźni nie chcieli mnie mieszać w interesy. Tkwiłam zatem w zawieszeniu między młotem a kowadłem, nie pasując do żadnej z grup.
W książkach pewnie nikt nie uwierzyłby, że dwóch Donów Sycylijskiej mafii spotyka się przy jednym stole i to tak często. W książkach i filmach zażarta walka zawsze wypadała bardziej barwnie. Trudno jednak o sprytniejsze i korzystniejsze rozwiązanie. Rodzina Grasso miała sieć klubów, kasyn i burdeli na całym świecie. Dziadek przy okazji wszedł w hotelowy biznes, który doskonale dopełniał imperium. Rodzina Morettich miała fabryki broni i trochę narkotyków, z ich legalnych biznesów na czoło wysuwała się transportowa firma, której prezesem, a właściwie ojcem był Luciano. Trudno było nadążyć za inwestycjami rodzin, ale raczej nie wchodziliśmy sobie w paradę, a konflikty były sprawnie załatwiane negocjacjami. Babcia zawsze mi powtarzała, że należy się cieszyć ze spokojnych czasów i nie zawsze tak było.
Valentina Moretti siedziała obok swojego syna, Dona. Ubrana była elegancko, a jej szyję zdobiły prawdziwe perły. Widok tej kobiety budził we mnie pewien ból, mojej babci nie dane było dożyć tych lat i zostały po niej jedynie wspomnienia. Myślałam o tym za każdym razem, kiedy Valentina znajdowała się przy stole.
Babcia opowiadała mi dużo o historiach rodzin. Żywo się tym interesowała i znała mnóstwo anegdot i plotek, które rozpalały moją wyobraźnię. Rodzina Morettich miała długą, szlachecką tradycję. Ich udokumentowana historia sięga trzynastego wieku, wszystkie pamiątki trzymali jednak zamknięte w zamku, który przestał być siedzibą rodziny w czasie pierwszej wojny światowej. Wyprowadzili się stamtąd kilka miesięcy po tym jak w stawie przed pałacem utopiono ostatniego mężczyznę z rodu Morettich. Takie bajki opowiada się mafijnym dzieciom na dobranoc, ale byłam babci bardzo wdzięczna. Nie tylko rozumiałam rodzinno-mafijne powiązania, ale mogłam używać historycznych faktów, które niewielu interesowały. Mojej matce nie chciałoby się czuwać przy mnie w czasie zasypiania. Moja rodzina ujawniła się dopiero na koniec hiszpańskiej okupacji. Babcia mówiła, że zanim Grasso urośli w siłę niektórym zdarzało się sugerować, że mój przodek robił interesy i z Hiszpanami, i z Włochami. Uważam, że to całkiem możliwe, ale teraz nikt już nie ma odwagi nam tego zarzucić. Szlachecka rodzina Morettich nie chciała działać z Grasso i rozejm nadszedł dopiero podczas drugiej wojny światowej. Nic nie scala tak mocno jak wspólny wróg, którym w tym wypadku byli naziści. Zawsze z wypiekami na twarzy dopytywałam o szczegóły, a babcia chętnie mi odpowiadała. Raz nawet namówiłam Luciano, aby zabrał mnie do zamku. Serce mnie bolało, kiedy patrzyłam jak budynek z duszą niszczeje i nikomu nie jest żal. Nie rozumiałam, że dorośli, bogaci ludzie wierzą w klątwę z końca dziewiętnastego wieku. Luciano co prawda się z tego śmiał, ale mimo moich namów zabrał mnie do zamku tylko jeden raz i nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu.
Wszyscy byliśmy pełni przeciwieństw. Nasze babcie chodziły gorliwie do kościoła, jednocześnie moja wspominała często, że Valentina Moretti żarliwie prosiła Boga o to, aby bliźnięta się nie urodziły i to tylko dlatego, że jakaś stara czarownica trzy pokolenia temu twierdziła, że szalony bliźniak będzie ostatnim włoskim Donem na Sycylii. Pamiętam do dzisiaj jak bardzo się tym przejmowały pijąc popołudniową kawkę, kiedy byłam na początku szkoły podstawowej. Kiedy mężczyźni wyśmiewali się z klątwy ona mówiła: kiedyś też się śmiali, a jednak ostatni męski potomek Morettich został utopiony i dopóki mieszkali w zamku rodziły się same dziewczynki. Zastanawiałam się wtedy co w tym takiego wielkiego skoro bogata rodzina mogła wybrać nie tylko męża dla dziewczynki, ale również narzucić mu zmianę nazwiska. Ostatni męski potomek Morettich zmarł niby ponad sto lat temu, a jednak przy stole siedziało teraz co najmniej sześciu mężczyzn o tym nazwisku.
CZYTASZ
Zimna kalkulacja
Roman d'amourChiara Grasso to prawniczka, żona i twarda kobieta, chociaż na Sycylii znana jest głównie jako córka dona Grasso. Pogodziła się z tym, chociaż nie należy do klasycznych, mafijnych żon, robi swoje wielokrotnie kryjąc krnąbrną naturę. Luciano Moretti...